Jakie to dziwne, że właśnie teraz go znaleźli” – pomyślał – „i przynieśli mi w darze, nie mając pojęcia, co trafiło w ich ręce…”. Po otrzymaniu daru natychmiast przypiął miecz i odtąd się z nim nie rozstawał. Broń leżała w dłoni, jakby zrobiono ją specjalnie dla niego. l tak też było, choć nikomu o tym nie powiedział, nawet Min. Ponieważ rozpoznał tę broń. I jakby to nie było dziwne, bynajmniej nie we wspomnieniach Lewsa Therina, lecz we własnych.
Cadsuane towarzyszył niewielki orszak Aes Sedai. Obecność Nynaeve wśród nich nie dziwiła, ostatnimi czasy rzadko odstępowała ją na dłużej. Chodziły za sobą jak kocice rywalizujące o to samo terytorium. A tak na poważnie… zapewne robiła to dla niego. Czarnowłosa Aes Sedai nigdy tak naprawdę nie zapomniała o czasach, gdy była Wiedzącą w Polu Emonda – nieważne jakby się zaklinała – i nie potrafiła przepuścić nikomu, kto jej zdaniem krzywdził ludzi pozostających pod jej opieką. Oczywiście wyjąwszy sytuacje, gdy to ona była stroną krzywdzącą.
Dziś miała na sobie szarą suknię spiętą w talii cienkim złotym paskiem i dodatkowo przewiązaną żółtą szarfą – słyszał od kogoś, że taka jest najnowsza moda Domani – na czole czerwieniała zwyczajowa kropka. Włożyła też długi złoty naszyjnik i bransolety oraz pierścienie wysadzane wielkimi czerwonymi, zielonymi i niebieskimi klejnotami. Komplet biżuterii składał się na ter’angreal – czy raczej na kilka ter’angreali i jeden angreal – porównywalny mocą z tym, który nosiła Cadsuane. Rand słyszał niekiedy, jak Nynaeve narzeka, że jej ter’angreal z ostentacyjnymi zdobieniami nie pasuje do żadnej z noszonych przez nią sukni.
Tam, gdzie była Nynaeve, należało się spodziewać Alivii. Randowi wcześniej jakoś nie przyszło do głowy, że niegdysiejsza damane mogłaby zaangażować się… w pozyskiwanie informacji. Z drugiej strony, rzekomo potrafiła władać Jedyną Mocą w sposób nieosiągalny nawet dla Nynaeve, więc pewnie wzięły ją ze sobą w charakterze wsparcia. Nigdy dosyć ostrożności, kiedy w grę wchodzi jedno z Przeklętych.
Włosy Alivii znaczyły pasemka siwizny, była odrobinę tylko wyższa od Nynaeve. Ta siwizna wiele mówiła – w przypadku kobiety posługującej się Jedyną Mocą oznaczała naprawdę poważny wiek. Wręcz sędziwy. Wedle słów samej Alivii, miała ponad czterysta lat. Dziś była damane przywdziała jaskrawoczerwoną suknię, jakby tym sposobem chciała poinformować świat, co o nim myśli. Większość damane po uwolnieniu ze smyczy zachowywała się co najmniej nieśmiało. Alivia przeciwnie – otaczała ją atmosfera emocji tak intensywnych, że nie powstydziłby się ich żaden fanatyk Białych Płaszczy.
Poczuł, jak Min sztywnieje, w więzi pojawiła się niechęć. Alivia miała ostatecznie przyczynić się do śmierci Randa. Tyle Min zobaczyła w jednej ze swych wizji – a wizje Min nigdy się nie myliły. Wyjąwszy jedną jedyną wizję, która dotyczyła Moiraine i która, zdaniem Min, się nie sprawdziła. Może więc nie będzie musiał…
Nie. Wszystko, co podpowiadało mu myśli o ocaleniu z Ostatniej Bitwy, wszystko, co zwiastowało nadzieję, było niebezpieczne. Musiał być dostatecznie twardy, by sprostać temu, co go czekało. Na tyle twardy, aby umrzeć, gdy przyjdzie na to czas.
„Powiedziałeś, że będziemy mogli umrzeć” – powiedział Lews Therin w głębi jego głowy. „Obiecałeś!”.
Cadsuane w milczeniu przeszła przez pokój i nalała sobie korzennego wina z dzbanka stojącego na małym stoliku przy łóżku. Potem usiadła na jednym z krzeseł z czerwonego cedru. Przynajmniej nie zażądała, aby Rand sam jej usłużył. A czegoś takiego właśnie można się było po niej spodziewać.
– Dobrze, czego się dowiedziałyście? – zapytał, odchodząc od okna i też nalewając sobie pucharek wina. Min tymczasem podeszła do łóżka – miało ramę z cedrowych belek i wezgłowie ze specjalnie niedbale okorowanych desek, wszystko zabejcowane było na głęboki czerwonobrązowy kolor– i usiadła, splatając ręce na podołku. Nie spuszczała oka z Alivii.
