— Tal! — wykrzyknął Hort. — To niemożliwe! Jeden człowiek nie mógł dokonać tego wszystkiego! Uczył tubylców ustrojów państwowych i prawa, ekonomii i historii, nauk ścisłych i języka, politologii i procedury kolonialnej na poziomie uniwersyteckim. Uczył ich nawet przedmiotów wojskowych. Jak mógł tego dokonać jeden człowiek, najwyraźniej niewykształcony, jakże on mógł tego dokonać?
— Dokonał znacznie więcej — rzekła Talitha. — Nauczył ich tego Planu.
Pierwsze lądowanie, prawdopodobnie statek badawczy (rządowy lub prywatny). Co należy zrobić, żeby schwytać załogę. Następne lądowanie, statki szukające pierwszego. Jak porozumieć się ze statkiem Floty Kosmicznej. Negocjacje, wykaz wykroczeń i kar. Uzyskanie statusu planety niepodległej. Co czynić w przypadku pogwałcenia tego statusu. Przygotowania do uzyskania członkostwa w Federacji.
Były tam wszystkie szczegóły. Wszystko, co zrobili tubylcy od chwili wylądowania statku Wemblinga, wyszczególniono w formie drobiazgowych instrukcji: wybuchające tykwy, których tak przestraszyła się Flota Kosmiczna, chytre sztuczki i podstępy, jakich używali, by przeszkadzać w pracy Wemblingowi, instrukcje dla adwokata… Wszystko. Z niesłychanym zdumieniem patrzyli na tajny Plan tubylców, zaskoczeni jego wyczerpującym charakterem, aż do ostatniego, mistrzowskiego posunięcia, wypisany pracowicie przez niewykształconego człowieka, który miał wizję, mądrość i cierpliwość. Przez wielkiego człowieka. Były to genialne przewidywania, w których brakowało jedynie nazwiska jej wuja i Talitha odniosła wrażenie, że Cerne Obrien wiedział więcej od kilku razem wziętych H. Harlowów Wemblingów jego czasów.
— Ale nie jeden człowiek! — jeszcze raz wykrzyknął Hort. — Jeden nie dałby rady!
A jednak dał.
Talitha patrzyła z niepokojem na wydłużające się cienie na polanie.
— Robi się późno — rzekła. — Jak sądzisz, ile czasu ich zdaniem mogą trwać zaloty pary początkujących kochanków?
— Nigdy mi nie przyszło do głowy, żeby ich pytać o zasady tej gry. Mhm…
Hort z szacunkiem zamknął książkę i wstał.
— Cerne Obrien, oddajemy ci cześć. Będziemy chcieli kiedyś tu wrócić i dokładnie to przeczytać. W końcu Langri będzie miała własnych historyków, którzy podejdą do tego z należytym szacunkiem.
— Tego właśnie się boję — rzekła Talitha. — Rozgłoszą imię Cerne Obriena po całej galaktyce w książkach napisanych suchym stylem i czytanych wyłącznie przez innych historyków. Ten człowiek zasługuje na coś więcej.
Hort odniósł dziennik pokładowy, położył go na miejsce na stoliku nawigacyjnym i oboje zeszli po trapie. Na dole odwrócili się, popatrzyli na siebie, a potem z namaszczeniem uklękli.
— Zapisałem jego nazwisko i numer rejestracyjny statku — rzekł Hort. — Ktoś, gdzieś, może zapragnie kiedyś dowiedzieć się, co się z nim stało.
Zostawili polanę za sobą i pośpieszyli szeroką aleją — aleją pamiątkową — prowadzącą do świątyni Cerne Obriena.
— Może pamięć o nim zachowa się w ustnym przekazie jeszcze w dalekiej przyszłości — rzekł zamyślony Hort. — Być może nawet w tej chwili, kiedy w pobliżu nie ma obcych, dzieci zebrane wokół ogniska słuchają opowieści o tym, co robił i mówił wielki Obrien. Ale zgadzam się z tobą. Zasługuje na coś więcej. Kiedyś chyba porozmawiam na ten temat z Fornrim.
Przed ukrytym wejściem na ścieżkę Talitha zatrzymała Horta i popatrzyła mu w oczy.
— Aric, kiedy już wiemy, jak wygląda ten Plan, może udałoby się im pomóc?
Hort przecząco pokręcił głową.
— Absolutnie się nie zgadzam. Obrien powiedział tubylcom, aby nikomu o nim nie mówili, nawet adwokatowi, i miał rację. Może pod pewnymi względami naraziło ich to na dodatkowe kłopoty, na przykład, gdy nie znali wymagań dotyczących analfabetyzmu, ale równocześnie może właśnie dlatego ich Plan im się powiódł. Gdyby twój wuj choćby podejrzewał, że za pozornie niemądrymi działaniami tubylców kryje się po mistrzowsku opracowany plan, domyśliłby się na czym on polega.
