Выбрать главу

— Byłam ślepa — szepnęła jeszcze raz. — Ale dlaczego nie poznał się na tym doktor Fenell?

— W żadnej cywilizacji nie występuje niedożywienie. Prawdopodobnie jeszcze się z nim nie zetknął.

— Wuj będzie musiał sprowadzić żywność dla tubylców.

— Za późno — rzekł Hort. — Należało o tym pomyśleć przed rozpoczęciem budowy. Lekarz komandora Yorisha próbuje karmić miejscowe dzieci racjami żywnościowymi Floty. Nie udało mu się jednak znaleźć takiego jedzenia, które mogłoby je pożywić. Ludzie przyzwyczajeni do spożywania wyłącznie mięsa kolufa nie przyswajają innego pokarmu.

Talitha ukryła twarz w dłoniach.

— To moja wina. Ja podsunęłam wujowi pomysł z uzdrowiskiem. Ja go do tego namówiłam.

— Może tak, a może nie — rzekł Hort posępnie — ale nie sądzę, by komukolwiek udało się go namówić, żeby z tego zrezygnował.

Admirała Milforda Corninga, który przyleciał na pokładzie „Maldaro”, krążownika dowództwa, przywitała kompania honorowa Yorisha. Admirał — stetryczały i zrzędzący oficerek, którego za plecami nazywano starą babą — zatrzymał się na szczycie trapu, by przyjąć honory wojskowe od Yorisha, a potem pomaszerował w dół i ich dłonie się zetknęły.

— Miło mi cię widzieć, Jim — rzekł.

— Dobrze pan wygląda, admirale — odpowiedział Vorish i obaj przeszli przed frontem kompanii honorowej.

— Na dziś wystarczy mi tych honorów — odezwał się Corning, kiedy zakończyli przegląd. — Teraz chodźmy gdzieś porozmawiać.

— Do twojej kwatery czy mojej? — spytał Yorish. Admirał wciągnął w nozdrza zapach morza.

— Byłem w Kosmosie przez pół roku, Jim. Chodźmy popatrzeć sobie na plażę.

Wyszli poza linię posterunków i usiedli na kamieniach tam, gdzie fale łagodnie obmywały brzeg morza u ich stóp. Stamtąd nie było widać zniszczeń spowodowanych pracami budowlanymi; najbliższy wartownik stał w odległości pięćdziesięciu metrów.

— Ładnie tutaj — zauważył Corning, ponownie wciągając w nozdrza zapach morza. — Twoim ludziom najwyraźniej tu się podoba. Ty też całkiem nieźle wyglądasz.

Przerwał.

— Jim, powiedz mi po prostu, co się tutaj dzieje.

— Nie sądzę, żeby w sztabie pokazali ci moje raporty — rzekł Yorish — i dlatego kazałem zrobić dla ciebie ich odpisy.

Wręczył je Corningowi, odszedł kilka kroków po plaży, zatrzymał się i patrzył na fale, podczas gdy admirał naprędce przeglądał raporty.

— No, dobrze — rzekł w końcu Corning. — Przejrzałem je na tyle, żeby się zorientować. Przeczytam je dokładnie wieczorem. Jaka była oficjalna reakcja?

— Żadna.

— To znaczy, oficjalnie złożyłeś te raporty, a sztab w ogóle nie zareagował?

— Nawet nie potwierdzili przyjęcia żadnego raportu. Kiedy spytałem, co zamierzają z tym zrobić, sztab po prostu mnie zbył.

Corning gwizdnął bezgłośnie.

— Całkowicie się z tobą zgadzam. To jakaś paskudna sprawa i pewnie w końcu polecą czyjeś głowy, ale to ciebie nie obchodzi. Twoim obowiązkiem jest meldować o sytuacji, co zrobiłeś. Siadaj tu.

Yorish usadowił się na pobliskim kamieniu.

— A teraz, co to za bzdura z tymi chatami tubylców?

— Zgodnie z rozkazami, jakie otrzymałem, jestem tu bezstronnym arbitrem — rzekł Yorish. — Mam tu utrzymywać spokój, to znaczy chronić Wemblinga przed jakimikolwiek ekscesami ze strony tubylców, ale również zabezpieczać tubylców przed naruszaniem ich prawa własności, świętych miejsc, obyczajów i tak dalej. Paragraf siódmy.

— Czytałem.

