Przechodząc koło każdej sali, Fornri zaglądał do środka. Przyjdzie dzień, kiedy w jednej z nich decydował się będzie los jego planety. Jarnes wyjaśnił mu procedurę sądową, jak umiał najlepiej. W każdym pomieszczeniu toczyła się jakaś rozprawa, jedna niepodobna do drugiej. W jednej z sal obaj rzecznicy stron stali, niepohamowanie rozzłoszczeni na siebie, a sekretarz próbował przywołać ich do porządku. W innej prawnicy zdawali się nudzić, zaś sędzia wyglądał, jakby spał. W trzeciej akcja procesu sądowego rozwijała się w tak fascynującej pantomimie, że Fornri aż przystanął, by popatrzeć. Jarnes poszedł dalej, lecz z uśmiechem na twarzy zaraz po niego wrócił.
Ostatecznie dotarli do celu i zatrzymali się. Rozprawa w sali dobiegała końca. Obraz sędziego zgasł, napis nad wejściem NIE WCHODZIĆ — ROZPRAWA ściemniał; Jarnes dotknął ramienia Fornriego i wprowadził go do sali.
Obecni tam dwaj prawnicy porządkowali swoje dyski z pamięcią, wkładając je do kaset. Fornri z zaciekawieniem przyglądał się dyskom. Te dziwne przedmioty przekazywały informacje maszynie-co-pamięta i jeśli ich pamięci były do siebie lepiej dopasowane niż pamięci dysków drugiego prawnika, sprawa była wygrana. Fornriemu wydawało się to w najwyższym stopniu nieprawdopodobne, ale Jarnes wszystko mu wyjaśnił, więc musiał uwierzyć.
Z naręczem osobliwie perforowanych notatek, jakie wypluwała maszyna-co-pamięta, sekretarz skierował się do wyjścia dla personelu, które znajdowało się z tyłu, za jego biurkiem. Jarnes przyspieszył kroku, by go dogonić. Sekretarz odwrócił się i uśmiechnął, co świadczyło, że go poznaje.
— Aa! Pan mecenas Jarnes!
— Pan sekretarz Wyland — rzekł Jarnes i przedstawił
mu Fornriego.
Sekretarz sądu, zbyt obładowany rolkami z taśmą, by móc zetknąć się z nimi dłońmi, uśmiechnął się tylko i skinął głową.
— Otrzymałem pismo od pańskiego szefa, mecenasa McLindorffera — powiedział. — Tędy proszę.
Za drzwiami znajdował się cud, który zrobił na Fornrim największe wrażenie: STP — system transportu pionowego. Jeden szyb łagodnie przenosił pasażerów na górne piętra budynku, drugi zaś na dolne kondygnacje. Kiedy Fornri zetknął się z nimi po raz pierwszy, przez całą godzinę rozkoszował się fruwaniem w górę i w dół, póki ubawiony Jarnes mu nie przerwał.
Tym razem wznieśli się tylko na następne piętro i Fornri, za przykładem swych towarzyszy, przytrzymał się ręką, by wyhamować, a potem został łagodnie wyciągnięty przez otwarte drzwi. Szli długim korytarzem do biura Wy landa, a gdy tam dotarli, sekretarz otworzył drzwi i gestem zaprosił ich do środka. Następnie położył rolki z taśmą na biurku i podsunął im krzesła, zanim sam usiadł.
— A więc, to jest ten młody człowiek z Langri — rzekł.
Wyland był niezwykle korpulentny i całkowicie łysy, ale uśmiechał się ciepło i ujmująco. Spodobał się Fornriemu mimo groteskowego wyglądu.
— Posuwamy się do przodu? — zwrócił się Wyland do Jarnesa.
— Niestety, ani trochę — odparł Jarnes. Wyland nerwowo podrapał się w nos.
— Byłoby rzeczą niesłychanie trudną skasować zapis o traktacie we wszystkich rejestrach. Uważam to nawet za niemożliwe. Prawdopodobnie musieli coś pozmieniać w rejestrach.
Odwrócił się z uśmiechem do Fornriego, który patrzył nań, nie zdradzając żadnych uczuć.
