Выбрать главу

– Nie jęczałem… – zaczął Rand.

– Wiem – zgodził się Tam. – Królowie nie jęczą, oni się zastanawiają. – Z tonu głosu zdawało się wynikać, że kogoś cytuje, Rand jednak nie miał pojęcia kogo. Dziwne, ale w tej samej chwili Tam zachichotał cicho. -To nie ma znaczenia – podjął po chwili. – Randzie, osobiście uważam, że możesz z tego wyjść z życiem. Nie potrafię sobie wyobrazić, aby Wzór mógł szykować ci nic więcej niż tylko ostateczną tragedię, biorąc pod uwagę, ile twój los i służba znaczą dla całego świata oraz nas wszystkich. Lecz jesteś żołnierzem idącym na wojnę, a pierwszą rzeczą, z którą żołnierz musi się oswoić, jest własna śmierć. Być może obowiązki zostały ci narzucone. Ale zawsze możesz wybrać powody, dla których się z nich wywiążesz. Po co idziesz na wojnę, Randzie?

– Bo muszę.

– To nie jest wystarczająca odpowiedź – zaprotestował Tam. – Niech kruki rozdziobią tę kobietę! Żałuję, że wcześniej się do mnie nie zwróciła. Gdybym tylko wiedział…

– Jaką kobietę?

– Cadsuane Sedai – wyjaśnił Tam. – Ona mnie tu sprowadziła, kazała z tobą porozmawiać. Wcześniej trzymałem się z dala, ponieważ uznałem, że ostatnią rzeczą, jakiej potrzebujesz, jest własny ojciec wałęsający się po twoim polu!

Tam mówił dalej, lecz Rand już go nie słuchał.

Cadsuane. Cadsuane stała za obecnością Tama w Kamieniu. Przybył nie dlatego, że przypadkowo spotkał Nynaeve i skorzystał z okazji. Nie dlatego, że chciał się przekonać, jak się wiedzie jego synowi. Lecz dlatego, że go zmanipulowano.

Czy ta kobieta już nigdy nie da mu spokoju?

Burza emocji, jaka rozpętała się w nim na widok Tama, skruszyła lód zalegający w jego wnętrzu. Lecz zbyt silne oddanie nie różniło się niczym od zbyt silnej nienawiści. Jedno i drugie budziło w nim wrażliwość, a na nią nie mógł sobie pozwolić.

Niemniej zaryzykował. I znienacka uczucie wzięło nad nim górę. Zadrżał, odwrócił się od ojca. Czy ich rozmowa była tylko kolejną z gierek Cadsuane? Czy Tam był powolnym narzędziem jej intrygi?

– Randzie? – rzekł Tam. – Przepraszam. Nie powinienem wspominać o Aes Sedai. Powiedziała, że się rozzłościsz, gdy to zrobię.

– Co jeszcze mówiła? – zapytał gwałtownie Rand, spoglądając z powrotem na ojca. Tamten aż się cofnął. Owiewał ich nocny wiatr, jasne plamki świateł miasta lśniły pod stopami.

– Cóż, powiedziała, że powinienem porozmawiać z tobą o twojej młodości, o dawnych, lepszych czasach. Uznała, że…

– Ona mną manipuluje – cicho rzekł Rand, spoglądając Tamowi prosto w oczy. – I ciebie też zmanipulowała. Wykorzystuje wszystkich bliskich mi ludzi.

Aż się w środku cały gotował od gniewu. Próbował go stłumić, lecz było to zbyt trudne. Gdzie był tamten lód, ta cisza? Desperacko poszukał pustki. Próbował wlać wszystkie swoje emocje w wyobrażony płomień świecy, jak uczył go Tam tak dawno temu.

Saidin czekał na niego. Rand bez namysłu pochwycił Źródło, a wtedy zalały go emocje, o których myślał, że się ich pozbył. Pustka eksplodowała, rozpadła się, lecz jakimś sposobem saidin pozostał, próbując się wyrwać z jego uchwytu. Wrzasnął, gdy ogarnęły go mdłości, rozpaczliwie uchwycił się swego gniewu.

– Randzie… – usłyszał głos Tama, zobaczył zmartwienie na jego obliczu. – Powinieneś wiedzieć…

– ZAMILCZ! – wrzasnął, a równocześnie strumieniem powietrza powalił Tama na podłogę. Walczył teraz jednocześnie z gniewem i z saidinem. Miał wrażenie, że miażdżą go w podwójnym uścisku.

Dlatego właśnie musiał być silny. Czemu oni nie potrafili tego pojąć? Jak mógł śmiać się beztrosko człowiek stojący w obliczu takich sił?

