Sędzia patrzył z niedowierzaniem, a Jarnes nie miał mu tego za złe. Jemu samemu było trudno w to uwierzyć. Przeszedł piekło w poszukiwaniu tego dowodu, nawet kiedy mu powiedziano, gdzie się znajduje, lecz w końcu, gdy go odnalazł, pomyślał sobie, że padł ofiarą żartu. Sprawa wyglądała bardzo podobnie do przypadku Langri i dotyczyła prawa jakiejś planety do nakładania jednakowych dla wszystkich podatków. Po apelacji w sądzie drugiej instancji ustalono wówczas wiążące po wsze czasy zasady prawne, ujęte w najbardziej uniwersalnym wykazie uprawnień do nakładania podatków, jakiego Jarnes jeszcze nigdy nie widział. Wydaje się, że sądy Federacji nie rozpatrywały potem żadnej sprawy związanej z prawami planety do ustalania podatków, gdyż nikt ich nie kwestionował, a zatem fakt ten ostatecznie zniknął z aktualnego wykazu precedensów.
Jednak ktoś to zapamiętał, choć nie był adwokatem, gdyż brudny kawałek papieru, przekazany Jarnesowi przez Fornriego, nie zawierał numeru rejestracyjnego precedensu, lecz opis naocznego świadka wydarzenia odległego w czasie i przestrzeni. Ale skąd wiedzieli o tym na Langri, skoro tę planetę odkryto dopiero wówczas, gdy od dawna już nikt nie pamiętał tego wydarzenia?
Fornri z własnej woli nie chciał przekazać żadnych informacji, a Jarnes, nie zdając sobie sprawy z wagi tego skrawka papieru, o nic nie pytał. A gdyby nawet spróbował, też by prawdopodobnie nie otrzymał odpowiedzi. Od samego początku tubylcy byli bardzo ostrożni i nie mówili mu więcej niż musiał wiedzieć, a choć czasami wystawiali go tym samym na ciężkie próby, teraz czuł, że postępowali mądrze.
I chociaż miał jeszcze wiele innych precedensów, które mógłby wykorzystać, jakkolwiek był przekonany o wygranej nawet bez pomocy tej informacji, cieszył się, że to właśnie lud langryjski sam wygrał swoją sprawę.
Khorwiss ponownie zaczął wyświetlać jeden precedens za drugim, lecz za każdym razem, gdy ukazywały się na ekranie, momentalnie znikały. W końcu zaczął uciekać się do sfingowanych dowodów, a wtedy, zamiast dźwięku „ping” słychać było gong i strofujący głos sekretarza Wylanda: „Odrzucone decyzją sądu drugiej instancji, mecenasie Khorwiss”.
W końcu zniechęcony Khorwiss usiadł ciężko.
— Pański dowód się utrzymał, mecenasie Jarnes — stwierdził Figawn. — Ustalanie stopy podatku jest przywilejem miejscowego rządu, ale nie wolno jej stosować selektywnie. Musi być taka sama dla wszystkich.
Jarnes wstał.
— Jest taka sama dla wszystkich, Wysoki Sądzie.
W tym momencie poderwał się Khorwiss, wymachując rękami.
— Protestuję! Protestuję! Po pierwsze, podstawy do obliczania tych podatków są niesłychanie zawyżone.
— Protestuję! — wykrzyknął Jarnes. — Wartości te podała sądowi firma Wembling and Company!
Sędzia Figawn gestem przywrócił porządek. Na jego wargach błąkał się ledwo widoczny uśmiech, kiedy pochylał głowę w stronę Jarnesa.
— Moje gratulacje, mecenasie Jarnes. Przyjmuję pański protest. Firma Wembling and Company rzeczywiście sama złożyła stosowne oświadczenie w sprawie wysokości tych podstaw, które jej rzecznik teraz nazywa niesłychanie zawyżonymi, a ja mogę je przyjąć za właściwą podstawę do obliczania podatku i to czynię. Ponadto, potwierdzam prawo ludu langryjskiego do ustalania własnej stopy podatku. Jednakże muszę uwzględnić sprzeciw firmy Wembling and Company, że są to podatki selektywne.
— Nic takiego nie ma miejsca, Wysoki Sądzie — rzekł Jarnes. — Stopę dziesięć do jednego stosuje się jednakowo wobec wszystkich.
— Protestuję! — zabeczał Khorwiss. — Żaden obywatel Langri nie posiada nic poza chatą z trawy. Czymże jest dziesięciokrotna wartość jakiejś chaty z trawy? Natomiast firma Wembling and Company…
— Cisza! — krzyknął Figawn.
Usadowił się wygodniej, żeby rozważyć sytuację.