— A zatem, najlepiej pomożemy tylko w ten sposób, że nic nie zrobimy, jakbyśmy w dalszym ciągu nic nie wiedzieli.
— Słusznie — rzekł Hort. — Nie mieszajmy się do dzieła geniusza i nie przeszkadzajmy tubylcom niepożądaną pomocą.
— W porządku — rzekła. — Nie wiem nic. Jutro zobaczę się z wujem i poproszę go o żywieniowca. Będę musiała grać dalej.
— Chcę, abyś wiedziała — powiedział Hort — że ja nie grałem.
Spiesznie się objęli, a potem ruszyli pędem w stronę Altanowego Wzgórza.
Wuj zapomniał o spotkaniu z Talithą. Dopadła go w wytwornej sali konferencyjnej wykończonego skrzydła uzdrowiska i odbyli krótką rozmowę, zanim zaczęło się zebranie, w którym miał uczestniczyć. Był tam Hirus Ayns wraz z całym personelem, składającym się z młodych, inteligentnych ludzi, których zatrudnił Wembling, żeby mu zbudowali i prowadzili uzdrowiska. Siedzieli dokoła okrągłego stołu, rozmawiając i żartując przyciszonymi głosami. Od czasu do czasu wybuchali gwałtownym śmiechem, a Talitha próbowała rozmawiać ze swym wujem.
— Tal — rzekł stanowczo — nawet nie biorę tego pod uwagę.
— Nie możesz być tak nieczuły, żeby narazić na zgubę całą ludność.
— Tal, interes to interes. Dałem tubylcom wszelkie możliwości, ale oni nie chcą ze mną współpracować. Otrzymają te swoje dziesięć procent od dochodów, tego nie cofam, ale dopiero wówczas, gdy zamortyzują się moje inwestycje.
Talitha popatrzyła nań z wyrzutem, mając nadzieję, że wygląda dostatecznie blado i szczerze.
— No, pewnie… — powiedziała.
— Tal, mam tu zaraz zebranie. Jeśli zaczekasz, porozmawiam z tobą potem.
Wuj wstał.
— No, dobrze. Wszyscy już przeczytali wyrok. Sąd uznał wszystkie nasze roszczenia. Niektóre z nich były tak bezpodstawne, że, przyznaję, wstydziłem się je przedstawić, ale adwokat tubylców był zbyt głupi, żeby je obalić. Tak więc, to już załatwione.
Skwitował tę sprawę gestem.
— A teraz, jak już jesteśmy zabezpieczeni przed dalszym nękaniem, możemy poświęcić trochę uwagi planowaniu długofalowemu. Prowadzimy już rekrutację i szkolenie personelu, który nam będzie potrzebny w tym uzdrowisku, a będziemy gotowi do jego otwarcia z chwilą zakończenia budowy. Dzisiejsze zebranie zwołałem w celu omówienia naszego drugiego uzdrowiska: co to ma być za uzdrowisko i gdzie należy je zlokalizować? Hirusie?
Wembling usiadł, zaś Hirus Ayns wstał.
— Jeśli wolno mi wtrącić pewną uwagę, sądzę, że tubylcy w końcu poddadzą się i zaczną dla nas pracować.
Wembling wzruszył ramionami, nadgryzł kapsułkę do palenia i wydmuchnął kółko dymu.
— Może. Z tym, że zapłacimy im co najwyżej jedną dwudziestą tego, co płacimy pracownikom, których sprowadzamy, a jeśli nie, to nie. My im zaproponowaliśmy uczciwy interes, a oni roześmieli się nam w twarz. Jeżeli zmienią zdanie, sami będą musieli do nas przyjść. Mów dalej, Hirusie.
— Zwracam państwa uwagę na budowę numer dziesięć — rzekł Ayns. — Szczęśliwym zbiegiem okoliczności, kiedy wytyczaliśmy to pole golfowe, włączyliśmy doń górę, która akurat znajdowała się w jego środku.
Przy stole wybuchnął śmiech. Ayns czekał z uśmiechem aż ucichnie.
— Uzdrowisko górskie byłoby pięknym uzupełnieniem tego uzdrowiska nadmorskiego, a ponadto nasi goście mogliby stamtąd szybko dostać się na brzeg morza po krótkim spacerze lub też zjechać po zboczu góry albo w jej wnętrzu. To bardzo piękne miejsce, a zatem…