Выбрать главу

— Domyśliłeś się, bo jesteś bystry i przewidujący, i wiesz, czym i w jakim stopniu martwi się twój szef — poprawił go Saint-Just.

— To też — zgodził się Fontein. — I właśnie dlatego że wiem, naprawdę się staram, żeby twoje podejrzenia nie wypaczyły mojego obrazu jej poczynań.

Zamilkł.

— I? — ponaglił go Saint-Just.

— I przyznam, że nie mam pewności. — Fontein wydął wargi, faktycznie wyglądając na niepewnego, co zdarzało mu się niezwykle rzadko.

Tym razem to Saint-Just przekrzywił głowę, spoglądając na niego wyczekująco.

Fontein westchnął i wyjaśnił:

— Byłem obecny na prawie wszystkich odprawach i naradach ze współpracownikami. A gdy zdarzyło się, że nie mogłem wziąć w którejś udziału, przesłuchiwałem uważnie nagrania. Wiem, że to doskonała aktorka i cwaniaczka kuta na cztery nogi. A do tego urodzona intrygantka. Nie zapomniałem i chyba nigdy nie zapomnę, jak mnie przechytrzyła przed zamachem Lewelerów. I powiem ci jedno: ona naprawdę martwi się możliwością, że Sojusz dysponuje nową bronią. To nie jest gra, to jest autentyczna troska: za bardzo się przy tym upiera i zbyt spójnej argumentacji używa. I to jest główny powód, dla którego boi się przejść do zdecydowanej ofensywy. I to boi znacznie bardziej, niż to okazuje na spotkaniach Komitetu. Tam gra pewniejszą siebie, bo tak trzeba, i sam o tym wiesz. A ponieważ naprawdę się obawia, jest na ciebie ciężko wkurzona za zmuszanie jej do tego, co w jej opinii będzie militarną klęską.

— Hmm… — Saint-Just potarł z namysłem podbródek.

Fontein był — może poza Eloise Pritchart — najlepszym z jego podwładnych. Choć na to nie wyglądał, potrafił zarówno obserwować, jak i analizować, miał dużą wiedzę i wybitny umysł. I na swój sposób był równie bezwzględny jak on sam. Co więcej — aniołem stróżem Esther McQueen był od prawie ośmiu lat i choć raz dał się oszukać, wątpliwe było, by pozwolił jej na powtórkę, a znał ją lepiej niż ktokolwiek inny. Co oznaczało, że powinien liczyć się z jego zdaniem, ale mimo to…

— To, że się obawia, nie musi znaczyć, że ma rację — oznajmił zgryźliwie.

Fontein starannie ukrył zaskoczenie, słysząc ten kwaśny ton. To było niepodobne do Saint-Justa. Nagle zrobiło mu się dziwnie zimno — Oscar Sain-Just był bowiem tak skuteczny głównie dzięki temu, że potrafił chłodno i obiektywnie podejść do problemu. Jeżeli ten obiektywizm zaczął ustępować złości, to oznaczało nie tylko, że McQueen zostało mniej czasu, niż można się było spodziewać, ale co gorsza, że skuteczność Saint-Justa zacznie drastycznie maleć. A na dodatek niezależnie od tego, co myślał szef, on nie był skłonny ignorować faktów, które martwiły McQueen. Miał zbyt wiele okazji, by widzieć ją w działaniu, i zbyt dobrze ją znał. Była za bardzo uparta, przewidująca i odważna, by bać się czegoś bez uzasadnionego powodu. Mógł jej nie ufać czy za nią nie przepadać, ale nauczył się ją szanować. A jeśli miała rację, to Ludowa Republika w ciągu najbliższych kilku miesięcy mogła jej potrzebować bardziej niż kiedykolwiek dotąd.

— Nie powiedziałem, że ma rację — odezwał się, siląc się na neutralny ton. — Powiedziałem jedynie, że sądzę, iż nie udaje troski i obawy. Spytałeś, czy ją podejrzewam, dlatego ci tłumaczę, że uważam, iż jej opór przed jak najwcześniejszym rozpoczęciem operacji „Bagration” spowodowany jest obiektywnymi przesłankami, przynajmniej obiektywnymi według niej, a nie złośliwością czy innym spiskiem.

— No dobrze… Zgoda. — Saint-Just potrząsnął głową i dodał już normalnym tonem: — Rozumiem. Mów dalej.

