Выбрать главу

— Sądzi pani, że Komitet się zgodzi?

McQueen wzruszyła ramionami.

— Argumenty czysto militarne są jednoznaczne — odparła pewnym siebie tonem. — A rozkazy od towarzysza przewodniczącego dostałam jasne. Łącząc obie te kwestie, uważam, że Komitet się zgodzi. Nie będą tym zachwyceni, ale sądzę, że nie zaprotestują.

* * *

— …ale sądzę, że nie zaprotestują.

Oscar Saint-Just wyłączył nagranie i zmarszczył brwi. Zdecydowanie nie podobało mu się to, co usłyszał, choć tak McQueen, jak i Bukato mówili dokładnie to, co powinni, i z właściwym szacunkiem podchodzili do cywilnego zwierzchnictwa nad siłami zbrojnymi. Tyle tylko że w tym, jak to mówili, coś brzmiało dziwnie. Nie sposób było tego nazwać konspirowaniem, ale miał pewność, że dzielili jakieś wspólne tajne plany. Nie wątpił, że słysząc takie stwierdzenie, Rob zaraz by mu przypomniał, że każdy sprawnie funkcjonujący zespół musi się dobrze rozumieć i mieć poczucie solidarności. Problem polegał na tym, że oboje zainteresowani wiedzieli o podsłuchu, więc na pewno mówili to, co uznali za właściwe, a nie to, co rzeczywiście myśleli. A wszystkie te deklaracje posłuszeństwa Komitetowi brzmiały w jego wyszkolonych i podejrzliwych uszach fałszywie.

Żałował, że nie mógł wesprzeć podsłuchu podglądem, ale by objąć zasięgiem całe pomieszczenie i uzyskać stosowną wyrazistość obrazu, a w tym momencie chodziło o mimikę, więc rozdzielczość musiałaby być naprawdę duża, pluskwy optyczne musiałyby być widoczne. Wywołałoby to niesamowitą wręcz awanturę, a mogłoby nie dać żadnego efektu. Łatwiej jest panować nad wyrazem twarzy niż nad tonem głosu. Tak zaś wszyscy mogli udawać, że podsłuchu nie ma, bo go nie było widać.

Najmniej zaś ze wszystkiego podobał mu się pomysł zabrania eskadr liniowych z Floty Systemowej. Oczywiście z czysto wojskowego punktu widzenia był on jak najbardziej sensowny. To zresztą był największy kłopot ze wszystkimi pomysłami McQueen — albo militarnie były naprawdę logiczne, albo można było je jako takie przedstawić, i to bez naciągania. Tyle że dołączony do propozycji wykaz jednostek, które miały zostać przekazane pod rozkazy Giscarda, wyglądał jakoś dziwnie. Prawie wszyscy oficerowie flagowi nimi dowodzący należeli do zasługujących w wysokim stopniu na polityczne zaufanie. Oczywiście każdy oficer dowodzący Flotą Systemową udowodnił, że zasługuje na takowe, bo inaczej zostałby już gdzieś przeniesiony, ale niektórzy byli wierni bardziej niż inni. I oni właśnie znaleźli się na liście McQueen, co było wysoce podejrzane. Podejrzenia te pogłębiły się, gdy przeczytał drugą listę — dowódców eskadr, które miały zastąpić przeniesione do składu 12. Floty. Zawierała bowiem zaskakująco dużo nazwisk admirałów, którzy czuliby się znacznie lepiej w tradycyjnym systemie dowodzenia, czyli bez komisarzy ludowych siedzących im na karkach i patrzących na ręce.

Problem polegał na tym, że posunięcie to było tak logiczne z militarnego punktu widzenia, a McQueen opierała się na dosłownej interpretacji rozkazu otrzymanego bezpośrednio od Roba. Powodowało to, iż on sam nie bardzo mógł się mu sprzeciwić — uzyskał przecież to, do czego od tak dawna dążył, czyli przyspieszenie tempa operacji zaczepnych. Jeżeli teraz zacząłby narzekać na nią, gdyż starała się działać szybko, mogłoby to zostać przez Roba odczytane jako objaw nasilającej się paranoi, a z pewnością straciłby na wiarygodności w każdej następnej rozmowie dotyczącej McQueen. Skoro, jak podejrzewał, wykorzystała nowe rozkazy do zrestrukturyzowania Floty Systemowej, tak by stała się bardziej podatna na jej plany, mógł zrobić tylko jedno — dopilnować, by te plany nie wypaliły, nie występując przeciwko nim otwarcie.

