Выбрать главу

Jestem za kryształowym Mozartem, ragi ględzą. A co do prozy…

Nareszcie telefon z Produkcji – bez obrażania, bez wyżalania. Są wdzięczni za list, pozwoliło im „sformułować coś, co wszyscy czują”. Ulga: jesteśmy w świecie logiki, nie pąsów – dąsów. Złudna… chwila rzeczowej rozmowy i rozpacz Produkcji: musicie przyjechać, nie da się przez telefon, kłopoty z aktorką.

Jeżeli wyjedziemy w tym tygodniu, nie dokończymy na czas dialogów. Już w tamtym roku mieliśmy upojnego sylwestra z Windows 97, o nie!

Gwiazda jest temperamentna, piękna, ale ma fochy. Umie postawić na swoim (dlatego chcieliśmy ją do tej roli). Takie były szlachcianki, stawiające pod ścianą dworku nieposłuszną służbę i męża.

Ale dlaczego scenarzyści mają pertraktować z aktorami? My mamy higieniczną pracę, przez papier. Od babrania się w psychice na planie są reżyserzy. Mówię, że jestem w ciąży – nie chcę się denerwować, aktorka namiętnie pali – nie chcę rzygać.

– Ha, ha, zabawne – Producent nie wierzy, jeszcze jeden pomysł scenarzystów.

– Serio.

– Gratuluję – nie jest do końca przekonany.

Pod lasem przebiega mi drogę parka bażantów, on za nią w miłosnym obłędzie. Wiosna jesieni, gody. Przy lasku cudaczny pisk. Ni to kot, ni ptak. Szukam wzrokiem kociaka, pogubionego w sosnach. Jedna z gałęzi trzęsie się pod wiewiórką, przygotowaną do skoku na wyższe drzewo. Kwiląc, miaucząc, zbiera się na odwagę i świergoląc hoop, łukiem nade mną. Pojęcia nie miałam, że wiewiórki wydają jakieś dźwięki. Futrzaste, pazurzaste z ogonkiem to piszczą trochę po kociemu, a że na drzewach i latają – trochę ptasio.

Mądrości z książek o dolegliwościach w siódmym miesiącu ciąży. Zgaga, ból pleców, skurcze, krwawienie z dziąseł. Totalne zmiany w psychice (hormony). Piotr po przeczytaniu tych rewelacji podejrzewa, że jednym z ubocznych objawów stanu błogosławionego może być przemawianie w różnych językach.

Przed zaśnięciem parę kartek ze Stein. Zamiast paciorka.

2 XII

Dwa miesiące temu za duże ogrodniczki, dzisiaj o jeden guzik za małe.

W biografii Leonarda Cohena ton niby o półbogu i półschizolu. Opis jego sposobu nagrywania płyty przed lustrem. Słuchając Cohena, widzę Cohena, co za szczęście, że on czuł i widział to samo.

Wspomnienie jednego z setek jego koncertów. „Owacje trwały czternaście minut”. Nie kwadrans, dziesięć, maniacka precyzja – czternaście. Ktoś mierzył i zapamiętał? Ta książka jest zapisem, jak cwaniak (autor) wyżyłował megalomana. Kupiły to miliony rozkochanych blondynek. Niestety ja też.