— Wygląda to bardzo tajemniczo — mówił dalej Wyland — ale faktycznie tak nie jest. Przypuśćmy, że powiem: „Kiedy usłyszy pan słowo „krzesło”, proszę wstać”. A potem, w tajemnicy przede mną, pan Jarnes szepnie panu: zmieniły się zasady. Proszę nie zwracać uwagi na słowo „krzesło” i wstawać na słowo „stół”. I wówczas, kiedy zechcę, żeby pan wstał, powiem „krzesło” i zdziwię się, dlaczego pan nie wstaje. Coś podobnego wydarzyło się z naszym traktatem, oczywiście w sposób znacznie bardziej skomplikowany. Ktoś musiał potajemnie i nielegalnie spowodować zmianę głównego hasła rejestracyjnego. Wasz traktat znajduje się we wszystkich rejestrach, ale bez znajomości tego magicznego słowa nikt nie może ustalić, w którym miejscu. Tak samo ja nie mógłbym zmusić pana do wstania na hasło „krzesło”, gdyby tymczasem ktoś panu w tajemnicy powiedział, że należy to robić na słowo „stół”. Fornri w dalszym ciągu patrzył nań z pozorną obojętnością, zastanawiając się, czy Wyland naprawdę chciał, żeby wstawał i po co.
— Oczywiście hasła rejestracyjne to sprawa ciut bardziej skomplikowana niż słowa „krzesło” i „stół” — rzekł Wyland.
— Ciut, ciut — przyznał Jarnes, uśmiechając się gorzko.
— Ale coś takiego musiało się wydarzyć i dopóki nie ustalimy nowego hasła, dopóty nie będziemy mogli odnaleźć traktatu Langri. Dokładnie tak, jak ja nie mógłbym spowodować, żeby pan wstał, zanim nie spróbowałbym mnóstwa słów i nie ustaliłbym, że reaguje pan na słowo „stół”. Teoretycznie zmiana hasła powinna być niemożliwa, gdyż niezależnie od trudności technicznych, stosuje się wszelkiego rodzaju zabezpieczenia, a poza tym, nawet próby dokonania zmiany są bardzo surowo karane. A jednak ktoś to zrobił.
— Przekupiono kogoś — poprawił go Jarnes.
— Niewątpliwie. Jednak wcześniej czy później…
— Nawet to „wcześniej” będzie za późno — rzekł ponuro Jarnes. — Mówiłem już panu, że Fornri przywiózł ze sobą wyczerpujący raport Arica Horta, który jest kompetentnym antropologiem i byłym pracownikiem tego Wemblinga. Planeta Langri jest bliska katastrofy ekologicznej. Zniszczeniu ulegną źródła pożywienia tubylców.
— No tak, rzeczywiście — powiedział Wyland, patrząc ukradkiem na Fornriego. — Biedni tubylcy. Mecenas McLindorffer poinformował mnie, że sprawa jest bardzo pilna, skontaktowałem się więc, jak obiecałem, z sędzią Laysoringiem. Nie widzi żadnej nadziei na wszczęcie postępowania w sprawie traktatu. Kwestia ta nie leży w gestii Federacji. Żaden sąd federacyjny nie podjąłby się jej rozpatrzenia.
— Pozostaje nam jedynie szukać sprawiedliwości w legislaturze — stwierdził posępnie Jarnes. — Ponieważ ludzie, którzy rządzą, są także winni tej niesprawiedliwości, perspektywy nie przedstawiają się zbyt jasno.
Wyland gestem potwierdził beznadziejność sytuacji.
— Wobec tego, tylko w jednym punkcie możemy zaatakować Wemblinga — mówił dalej Jarnes — a mianowicie jego uprawnienia. I to raczej sposób, w jaki z nich korzysta, gdyż sąd oddali każdy pozew podważający legalność tych uprawnień.
Wyland pokiwał głową.
— Sędzia Laysoring — rzekł — przyznaje, że wszystkie zastrzeżenia, wymienione przez pańskiego szefa, mają podstawy prawne i powinny zapewnić wam możliwość uzyskania nakazu zmuszającego Wemblinga do czasowego wstrzymania robót, do chwili rozpoczęcia przesłuchań. Wyraził również opinię, że wszystkie wasze zastrzeżenia dadzą się podważyć.
— Czy pan to wszystko rozumie? — spytał Jarnes Fornriego. — Odpis waszego traktatu nie ma żadnego znaczenia, o ile sam traktat nie jest oficjalnie zarejestrowany. W jakiś sposób udało się Wemblingowi doprowadzić do tego, że zawieruszyła się wersja oficjalna. W końcu się znajdzie, co pewnie wywoła odpowiedni skandal, ale jej szukanie może trwać latami. Jest wiele kwestii prawnych, które moglibyśmy podnieść, ale osiągniemy najwyżej opóźnienie prac firmy Wembling and Company i nękanie jej. Możemy spowodować wstrzymywanie prac przy budowie uzdrowiska na okres, w którym rozpatrywane będą podnoszone przez nas kwestie prawne: na tydzień, dwa, a czasem na nieco dłużej. Mamy niewielkie szansę wygrania którejś z tych spraw. A będą one bardzo kosztowne i pozwolą nam jedynie zyskać nieco na czasie.