Odchylił fotel i zamyślił się głęboko, bębniąc cicho palcami prawej dłoni po poręczy. Potrzebne było posunięcie, które niweczyłoby jej plan, a dawało się równie prosto i logicznie uzasadnić, i to najlepiej jeszcze argumentami wojskowej natury… Zaczął powoli obracać się wraz z fotelem to w prawo, to w lewo…

Nagle znieruchomiał i prawie się uśmiechnął, gdy olśniło go genialne w swej prostocie rozwiązanie.

Rozwiązaniem tym był Theisman, równie apolityczny jak kawał skały i doskonały oficer flagowy szanowany przez wszystkich w Ludowej Marynarce. Co ważniejsze, przez cały czas sekretarzowania McQueen siedział w systemie Barnett, toteż nie miała możliwości wplątać go w spisek, cokolwiek sobie planowała na boku z towarzyszem admirałem Bukato i resztą rezydujących w Octagonie. Objęcie przez niego dowództwa Floty Systemowej w najgorszym razie spowoduje spowolnienie realizacji jej planów, dopóki go nie obłaskawi i nie przekabaci. A skoro sama zabierała dwie eskadry ze stacjonujących w systemie Barnett, argumentując to spadkiem znaczenia strategicznego bazy, nie mogła sprzeciwić się przeniesieniu jej dowódcy, niezbędnego na tak kluczowym stanowisku. Tym bardziej że oficjalnie miał jak najszybciej doprowadzić do pełnej gotowości bojowej Flotę Systemową, co zawsze było jednym z najważniejszych elementów strategii Ludowej Marynarki.

Pomysł może nie był doskonałym rozwiązaniem całego problemu, ale z pewnością krokiem we właściwym kierunku. A poza tym McQueen będzie wiedziała, jakie prawdziwe motywy nim kierowały, i powinno ją to zdrowo wkurzyć. A to znacznie zwiększało atrakcyjność całego przedsięwzięcia.

Rozdział XXXI

Honor rozejrzała się po niewielkim gabinecie i westchnęła szczerze, choć trudno było jej stwierdzić, czy w większej mierze spowodowała to ulga czy żal. Ulgi było na pewno sporo, jako że przez ostatnie miesiące pracowała ciężej niż na wielu przydziałach liniowych, nie wspominając już o urlopie zdrowotnym. Co naturalnie było jej własną winą, gdyż należało odmówić przynajmniej jednej z próśb sir Thomasa Caparellego. Tyle tylko że było to niemożliwe, i oboje o tym wiedzieli.

Wymusiło to na niej podjęcie pewnych trudnych decyzji, jak na przykład pozostawienie lekcji języka migowego doktor Arif, Mirandzie i Jamesowi oraz Nimitzowi i Samancie. Opuszczanie Nimitza sprawiało jej szczególną trudność, jako że mimo odległości czuła jego frustrację w pierwszych dniach nauki.

Zdobyła się na to jedynie dzięki temu, czego dawno temu musiała się nauczyć — umiejętności zlecania innym pewnego zakresu obowiązków. Pilnowanie kogoś takiego mogło zakończyć się jedynie źle lub katastrofalnie. Źle, bo traciła tyle czasu, jak gdyby robiła to sama, a osoba, której zleciła zadanie, nabierała przekonania, że nie jest godna zaufania, przez co uczyła się znacznie dłużej, człowiek bowiem uczy się na błędach. Katastrofalnie, gdy usuwanie problemów zostało posunięte tak dalece, że prowadziło do nadmiernej pewności siebie i niemożności poradzenia sobie z problemem, kiedy opiekuna już nie było.

Zrozumiała to już dawno i pamiętała o tym, powierzając obowiązki młodszym oficerom… Uśmiechnęła się odruchowo, przypominając sobie Rafe’a Cardonessa i źle zaprojektowane platformy. Ale to przyszło jej znacznie łatwiej, gdyż należało do powinności dowódcy uczącego młodszych stopniem i mniej doświadczonych. Nieporównywalnie zaś trudniejsze okazało się, gdy chodziło o obowiązki, które powinna była sama wykonać. A przynajmniej co do których była o tym przekonana. Miała wtedy wrażenie, że robi to z lenistwa. I dlatego przez prawie cały ostatni rok standardowy nie potrafiła pozbyć się wrażenia, że nie ma tak do końca dość czasu na właściwe zrobienie czegokolwiek, do czego się zobowiązała.