Выбрать главу

— Dlaczego nie odrąbał ci nóg? — zdziwił się Urn.

— Zbudowałem mu ten trakt. Mniej więcej.

— Jak? Myślałem, że to tylko metafora.

— Uczysz się, Urn. Znalazłem tuzin niewolników, którzy umieli czytać. Siedzieli nocą w jego sypialni i szeptali mu wybrane fragmenty, kiedy spał.

— To działało?

— Nie wiem. Trzeci niewolnik wbił mu w ucho sześciocalowy sztylet. Po rewolucji nowy władca wypuścił mnie z więzienia i powiedział, że mogę wyjechać z kraju, pod warunkiem że nie będę o niczym myślał przez całą drogę do granicy. Ale nie wierzę, żeby mój pomysł miał jakieś zasadnicze wady.

Urn dmuchnął w palenisko.

— Chwilę trwa, nim woda się zagrzeje — wyjaśnił.

Brutha znowu ułożył się na rufie. Kiedy się skupił, mógł powstrzymać potok wiedzy. Najważniejsze, żeby na nic nie patrzeć. Nawet chmura…

…stworzona przez filozofię naturalną jako obiekt rzucający cień na powierzchnię Dysku, przez co zapobiega przegrzewaniu…

…powodowała niechciane myśli. Om spał mocno.

Wiedza bez uczenia się, myślał Brutha. Nie, odwrotnie. Uczenie się bez wiedzy.

* * *

Dziewięć dziesiątych Oma drzemało pod osłoną skorupy. Pozostała część dryfowała niby mgła w realnym świecie bóstw, który jest o wiele mniej ciekawy od trójwymiarowego świata zamieszkiwanego przez większą część ludzkości.

Om myślał: Jesteśmy tylko małą łódką. Pewnie nawet nas nie zauważy. Ma przecież cały ocean. Nie może być wszędzie.

Oczywiście, ma wielu wyznawców. Ale jesteśmy tylko małą łódką… Wyczuł umysły ryb badających koniec śruby. To dziwne, bo ryby nie słyną przecież z…

— Witaj — powiedziała Królowa Morza.

— Och…

— Widzę, że wciąż udaje ci się istnieć, mały żółwiku.

— Jakoś się trzymam — odparł Om. — Nie ma sprawy.

Zapadło milczenie, które — gdyby rozmowę prowadziły dwie istoty ludzkie w ludzkim świecie — byłoby wypełnione chrząkaniem i zakłopotanymi minami. Ale bogowie nie bywają zakłopotani.

— Przypuszczam — zaczął ostrożnie Om — że przyszłaś po swoją zapłatę.

— Ta łódź i wszyscy jej pasażerowie — oświadczyła Królowa Morza. — Ale twój wyznawca może być ocalony, jak każe obyczaj.

— Co ci z nich przyjdzie? Jeden jest ateistą.

— Nieważne. Wszyscy w końcu wierzą.

— To nie jest… uczciwe. Królowa Mórz zdziwiła się.

— Co to znaczy uczciwe?

— To jakby… zasadniczo sprawiedliwe? — zaproponował Om. Sam nie wiedział, dlaczego to mówi.

— Dla mnie brzmi to jak ludzki wymysł.

— Bo oni są pomysłowi, trzeba przyznać. Ale chodziło mi o to… no… Oni nic nie zrobili, żeby zasłużyć na coś takiego.

— Zasłużyć? Są ludźmi. Co zasługi mają tu do rzeczy? Om musiał przyznać jej rację. Nie myślał jak bóg. Zaczynało go to martwić.

— No bo wiesz…

— Za długo polegasz tylko na jednym człowieku, mały bogu.

— Wiem, wiem. — Om westchnął. Umysły przenikają się nawzajem. Na zbyt wiele rzeczy spoglądał z ludzkiego punktu widzenia. — Weź tę łódź. Jeśli musisz. Wolałbym tylko, żeby to było…

— Uczciwe? — dokończyła Królowa Morza. Przesunęła się i Om czuł ją teraz wokół siebie. — Nie ma czegoś takiego — stwierdziła. — Życie jest jak plaża. A potem się umiera.

I zniknęła.

Om wycofał się pod osłonę swej skorupy.

— Brutha.

— Tak?

— Umiesz pływać?

Miedziana kula zaczęła się kręcić. Brutha usłyszał głos Urna:

— Wreszcie. Niedługo znów ruszymy.

