Cadsuane dodała:
– Rzecz jasna, masz całkowitą rację.
Min uniosła wzrok i spojrzała na nią.
– To właśnie ten fragment skłonił mnie do podjęcia głębszych studiów nad Callandorem – tłumaczyła Cadsuane. – W ich wyniku doszłam ostatecznie do wniosku, że właściwy użytek z miecza wymaga kręgu złożonego z trojga. ! taki jest też sens cytowanego przez ciebie fragmentu.
– Lecz wynika z niego jeszcze chyba, że Rand użyje Cnllandora w takim właśnie kręgu – powiedziała Min, przelatując jeszcze raz werset wzrokiem. O ile wiedziała, nigdy to jak dotąd nie nastąpiło.
– Tak się też stanie – zgodziła się Cadsuane.
Min poczuła nagły dreszcz podniecenia. Może to była jakaś wskazówka. Coś, o czym Rand nie wiedział, a co mogło mu się przydać! Tyle że… Cadsuane wiedziała. A więc Min mimo wszystko nie odkryła nic ważnego.
– Można by sądzić – rzekła Cadsuane – że komuś należą się przeprosiny. My tu nie tolerujemy złych manier.
Beldeine uniosła wzrok znad swej robótki, jej twarz pociemniała. Potem nieoczekiwanie wstała i wyszła z pokoju. Jej Strażnik, młody Asha’man w randze Żołnierza imieniem Karlin, ukazał się w drzwiach drugiego pomieszczenia, przeszedł przez pokój pełen Aes Sedai i śladem Beldeine zniknął w korytarzu. Cadsuane parsknęła, a potem wróciła do swej lektury.
Kiedy drzwi zamknęły się za Karlinem, Nynaeve zmierzyła Min uważnym spojrzeniem i podjęła przerwany marsz w tę i z powrotem. W tym spojrzeniu wiele można było wyczytać. Przede wszystkim Nynaeve działało na nerwy, że żadna z pozostałych kobiet nie wydawała się zdenerwowana. Poza tym irytowało ją, że nie wymyśliły sposobu na podsłuchanie rozmowy między Tamem i Randem. Wreszcie, przez cały czas strasznie bała się o Lana. Co Min potrafiła zrozumieć, ponieważ jej uczucia wobec Randa były podobne.
I… cóż to za wizja znienacka rozwinęła się nad głową Nynaeve? Klęczała nad czyimiś zwłokami w żałobnej pozie. Mgnienie oka później wizja zniknęła.
Min potrząsnęła głową. Nie potrafiła zinterpretować tego widzenia, więc zignorowała je. Szkoda czasu na analizę wszystkich, które się trafiały. Niemniej czarny nóż wirujący nad głową Beldeine mógł coś oznaczać.
Skoncentrowała się na lekturze. A więc… Rand miał użyć Callandora w kręgu, tak? Troje stających się jednym? Lecz po co i kim będą pozostałe dwie? Jeżeli chodziło o pojedynek z Czarnym, to przecież nie mógł nikomu innemu oddać inicjatywy, prawda?
– To się wciąż nie zgadza, Cadsuane – powiedziała. – Tu jest ciąg dalszy. Coś, na co nie zwróciłyśmy uwagi.
– Dotyczy Callandora? – zapytała Aes Sedai.
Min skinęła głową.
– Tak też podejrzewałam – odparła Cadsuane. Jak dziwnie brzmiały w jej ustach słowa wypowiadane z całkowitą szczerością! – Lecz nie potrafiłam ustalić, o co chodzi. Gdyby tylko ten głupi chłopak odwołał moją banicję, moglibyśmy zająć się ważniejszymi…
Drzwi do pokoju Cadsuane otworzyły się tak gwałtownie, że Merise aż podskoczyła. Nynaeve zachwiała się i odsunęła – drzwi omal jej nie uderzyły.
W drzwiach stanął bardzo rozeźlony Tam al’Thor. Wbił w Cadsuane wściekłe spojrzenie.
– Co ty mu zrobiłaś? – zapytał bez wstępów.
Cadsuane opuściła książkę.
– Chłopakowi nic nie zrobiłam, jeśli nie liczyć prób nauczenia go grzeczności. Co, jak się wydaje, przydałoby się również pozostałym członkom jego rodziny.
– Uważaj, co mówisz, Aes Sedai – warknął Tam. – Widziałaś go może ostatnio? Kiedy wszedł, w całym pokoju aż pociemniało. A jego twarz… więcej uczuć można znaleźć w oczach trupa! Co się stało z moim synem?
– Jak rozumiem, rodzinne spotkanie po latach nie bardzo się udało? – spokojnie stwierdziła Cadsuane.
