Выбрать главу

— Natomiast bardziej niż za dokonania w akademii chciałem pani podziękować za to, co zrobiła pani z Zaawansowanym Kursem Taktycznym — dodał Caparelli, odstawiając szklankę. — Konkretnie za dwie rzeczy. Za zmiany wprowadzone we Młynie i za uratowanie kariery komandor Jaruwalski. Tego ostatniego powinienem był sam dopilnować.

— Sir, jest pan Pierwszym Lordem Przestrzeni całej Królewskiej Marynarki i ma pan aż za dużo na głowie bez zajmowania się problemami pojedynczych komandorów. Z drugiej strony ja miałam nieprzyjemność służyć pod rozkazami Elvisa Santino w początkach jego kariery i wiedziałam, jakim jest mściwym idiotą. Dlatego miałam powód, by dokładniej niż inni sprawdzić, co wydarzyło się w Seaford 9. A przyznam szczerze, że cieszę się, iż kariera Andrei wróciła na normalne tory, bo ona jest dobra, sir. Naprawdę dobra. Co prawda to tylko moja opinia, ale sądzę, że kadry powinny się zastanowić, czy nie awansować jej na kapitana poza kolejnością.

— Może pani uznać to za załatwione. Jackson Kriangsak już rozmawiał o tym z Lucienem i z tego co wiem, została umieszczona na następnej liście awansów.

— To świetnie — oceniła zdecydowanie Honor.

I starannie stłumiła objawy jakiejkolwiek niechęci do swego własnego działania.

Zawsze uważała, że system koligacji i tak zwanych „pleców” stosowany przez niektórych oficerów jest zły z założenia. Osobnicy tacy jak Elvis Santino czy Pavel Young byli tego najlepszymi przykładami. Nigdy jednak nie sądziła, że będzie miała dość władzy, by samej móc go użyć. Teraz, gdy tak się stało, dostrzegła również jego zalety, zgodnie zresztą z zasadą, iż człowiek potrafi znaleźć uzasadnienie dla każdego swego postępku. Kariera Andrei Jaruwalski wydawała się skończona, a fakt, że uległo to zmianie, był wyłącznie zasługą Honor, która zrobiła z niej swą pierwszą oficjalną protegowaną. Uczyniła to z podobnych powodów co Hamish Alexander i inni starsi oficerowie w stosunku do swoich ulubieńców — nie dlatego, że była krewniaczką czy córką przyjaciela albo że liczyła na odwzajemnienie uprzejmości z czyjejś strony. Zrobiła to dlatego, że Jaruwalski była doskonałym oficerem i spotkała ją rażąca niesprawiedliwość. Na swój sposób była to spłata długu, tyle że zaciągniętego nie wobec jakiejś konkretnej osoby, ale całej Królewskiej Marynarki jako takiej. A nawet całego Królestwa Manticore.

— Muszę przyznać, że nie spodziewałem się, że tak zorganizuje pani Młyn — głos Caparellego wyrwał ją z rozmyślań. — Choć powinienem, znając przebieg pani kariery. Może wszyscy za bardzo skostnieliśmy i zaczęliśmy uważać, że skoro coś nie zostało wymyślone tu i przez naszych, to jest nic niewarte.

— Nie sformułowałabym tego aż tak ostro, sir. Powiedzmy, że RMN cierpi na łagodną odmianę manii wielkości. Uważamy się za najlepszych, bo w okolicy tacy jesteśmy. I mamy znacznie więcej doświadczenia niż wszyscy poza Ludową Marynarką. Ale uważam też, że najwyższy czas zdać sobie sprawę, że nie jesteśmy nieomylni i że istnieją inne sposoby, jedne lepsze, drugie gorsze, na osiągnięcie tych samych celów.

— Zgadzam się całkowicie. I jest to istotne zwłaszcza teraz, gdy przez Młyn przepuszczamy tylu oficerów flot sojuszniczych. Powinniśmy uświadomić sobie nie tylko to, że możemy się czegoś od nich nauczyć, ale zwłaszcza to, że nie wolno nam traktować ich z góry niczym ubogich krewnych. Na pewno wśród oficerów Royal Manticoran Navy pozostanie poczucie pewnej wyższości, ale to prawdopodobnie zdrowy odruch i, jak sądzę, większość naszych sojuszników to zrozumie: w końcu to my jesteśmy najsilniejszym i najstarszym członkiem Sojuszu. Dobrze jednak, że zainicjowała pani proces sprowadzania pyszałków na ziemię. A zaproszenie sojuszniczych oficerów do projektowania programów treningowych było genialnym posunięciem. Podobnie jak innych, w których nasi oficerowie musieli działać pod obcym dowództwem i zgodnie z zasadami innej, na przykład graysońskiej doktryny. Albo też używać sprzętu alizońskiego. Jak rozumiem, kilkunastu naszych kandydatów na dowódców odkryło, że znaczna część naszej przewagi w wyszkoleniu kadry sprowadza się do posiadania lepszego sprzętu, nie ludzi, co skłoniło ich do większej pokory w podejściu do sojuszników. Poza tym już przejęliśmy kilka naprawdę rozsądnych pomysłów od graysońskich oficerów i przyznam, że byłbym zaskoczony, gdyby nie był to dopiero początek, i to nie tylko, jeśli o nich chodzi. W końcu zaczęliśmy ich słuchać. Dzięki pani, milady.