Słysząc ostry ton w głosie Randa, Cadsuane uniosła brew. Westchnął, tłumiąc w sobie irytację. Sam ją poprosił, żeby była jego doradczynią, a tym samym zgodził się na jej warunki. Min twierdziła, że Cadsuane może nauczyć go czegoś ważnego – tak pokazała kolejna wizja – a po prawdzie, już nieraz przekonał się o wartości jej rad. Była warta wszystkich ustępstw odnośnie zachowania wobec niej.
– Jak poszło przesłuchanie, Cadsuane Sedai? – zapytał bardziej umiarkowanym tonem.
Uśmiechnęła się pod nosem.
– Dość dobrze.
– Dość dobrze? – warknęła Nynaeve. Ona nie obiecywała Cadsuane, że będzie grzeczna. – Ta kobieta doprowadza mnie do szału!
Cadsuane upiła łyk wina.
– A czego innego można się spodziewać po Przeklętej, dziecko? Miała naprawdę dużo czasu, żeby doskonalić się w… doprowadzaniu innych do szału.
– Randzie, ta… istota jest jak kamień – wyjaśniła Nynaeve, odwracając się w jego stronę. – W trakcie wielu dni przesłuchań, wydobyłyśmy z niej ledwie jedno cokolwiek warte zdanie! Przez cały czas tylko tłumaczy nam, jakie to jesteśmy marne i zacofane, grożąc od czasu do czasu, że nas wszystkie pozabija. – Nynaeve sięgnęła dłonią do swego pojedynczego, grubego warkocza, ale zamarła w pół gestu i ostatecznie nie szarpnęła za niego. Coraz lepiej jej to wychodziło. Rand zastanawiał się, po co zadawała sobie tyle trudu, skoro jej temperament i tak widoczny był gołym okiem.
– Mimo dramatyzmu słów tej dziewczyny – zaczęła Cadsuane, skinieniem głowy wskazując Nynaeve – dość dobrze udało jej się oddać sedno sprawy. Ba! Kiedy powiedziałam „dość dobrze”, chciałam, abyś to zrozumiał jako „na tyle dobrze, na ile można oczekiwać, mając na uwadze nasze nieszczęsne ograniczenia”. Nie można oślepić artysty, a potem narzekać, że niczego nie potrafi namalować.
– To nie jest sztuka, Cadsuane – sucho uciął Rand. – Tu chodzi o tortury. – Min zerknęła na niego, poczuł w więzi niepokój. Zatroskanie? To nie jego chciano torturować.
„Skrzynia” – wyszeptał Lews Therin. „Powinniśmy umrzeć w tamtej skrzyni. Wtedy… wtedy byłoby już po wszystkim”.
Cadsuane napiła się wina. Rand jeszcze nie posmakował zawartości swojego pucharka, ale z góry wiedział, że trunek został tak mocno przyprawiony, że będzie właściwie nie do picia.
– Domagasz się wyników, chłopcze – powiedziała Cadsuane. – A jednak odmawiasz nam narzędzi, dzięki którym mogłybyśmy je uzyskać. Możesz to sobie nazywać torturami, śledztwem czy przypiekaniem, ja nazwę to głupotą. No, dobrze, gdyby było nam wolno…
– Nie! – jęknął Rand, wymachując ręką… kikutem ręki. – Ani nie będziesz jej grozić, ani jej nie skrzywdzisz.
„Czas spędzony w skrzyni bez światła, kiedy wyciągają cię regularnie tylko po to, aby wychłostać”.
Nie pozwoli na to, aby kobietę znajdującą się w jego mocy traktowano w podobny sposób. Nawet jedną z Przeklętych.
– Możecie ją przesłuchiwać, ale na pewne rzeczy nigdy nie wyrażę zgody.
Nynaeve parsknęła.
– Randzie, to jedna z Przeklętych, jest niebezpieczna ponad wszelkie wyobrażenia!
– Zdaję sobie sprawę z niebezpieczeństwa – odparł Rand głosem bez wyrazu, unosząc do góry kikut ręki. Metaliczny, czerwono-złoty tatuaż smoczego korpusu zalśnił w świetle lamp. Głowę pożarł Ogień, który omal go nie zabił.
Nynaeve wzięła głęboki oddech.
– Dobrze, wobec tego musisz sobie zdawać sprawę, że do niej nie stosują się zwykłe zasady!
– Powiedziałem: nie! – uciął ostro Rand. – Możecie ją przesłuchiwać, ale nie wyrządzicie jej żadnej krzywdy! – „Tylko nie kobietę. Tej ostatniej iskierce światła we mnie pozostanę wierny. Zbyt wiele już kobiet umarło z mojej winy, zbyt wiele pogrążyło się w żałobie”.