Выбрать главу

Dowództwo Sojuszu wydało jednoznaczne rozkazy w tej kwestii: nowa klasa superdreadnoughtów nie miała prawa pod żadnym pozorem ujawniać swych możliwości, jeśli chodzi o liczbę stawianych zasobników, żeby przedwcześnie nie ostrzec przeciwnika o swym istnieniu. Natomiast mogła wykorzystać ich tyle, ile dało się wytłumaczyć użyciem okrętów osłony. Nie wzbudzi to niczyich podejrzeń, gdyż w chwili odpalenia rakiet jednostki te będą holowały stosowną liczbę zasobników, i to też wykażą odczyty sensorów. Czego nie wykażą, bo nie będą w stanie, to tego, że wszystkimi rakietami kierowała kontrola ogniowa Isaiaha MacKenziego, ani że pozostałe dwa okręty gotowe były do przejęcia tej funkcji w razie potrzeby.

Admirał Malone miał pod swoimi rozkazami pięć superdreadnoughtów, szesnaście krążowników liniowych, dziesięć ciężkich i dwanaście lekkich krążowników, osiem niszczycieli… oraz cztery boje EW udające superdreadnoughty. Łącznie dawało to możliwość holowania czterystu czterech zasobników zawierających po dziesięć rakiet każdy. Doliczając wyrzutnie pokładowe, dało to salwę liczącą cztery tysiące dziewięćset rakiet.

Byłaby liczniejsza, gdyby część pokładowych wyrzutni nie została załadowana sondami z głowicami EW nowej generacji, których zadaniem było zagłuszanie i ogłupianie systemów celowniczych. Odleciały one na niewielką odległość od okrętów, z których zostały wystrzelone, i uaktywniły się, podobnie jak wystrzelone wraz z nimi boje nadające sygnatury superdreadnoughtów i krążowników liniowych silniejsze, niż emitowały właściwe okręty. Ich zadaniem było ściągnięcie na siebie jak największej liczby wrogich rakiet.

Boje takie były od dawna dostępne, ale w ograniczonych ilościach, gdyż przekonująca fałszywa sygnatura wymagała tak wiele energii, że musiała ona być przesyłana z macierzystego okrętu, więc trzeba było utrzymywać je na promieniach ściągających, co ograniczało liczbę mogących być równocześnie w użyciu. Nowe boje były w pewnym sensie efektem ubocznym rozwiązania problemu źródła energii dla kutrów rakietowych. Miały minireaktory pokładowe wystarczające na dwadzieścia minut emisji sygnatury w pełnym spektrum. I mogły być wystrzeliwane z nowej wyrzutni torped przystosowanej do pocisków systemu Ghost Rider, co także ułatwiało ich użycie. Teraz okręty 62. Dywizjonu Liniowego przeszły na ogień ciągły, odpalając głównie takie właśnie boje i zwielokrotniając gwałtownie liczbę celów dla sensorów i rakiet przeciwnika.

Kontradmirał Aristides Trikoupis uśmiechnął się z satysfakcją, ukazując zęby w drapieżnym grymasie — dla okrętów Ludowej Marynarki obecnych w systemie Elric właśnie przestało to być miłe popołudnie.

* * *

— O kurwa! — jęknął ktoś.

BJ Groenewold nie był pewien kto, ale przyznawał, że treść i forma okrzyku trafnie wyrażały również jego własne uczucia. Przeciwnik nie mógł wystrzelić aż tylu rakiet, utrzymując przyspieszenie, o którym informowały odczyty sensorów. To po prostu było niemożliwe!

Niemniej tak właśnie się stało. Na widok lawiny śmierci i zniszczenia mknącej ku jego okrętom poczuł, jak jego żołądek zmienia się w lodowatą kulę. Okamura musiał być równie zaskoczony, ale wykazał podziwu godną samokontrolę. Głowice samonaprowadzające i systemy kontroli ognia rakiet używanych przez Royal Manticoran Navy były znacznie lepsze niż ich własne. By choć w pewien sposób to zrównoważyć, należało oddać salwę w ostatniej chwili, bo im więcej czasu miała pokładowa kontrola ogniowa, tym dokładniej mogła zidentyfikować cele i wziąć je w stałe namiary przekazywane rakietom. Zwiększało to celność, ale moment odpalenia musiał być starannie dobrany, gdyż zbyt długie oczekiwanie mogło skończyć się zniszczeniem zasobników i świeżo wystrzelonych rakiet przez detonujące rakiety przeciwnika. Groenewold odruchowo wydałby natychmiast rozkaz odpalenia salwy, widząc, co się dzieje, co byłoby poważnym błędem, gdyż RMN dysponowała także lepszą obroną radioelektroniczną wykorzystywaną do zagłuszania i ogłupiania systemów celowniczych. Okamura zachował zimną krew i poczekał na właściwy moment — właśnie spojrzał ostatni raz na ekran, chrząknął i rozkazał:

— Ognia!