— Mam nadzieję, że będziemy słuchać uważnie, sir — powiedziała z naciskiem Honor. — Wszyscy oni mogą nas czegoś nauczyć. Przyznanie się do tego zarówno przed sobą, jak i przed nimi wydaje mi się najlepszą metodą bezproblemowej współpracy i zachęty, by i oni uczyli się od nas.

— Zgadzam się z tą opinią całkowicie — potwierdził Caparelli, po czym spoglądając na skąpaną w słońcu stolicę, zmienił temat. — Jak rozumiem, wkrótce wraca pani na Graysona.

— Nie było mnie tam prawie rok. Jako patronka mam pewne obowiązki, w których nikt nie może mnie zastąpić, nie wspominając o tym, że Willard czeka ze stertą papierów do podpisania.

— Wiem. A także i to, że kilka tygodni po pani powrocie rozpoczyna się nowa sesja Konklawe Patronów.

— To jeden z powodów, dla których muszę wracać do domu. — Honor nagle uśmiechnęła się ironicznie. — Do domu… Wie pan, to określenie nabrało dla mnie trochę skomplikowanego charakteru w ciągu ostatnich paru lat.

— Łagodnie rzecz ujmując — uśmiechnął się Caparelli. — Natomiast pytam o to dlatego, że chciałbym wiedzieć, jakie są pani plany na przyszłość. Konkretnie jak może wyglądać pani powrót do służby liniowej.

— Moje plany! — Honor uniosła brwi. — Założyłam, że to zależy od kadr, nie ode mnie.

Caparelli wzruszył ramionami.

— Milady, jest pani admirałem Królewskiej Marynarki, księżną, admirałem Marynarki Graysona i patronką. To oznacza, że obie floty mogą zechcieć skorzystać z pani talentów, a dowództwo obu jest na tyle inteligentne, że zechcą. Natomiast jedynie od pani zależy, którą pani wybierze. Dlatego pomyślałem sobie, że jako pierwszy złożę propozycję, może mnie nie przebiją…

— Sir, ja… — zaczęła Honor i umilkła, widząc jego gest.

— Nie próbuję na panią naciskać. Jeszcze nie, a to dlatego, że rozmawiałem z medykami i wiem, że admirał Mannock nie zezwoli pani na powrót do aktywnej służby przez trzy-cztery miesiące. Chcę po prostu, by się pani zastanowiła i uzmysłowiła sobie, że znajduje się pani w takim punkcie kariery, który daje nieporównanie większą kontrolę nad przyszłością i nad przydziałami, niż jak podejrzewam, pani sądziła. Powinna być pani na to przygotowana, gdy nadejdzie czas wyboru.

— Sądzę… — Honor ponownie urwała. — Jestem pewna, że ma pan rację, sir. I ma pan też rację co do tego, że nie uświadamiałam sobie tego do końca.

— Och, sądzę, że doszłaby pani do właściwych wniosków. Chciałem się tylko upewnić, że rozważy pani coś, o czym wspomniałem.

Teraz on z kolei umilkł.

A Honor przyjrzała mu się uważniej, czując nagły wzrost jego emocji. Dominowały niepewność i oczekiwanie, ale była też i obawa… Caparelli odetchnął głęboko i powiedział:

— Poza wszystkimi innymi kwestiami, o których już rozmawialiśmy, chciałem z panią pomówić jeszcze o jednym.

I znów urwał, ale tym razem odwrócił się i spojrzał na nią.

Odpowiedziała uprzejmym uniesieniem brwi i czekała na ciąg dalszy.

— Wczoraj wydałem rozkaz rozpoczęcia operacji „Buttercup” — oznajmił Caparelli.

Honor usiadła prosto. Wiedziała o tej operacji. Rozegrały z Alice Truman kilka wariantów strategii, używając głównego symulatora Zaawansowanego Kursu Taktycznego, a ostateczny zawierał wiele jej poprawek.