– Jestem Smokiem Odrodzonym! – zawył, kierując swe słowa do szalejącego saidina, do Tama, do Cadsuane i do samego Stwórcy. – Nie będę waszym pionkiem! – Wyciągnął w kierunku Tama rękę, w której trzymał klucz dostępu. Ojciec leżał bez ruchu na posadzce balkonu. – Przyszedłeś od Cadsuane, udając uczucia. Ale chodziło tylko o to, żeby oplątać moje gardło kolejnym sznurkiem! Kiedy wreszcie uwolnię się od was wszystkich?

Stracił panowanie nad sobą. Lecz już o to nie dbał. Chcieli, żeby coś poczuł. Wobec tego pokaże im, co czuje! Chcieli, żeby się śmiał? Będzie się śmiał, gdy ich ciała ogarną płomienie! Bezustannie wyklinając wszystkich, splatał strumienie Powietrza i Ognia. Głos Lewsa Therina zawodził w jego głowie, saidin szeroką rzeką przelewał się przez jego ciało, grożąc zagładą im obu. Zamilkł tamten cichy głos z głębin serca.

W powietrzu przed Randem, w centrum sfery statuetki zaczęła się tworzyć iskra światła. Potem zawirowały sploty płomienia stosu, a sfera zaczęła się jarzyć, w miarę jak Rand czerpał coraz więcej Mocy.

W jej świetle Rand zobaczył oczy wpatrzonego weń ojca.

Przerażone oczy.

„Co ja robię?”.

Zaczął się trząść niepowstrzymanie, sploty ognia stosu rozsypały się, zanim miał czas spuścić je na świat. Zachwiał się, zdjęty grozą.

„Co ja ROBIĘ?” – pomyślał po raz wtóry.

„To samo, co ja zrobiłem wcześniej” – szepnął Lews Therin.

Tam nie odrywał odeń wzroku, jego twarz spowijały cienie nocy.

„Och, Światłości” – jęknął w duchu Rand, wstrząśnięty paniką i gniewem. „Znowu to robię… jestem potworem”.

Wciąż dzierżył saidina i choć ten drżał chwiejnie w jego uścisku, splótł Bramę do Ebou Dar, a potem zniknął w niej, uciekając przed zgrozą wyzierającą z oczu Tama.

48.

Przy lekturze komentarza.

Min siedziała w małym pokoiku Cadsuane i wraz z pozostałymi oczekiwała na rezultaty spotkania Randa z ojcem. Na kominku płonął niewielki ogień, w kątach pomieszczenia paliły się lampy, przyświecając kobietom zajętym rozmaitymi czynnościami – haftowaniem, cerowaniem, szydełkowaniem – których celem było oderwanie myśli od napięcia związanego z oczekiwaniem.

Min nie żałowała już, że sprzymierzyła się z Cadsuane. Choć żałować zaczęła dość wcześnie, w trakcie pierwszych kilku dni, gdy Cadsuane trzymała ją przy sobie i wypytywała o wizje związane z Randem ze skrupulatnością Brązowej siostry, zapisując wszystkie pytania i odpowiedzi. Min czuła się, jakby znów trafiła do Białej Wieży!

Nie do końca była przekonana, że ugoda Cadsuane z Nynaeve dawała tej pierwszej prawo do jej wiedzy, niemniej sama Cadsuane tak właśnie ją zinterpretowała – to znaczy na swoją korzyść. Jeżeli dodać do tego niepewność, jaką odczuwała ostatnio w towarzystwie Randa, i ciekawość odnośnie tego, co mu szykowały Aes Sedai, skutkiem były właśnie niezliczone godziny spędzone z Cadsuane.

Żałowała przez czas jakiś, potem przestała. l tylko w duszy pozostała rezygnacja, zabarwiona śladem irytacji. Cadsuane orientowała się trochę w kwestiach, nad których badaniem Min spędzała długie godziny, lecz wiedzę swą wydzielała skąpo niczym konfiturę z moroszki, zawsze w nagrodę za coś, zawsze z aluzją, że można liczyć na więcej. l tylko dzięki temu Min jeszcze od niej nie uciekła.

Musiała znaleźć odpowiedzi na swe pytania. Rand ich potrzebował.

Z tą myślą umościła się wygodniej na wyściełanej ławie i otworzyła książkę, którą właśnie studiowała: antologię Sajiusa, zatytułowaną po prostu Komentarze o Smoku. Męczyła ją zwłaszcza treść jednego wersetu, zasadniczo ignorowanego przez autorów komentarzy: „W dłoniach będzie trzymał klingę światła, a troje stanie się jednym”.