— Sprowadza się to do tego, że, jak sądzę, jeśli zapewni się właściwe traktowanie tubylców, nie trzeba będzie chronić obywateli Federacji i ich majątku. Te kilka chat tubylcy nazywają Wioską Nauczyciela i miejsce to ma dla nich jakieś religijne znaczenie.

— Aha! Więc to jest według ciebie to święte miejsce. Domyślam się, że Wembling wepchnął się tam i zaczął wszystko rozwalać.

— Otóż to.

— A ty go zawczasu uprzedzałeś, że musi mieć pozwolenie tubylców, lecz on wziął to za żart. Twoje postępowanie było nie tylko właściwe, ale i godne pochwały. Ale kto ci kazał zamykać Wemblinga i całkowicie wstrzymywać mu roboty? Dlaczego nie zaproponowałeś mu przeniesienia pola golfowego w inne miejsce? Gdyby na to złożył zażalenie, naraziłby się na śmiech. Wstrzymanie prac spowodowało stratę czasu i pieniędzy, więc teraz ma podstawy do skargi, a jego wpływy w kołach politycznych są ogromne.

— Zamknąłem go dla jego własnego bezpieczeństwa — rzekł Yorish.

— Dla jego… bezpieczeństwa? — powtórzył Corning jak echo.

— Sprofanował święte miejsce. Gdyby tubylcy chcieli się mścić, ja bym ponosił za to odpowiedzialność. A więc zamknąłem go pod strażą i ograniczyłem swobodę poruszania się jego robotnikom.

Corning wybuchnął śmiechem.

— A to świetne! Dla jego własnego bezpieczeństwa!

W porządku, poprę to. Przypuszczam, że uda mi się uchronić cię przed rozstrzelaniem.

— A co, zamierzali mnie rozstrzelać? — spytał Yorish z uśmiechem.

— Chcieli… chcą ci zaszkodzić ile tylko się da — powiedział admirał rzeczowo. — Nie podoba mi się to, ale mam rozkazy. Zostaniesz aresztowany, wrócisz „Hilnem” na Galaxię i staniesz przed sądem wojskowym.

— Bardzo mnie to cieszy. Tylko czekam, aż będę mógł opowiedzieć o niegodziwościach Wemblinga, które zostaną oficjalnie zaprotokołowane.

— Jest to ostatnia rzecz, jakiej życzyłby sobie sztab, a jeśli się uprzesz, by rozprawa odbywała się publicznie, prawdopodobnie każą ci o wszystkim zapomnieć i dostaniesz pochwałę. A więc, upieraj się!

— Uprę się — obiecał Yorish. — Rozprawa za zamkniętymi drzwiami nic by nie dała, może tylko tyle, że dostałbym po łbie. Cieszę się, że pozostawiam Langri w godnych rękach.

— O, nie, nie w moich — rzekł Corning. — Ze mną będziesz krótko. Wszystkim zajmie się Eskadra 984, która już jest w drodze. Jedenaście statków. Sztab nie może sobie pozwolić na żadne ryzyko, żeby sytuacja na Langri nie wymknęła się spod jego kontroli. Dowódcą jest wiceadmirał Ernst Dallman. Porządny człowiek. Znasz go?

18

Mecenas Jarvis Jarnes występował przed sądem w jedyny możliwy sposób — odważnie. Chociaż sędzia, Blorr Figawn, nigdy mu tego nie powiedział, jego zachowanie przy okazji poprzednich spotkań z Jarnesem wyraźnie wskazywało, że Wysoki Sąd był chory na jego widok, a Wysoki Sąd miał dobrą pamięć. Sam Jarnes nie mógł się doliczyć, ile już razy bez powodzenia występował w sprawach ludu langryjskiego.

Pan sędzia powitał Jarnesa z rezygnacją i przez dłuższą chwilę patrzył nań wilkiem.

— Czy musimy ponownie do tego wracać, panie mecenasie Jarnes?

— Sprawa ma niesłychaną wagę, Wysoki Sądzie. Lud planety Langri…

— No, tak. Oczywiście. Ci biedni tubylcy. Gdyby tylko można było pomóc, zapewniam pana… — przerwał, a potem spytał surowo: — Cóż to jest tym razem?

— Wniosek o wydanie zakazu, Wysoki Sądzie.

— Tego mogłem się spodziewać.

— Sprawa dotyczy sposobu korzystania przez firmę Wembling and Company z jej uprawnień na Langri, Wysoki Sądzie.