Tam zaczerpnął głęboki wdech i w jednej chwili jakoby opuściły go wszystkie emocje. Wciąż czuło się jego determinację, w oczach błyszczało niezadowolenie, lecz gniew rozwiał się bez śladu. Min widywała już, jak Rand błyskawicznie odzyskuje kontrolę nad sobą, przynajmniej w czasach poprzedzających ekspedycję do Bandar Eban, nim sprawy zaczęły iść źle.
– Próbował mnie zabić – oświadczył Tam głosem pozbawionym wyrazu. – Mój własny syn. Kiedyś był delikatnym i godnym zaufania chłopcem, o jakim tylko można pomarzyć. Dzisiaj przeniósł Jedyną Moc i zwrócił ją przeciwko ojcu.
Min uniosła dłoń do ust, czując nabrzmiewającą w gardle falę paniki. Słowa Tama przywołały wspomnienia pochylonego nad nią Randa, ucisku jego ręki na szyi.
Lecz to przecież nie był on! Jego wolą kierowała Semirhage. A może wcale nie?
„Och, Randzie” – pomyślała, a znaczenie tamtej udręki, którą czuła w więzi, stało się wreszcie jasne. „Cóżeś ty uczynił?”.
– Ciekawe – stwierdziła Cadsuane, a jej głos był zimny niczym lód. – Czy powiedziałeś, co kazałam?
– Zacząłem, lecz zdałem sobie sprawę, że to nie działa – odparł Tam. – Nie chciał się przede mną otworzyć i dobrze zrobił! Żeby mężczyzna mówił do własnego syna słowami podpowiedzianymi przez Aes Sedai! Nie mam pojęcia, co mu zrobiłaś, kobieto, ale potrafię rozpoznać nienawiść, gdy mam ją przed oczyma. Będziesz musiała mi parę rzeczy wyjaśnić…
Słowa zamarły mu na ustach, gdy niewidzialne ręce uniosły go gwałtownie w powietrze.
– Pamiętasz może, co ci mówiłam o grzeczności, chłopcze? – zapytała Cadsuane.
– Cadsuane! – odezwała się Nynaeve. – Nie musisz…
– Wszystko w porządku, Wiedząca – uspokajał ją Tam. Potem spojrzał na Cadsuane. Min widywała już, jak traktowała w ten sposób innych, wliczając Randa. Zawsze się strasznie irytował, inni ludzie zaś gotowi byli wyć.
Tam spoglądał jej prosto w oczy.
– Znałem wielu ludzi, którzy w kłopotliwej sytuacji zawsze uciekali się do pięści. Nigdy nie przepadałem za Aes Sedai i z zadowoleniem wróciłem na swoją farmę, gdzie nie wściubiały swych nosów. Brutal to brutal, niezależnie, czy używa siły swych pięści, czy innych środków.
Cadsuane prychnęła, lecz słowa najwyraźniej były wymierzone celnie, ponieważ postawiła Tama na podłodze.
– Dobrze – rzekła Nynaeve, jakby to jej udało się załagodzić konflikt – może wrócimy do tego, co naprawdę ważne. Tamie al’Thorze, ze wszystkich ludzi na świecie po tobie spodziewałabym się, że lepiej sobie poradzisz z sytuacją. Czyż nie ostrzegałyśmy cię, że Rand ma kłopoty z równowagą duchową?
– Równowaga duchowa? – zdziwił się Tam. – Nynaeve, chłopak jest na krawędzi obłędu. Co się z nim stało? Widziałem, co pole bitwy może zrobić z mężczyzną, ale to…
– To nie ma znaczenia – stwierdziła Cadsuane. – Zdajesz sobie sprawę, dziecko, że to mogła być ostatnia szansa na uratowanie twego syna?
– Gdybyś mi powiedziała, co między wami zaszło – zauważył Tam – wszystko mogłoby się potoczyć inaczej. Żebym sczezł! Do tego prowadzi słuchanie Aes Sedai.
– Do tego prowadzi bycie wełnianogłowym idiotą i niesłuchanie tego, co do ciebie mówią! – wtrąciła się Nynaeve.
– Do tego prowadzi przekonanie, że możemy go nakłonić, aby postąpił wedle naszej woli – skwitowała Min.
W pokoju zapadła cisza.
I wtedy Min zdała sobie sprawę, że w więzi zobowiązań czuje obecność Randa. Słabą, wołającą do niej z zachodu.
– Odszedł – szepnęła.
– Tak – potwierdził z westchnieniem Tam. – Otworzył jedną z tych Bram, prosto na balkonie. Nie zabił mnie, choć patrząc mu wtedy w oczy, gotów byłem przysiąc, że chce to zrobić. Widywałem już ten wyraz twarzy u wielu mężczyzn, a potem jeden leżał skrwawiony na ziemi.