— Niewiele więcej mam do powiedzenia, bo nie sprawia żadnych kłopotów — przyznał uczciwie Fontein. — Od dnia, w którym objęła Octagon, zajmuje się sprawami czysto militarnymi, i to tak intensywnie, że nawet ja nie daję rady uczestniczyć we wszystkich spotkaniach z planistami, analitykami i logistykami. Najlepiej działa w kontaktach osobistych i w niewielkim gronie albo i sam na sam, a energii można jej tylko pozazdrościć. Zrobiła porządek i ma wyniki, o czym prawdopodobnie wiesz lepiej ode mnie. Wzięła się za nich, zagoniła do sensownej roboty i przyznaję, że jest w tym dobra. Nie podoba mi się, że ma taki zakres władzy, ale tego też nie ukrywam, a poza tym przyznaję, że ma rację co do tego, że wojsko potrzebuje jednej osoby jako źródła rozkazów. No i rezultaty, jakie osiągnęła, usprawiedliwiają decyzję powierzenia jej tego stanowiska. Nie sądzę, żeby zdołała coś zrobić poza moimi plecami, ale nie mogę tego wykluczyć. Przy tak przeładowanym dniu, jaki jest u niej regułą, na pewno ma okazje do rozmów, o których nic nie wiem, choć z kolei sam nawał oficjalnych spraw zmniejsza ryzyko, że ma czas i głowę do spisku. Z drugiej strony nadal nie mam pojęcia, jak zdołała zmontować niespodziankę, dzięki której żyjemy. Mam pewne podejrzenia, ale nawet zakładając, że są prawdziwe, nie potrafiłem i zapewne nie zdołam już znaleźć żadnego dowodu. I dlatego nie mogę w tej chwili kategorycznie stwierdzić, że nie powtórzyła tego manewru. Bo trzeba sobie zdać sprawę z jednego: ona jest charyzmatyczna, i to cholernie. Obserwuję ją od lat i nadal nie rozumiem, jak to działa. To jakby magia albo urok działające tylko na wojskowych. Ale działające. Bukato wyciągnęła ze skorupy w tydzień, a resztę starszych oficerów w parę miesięcy. Wysłała Giscarda i Tourville’a gotowych gołymi rękami dusić pseudogrizzlie, i to po tym, co myśmy im zrobili. A z raportów Eloise obaj wiemy, że Giscard nie przepada za nią, podejrzewając ją o zbyt wybujałą ambicję. Jeżeli komuś mogłoby się udać namówić podkomendnych do jakiegoś nielegalnego działania za moimi plecami, to właśnie jej. Nic na to nie wskazuje, bo gdyby było inaczej, już byś o tym wiedział, ale z osobą taką jak ona nie można być niczego pewnym.

— Wiem — westchnął Saint-Just i odchylił fotel do tyłu. — Nigdy mi się nie podobało, że to ona ma kierować wojskiem, i to mając tak wiele swobody, ale Rob miał rację. Potrzebowaliśmy jej i udowodniła, że potrafi osiągnąć to, co było niezbędne dla nas wszystkich. I to jak potrafi. Ale teraz…

Umilkł, potarł nasadę nosa i prawie słychać było, jak klnie w duchu. Fontein doskonale wiedział dlaczego, bowiem należał do nielicznego grona wybrańców, które znało przerobione dossier Esther McQueen, które stworzył Saint-Just, zanim została mianowana sekretarzem wojny. Przedstawiało ono McQueen jako największego zdrajcę od czasów Amosa Parnella, i to dosłownie, ponieważ odkrywało, że była jego młodszym pomocnikiem. Niestety, Parnell zmartwychwstał dzięki Harrington i zamiast siedzieć w Piekle, przesiadywał w Lidze Solarnej, zeznając przed solarnym komitetem praw człowieka. A na skutek sfuszerowanego zamachu był tak znaną postacią, że słuchano go prawie w nabożnym skupieniu.

Fontein nagle omal nie puknął się w czoło. Ucieczka Parnella mogła jeszcze pogłębić podejrzliwość Saint-Justa w stosunku do McQueen. Fakt, że on żył, i to, co mówił, a co docierało na obszar Ludowej Republiki wolno, ale nieubłaganie, wstrząsnęło Ludową Marynarką. Głównie starym korpusem oficerskim, ale nie tylko, bo zbyt wielu obecnych oficerów i podoficerów go pamiętało. Naturalnie uważali na to, co mówili, ale nastroje łatwo było wyczuć. Na dodatek po sukcesach 12. Floty wykonującej rozkazy McQueen wojskowi przestali traktować ją podejrzliwie i stała się prawie równie popularna i szanowana co dawniej Parnell. Dla Saint-Justa musiała być nowym wcieleniem Parnella, a unicestwienie zabezpieczenia, jakie miało stanowić dossier, nie mogło go mocno nie zaniepokoić.

Swoją drogą była to prawdziwa ironia losu — kiedy przygotowywano sfałszowane akta, była to jedynie szeroko rozwinięta profilaktyka, gdyż tak naprawdę UB nie potrzebowało żadnego uzasadnienia. W końcu bez powodu rozstrzeliwano admirałów, wystarczyło podejrzenie nielojalności. Tak działo się od lat i nikt w całej Ludowej Marynarce nie odważył się kiwnąć palcem ani słówka pisnąć w ich obronie. Chodziło po prostu o to, by ułatwić zadanie Cordelii Ransom oraz jej ludziom i skierować słuszny gniew motłochu w pożądanym kierunku. Teraz, gdy McQueen stała się bohaterką zarówno tłumu, jak i floty, takie uzasadnienie było niezbędne, jeśliby chciało się ją usunąć. No i właśnie w tym momencie Parnell wyskoczył jak diabeł z pudełka i wszystko wzięło w łeb. Saint-Just stracił swoją tajną broń w momencie, w którym zaczął się obawiać, że będzie zmuszony jej użyć, co w połączeniu z różnicą zdań w kwestii analiz możliwości posiadania przez przeciwnika nowych rodzajów uzbrojenia doprowadziło go do sytuacji, w której prawie warczał na samo wspomnienie McQueen. Był to pierwszy przypadek, o jakim Fontein słyszał, że szefa zawodziła żelazna samokontrola.