— Czy tubylcy będą rzeczywiście płacić podatki, mecenasie Jarnes? — spytał.
— Oczywiście, Wysoki Sądzie. Taka sama stopa podatkowa obowiązuje wszystkich, a ja mam ze sobą wykaz podatników do dyspozycji sądu. Ponadto, sprzeciwiam się używaniu określenia „chata z trawy”. Są to dobrze skonstruowane domy, których budowa wymaga kilku dni pracy zespołu robotników o najwyższych kwalifikacjach, a przy wznoszeniu tych domów w ogóle nie używa się trawy. Chciałbym zobaczyć, jak mój znakomity kolega wyplata z włókien maty, które nadawałyby się na ściany domów na planecie Langri. Mogą je utkać jedynie tubylcy o najwyższych kwalifikacjach. Jako dowód mogę przedstawić raport niejakiego Arica Horta, antropologa z wykształcenia i zastępcy urzędnika sądowego na Langri, opisującego jego własne próby zbudowania jednego z takich domów, złośliwie określanych mianem chat z trawy. Ponadto zaznaczam, że domy te są opodatkowane w zależności od lokalizacji oraz zgodnie ze zmiennym czynnikiem wartości gruntu, który stosuje się wyłącznie do publicznych terenów budowlanych, a więc nie dotyczy gruntów firmy Wembling and Company.
— Przyjmuję to oświadczenie — rzekł sędzia. — A teraz poproszę panów o dowody w sprawie selektywnego opodatkowania.
Tym razem Jarnes wyświetlił jeden precedens, usiadł wygodnie i cieszył oczy widokiem pocącego się Khorwissa, który próbował go obalić, wyświetlając szybko po sobie dwa precedensy. Jednakże komputer puścił je w niepamięć swym drwiącym „ping”. Khorwiss gorączkowo przetrząsał dyski z dowodami, często korzystając z podręcznego komputera w poszukiwaniu czegoś nowego.
Na ekranie ukazał się jeszcze jeden precedens, na co zachrypiał buczek.
— Wyświetla pan to po raz drugi, mecenasie Khorwiss — rzekł sekretarz Wyland.
Khorwiss wzruszył ramionami i wyświetlił inny precedens. Znowu odezwał się buczek.
— Wyświetla pan to po raz drugi, mecenasie Khorwiss.
Sędzia Figawn pochylił się do przodu.
— Proszę posłuchać, mecenasie Khorwiss. Mecenas Jarnes jest bardzo uprzejmy, a i ja pozwalam na wiele, ale czy ma pan coś, co naprawdę mógłby nam pokazać?
Khorwiss spróbował jeszcze raz i ponownie odezwał się buczek. Sekretarz Wyland wybuchnął śmiechem i zmieszany zatkał sobie usta dłonią. Sędzia zagryzał wargi, opanowując śmiech. Również Jarnes z trudem powstrzymał się od parsknięcia.
Khorwiss zerwał się na równe nogi.
— Nie będziemy tego dłużej tolerować. Złożymy odwołanie. To oburzające, a jeśli ten sąd nie podejmie odpowiednich kroków, żeby z tym skończyć, sprawą zajmie się Sąd Najwyższy. A ponadto…
Słuchając go, Jarnes opanował ziewnięcie. Będzie jedna apelacja, następnie druga i jeszcze jedna, a potem ta cała gimnastyka prawnicza, którą firma Khorwiss, Qwaanti, Milo, Byłym i Alaffro może wymyślić, ale Jarnes wiedział, że wygrał sprawę.
Tak samo myślał sędzia Figawn. W czasie rozprawy pracowicie badał precedensy, a teraz, kiedy Khorwiss szalał, studiował otrzymane wyniki. Następnie pochylił głowę w kierunku Jarnesa i puścił doń oko.
24
Rajska planeta Langri była w dalszym ciągu okropnie pokiereszowana, ale jej rany goiły się. Nie było już budynków uzdrowiska. Na lądowisku stał samotny statek transportowy, a jakaś maszyna zwoziła doń resztki złomu, za każdym razem nabierając na szuflę mamuci ładunek. Transportowce załadowywane złomem stały się na Langri tak zwykłym widokiem, że Talitha Warr przeszła obok, nawet nie spojrzawszy w tę stronę.
Ogromny taras uzdrowiska, przeznaczony dla tysięcy turystów, którzy mieli pławić się w nadmorskich basenach, był teraz odarty z drogich, importowanych wykładzin, a langryjskie kwiaty szybko odzyskiwały swą pierwotną niezależność. Na plaży poniżej tarasu stała samotna postać: H. Harlow Wembling, patrzący na połyskliwe, langryjskie morze pod popołudniowym słońcem. Nieśmiało podeszła doń Talitha.