Zasobniki holowane i wyrzutnie pokładowe okrętów należących do Zespołu Wydzielonego 12.3 odpaliły masywną salwę i…

Obraz na ekranie taktycznym zawirował, gdyż nagle wyświetliło się na nim kilkakrotnie więcej celów. Groenewold zaklął cicho a soczyście i z uczuciem — liczba fałszywych celów rosła błyskawicznie. Nigdy dotąd nie widział, by tak niewiele okrętów zdołało postawić tyle boi. A na dodatek na ekranie zaczęły pojawiać się zakłócenia, przeciwnik używał zagłuszaczy o większej mocy i szerszym paśmie niż jakiekolwiek, o których dotąd Groenewold choćby słyszał.

Jego okręty holowały ponad osiemset zasobników, a w każdym było po dwanaście rakiet, co dało salwę liczącą ponad trzynaście tysięcy rakiet — prawie trzy razy więcej niż wystrzelił przeciwnik, toteż powinny one osiągnąć nieporównanie większą koncentrację ognia na poszczególnych celach, gdyż wrogich jednostek było znacznie mniej. Nawet jeśli uwzględniło się znaną przewagę elektroniki i kontroli ogniowej Królewskiej Marynarki, rachunek prawdopodobieństwa jednoznacznie dowodził, że powinno to się zakończyć całkowitym zniszczeniem pikiety Elric.

Ale to, z czym właśnie zetknęła się Ludowa Marynarka, było całkowicie nowe. BJ Groenewold, który nie popełnił żadnego błędu, miał właśnie przekonać się, jak mylący potrafi być rachunek prawdopodobieństwa.

* * *

— Jak na razie idzie dobrze, sir! — zameldował komandor Towson. — Telemetryczne dane z rakiet wskazują, że ponad połowa ma już pewne namiary celów.

— Doskonale! — Trikoupis pozwolił sobie na uśmiech.

Rakiety systemu Ghost Rider miały o 18% czulsze głowice samonaprowadzające i o prawie 20% zwiększoną zdolność do rozróżniania celów pozornych od prawdziwych dzięki polepszonemu oprogramowaniu pokładowych komputerów. Nie było to naturalnie ostatnie słowo w tej dziedzinie, jako że prace nadal trwały. Ale już te poprawione parametry dawały choćby to, że można było wcześniej odłączyć zdalne sterowanie, dzięki czemu komputery celownicze rakiet miały więcej czasu na znalezienie zaprogramowanych celów i wyliczenie kursów, co powinno zaowocować większą liczbą trafień.

* * *

W momencie wystrzelenia rakiet Zespół Wydzielony 12.3 dzieliło od przeciwnika sześć i pół miliona kilometrów. Przy prędkości trzystu dwudziestu kilometrów na sekundę rakiety powinny przebyć tę odległość w sto siedemdziesiąt dwie sekundy. Prędkość ataku, jaką mogły osiągnąć, wynosiła siedemdziesiąt pięć tysięcy siedemset kilometrów na sekundę i paliwa na manewry pozostało im na osiem sekund lotu. To znaczy tym, które przebiją się przez pasywną i aktywną obronę rakietową i znajdą się mniej niż trzydzieści tysięcy kilometrów od celu, gdyż wtedy zadziałają zapalniki zbliżeniowe, detonując impulsowe głowice laserowe.

Rakiety Królewskiej Marynarki rozwijały nieco większe przyspieszenia, toteż na dotarcie do celu potrzebowały o dziesięć sekund mniej, miały zapas paliwa wystarczający na dłuższe manewry i osiągały prędkość ataku o ponad dwa tysiące kilometrów na sekundę większą. Groenewold nie miał naturalnie innego wyjścia, jak pogodzić się z tą różnicą. Natomiast zarówno on, jak i jego kapitanowie doznaliby ciężkiego szoku, gdyby wiedzieli, że osiągi nadlatujących rakiet zostały bardzo poważnie ograniczone.