— Najwyższy czas — stwierdził Symonia. — Za nami płynie okręt.

— Ta łódka pływa szybciej niż cokolwiek z żaglami i wiosłami.

Brutha obejrzał się na zatokę. Smukły omniański okręt mijał właśnie latarnię morską. Wciąż był daleko, ale Brutha wpatrywał się w niego z lękiem, który powiększa obraz bardziej niż najlepsza luneta.

— Szybko płynie — zauważył Symonia. — Nie rozumiem tego. Przecież nie ma wiatru.

Urn przyjrzał się absolutnie spokojnej wodzie.

— Nie może być tak, że tam jest wiatr, a tutaj nie ma — powiedział.

— Pytałem, czy umiesz pływać. — Głos żółwia brzmiał stanowczo w głowie chłopca.

— Nie wiem.

— Myślisz, że mógłbyś to szybko sprawdzić? Urn uniósł głowę.

— Oj — powiedział.

Chmury gromadziły się nad „Nienazwaną”. Wirowały wyraźnie.

— Przecież musisz wiedzieć! — krzyknął Om. — Myślałem, że masz doskonałą pamięć.

— W wiosce często chlapaliśmy się w wielkiej cysternie — szepnął Brutha. — Nie wiem, czy to się liczy.

Mgła rozwiała się nad powierzchnią morza. Brutha poczuł bolesne puknięcie w uszach. A omniański okręt wciąż się zbliżał, jakby frunął po falach.

— Jak to się nazywa, kiedy mamy martwą ciszę otoczoną przez wiatr? — spytał Urn.

— Cyklon — odparł Didactylos.

Błyskawica zajaśniała pomiędzy niebem a morzem. Oczy Urna płonęły niemal tak samo jasno. Szarpnął dźwignię i opuścił śrubę do wody.

— To dopiero jest moc — powiedział. — Okiełznać błyskawicę! Odwieczny sen ludzkości!

„Nienazwana” pomknęła przed siebie.

— Naprawdę? Ale nie mój — stwierdził filozof. — Mnie zawsze śni się gigantyczna marchewka ścigająca mnie przez pole homarów.

— Chodziło mi o sen metaforyczny, mistrzu.

— Co to znaczy metaforyczny? — zapytał Symonia.

— Co to znaczy śnić? — zapytał Brutha.

Kolumna jasności przebiła mgłę. Iskry strzeliły z miedzianej kuli.

— Można ją uzyskać z kotów — mówił Urn, błądzący po filozoficznym świecie. „Nienazwana” pozostawiała za sobą ślad białej piany. — Kiedy je głaskać bursztynowym prętem, pojawiają się maleńkie błyskawice. Gdybym zdołał powiększyć je milion razy, żaden człowiek nie byłby więcej niewolnikiem. Łapalibyśmy je do słojów i moglibyśmy odpędzić noc…

Błyskawica uderzyła o kilka stóp od burty.

— Jesteśmy w łodzi z wielką miedzianą kulą, pośrodku dużego obszaru słonej wody — przypomniał Didactylos. — Dzięki, Urn.

— A świątynie bogów byłyby wspaniale oświetlone, ma się rozumieć — dodał szybko uczeń filozofa. Didactylos zastukał laską o burtę.

— Niezły pomysł, ale nie zbierzesz tylu kotów — stwierdził. Morze wezbrało nagle.

— Skacz do wody! — krzyknął Om.

— Dlaczego? — zdziwił się Brutha.

Fala niemal przewróciła łódź. Krople deszczu zasyczały na powierzchni kuli, rozpylając wokół gorącą mgiełkę.

— Nie ma czasu na wyjaśnienia! Skacz do wody! Tak będzie lepiej! Zaufaj mi!

Brutha wstał, przytrzymując się rusztowania, w którym wisiała kula.

— Usiądź — rzucił Urn.

— Wychodzę — powiedział Brutha. — To może chwilę potrwać.

Łódź zakołysała się pod nim i na wpół skoczył, na wpół wypadł do wzburzonej wody.

Błyskawica uderzyła w kulę.

Gdy Brutha wypłynął na powierzchnię, widział przez moment rozżarzoną do białości kulę i „Nienazwaną” z wynurzoną niemal śrubą, pędzącą wśród mgły niczym kometa. Po chwili przez ryk sztormu przebiło się głuche „bum!”.

Brutha podniósł rękę. Om wynurzył się na powierzchnię, wydmuchując wodę z nozdrzy.