— Uważam, że stała się zbyt niebezpieczna — dokończył Saint-Just. — Ktoś inny, dajmy na to Theisman, może teraz, gdy uporządkowała flotę, osiągnąć równie dobre wyniki. A ktoś taki jak on nie będzie próbował obalić Komitetu.
— Czy to znaczy, że podjęliście z Pierre’em decyzję o usunięciu jej? — spytał ostrożnie Fontein.
— Nie. Rob jest mniej przekonany, że ona jest groźna. Albo raczej nie jest przekonany, że potrafimy sobie dać radę bez niej, i obawia się ryzykować w takich okolicznościach. Może mieć rację, może jej nie mieć, ale to on jest przewodniczącym i moim szefem. Więc jak mówi, że mamy czekać, dopóki nie będziemy mieli pewności, że już nie jest niezbędna, albo do chwili uzyskania dowodu, że spiskuje, to będziemy czekać. Tym bardziej że gdybyśmy zdecydowali się jej pozbyć, to razem z nią idzie Bukato i większość starszych rangą oficerów z Octagonu. A to oznacza, że musimy najpierw być pewni, że wygrywamy wojnę, a dopiero potem możemy brać się za porządki w sztabie generalnym. Spodziewam się jednak, iż „Bagration” będzie kontynuacją „Scylli”, a w takim wypadku będziemy mieli spełniony pierwszy warunek. I będziemy mogli pozbyć się tego, że się tak wyrażę, miecza, który wisi nam nad głowami. Mamy dość innych do wyboru, znacznie mniej dla nas groźnych. Sądzę, że w takiej sytuacji Rob zgodzi się na jej usunięcie.
— Rozumiem… — powiedział powoli Fontein, dziwiąc się własnemu spokojowi, bo informacja o tym, że ktoś, z kim tak długo i blisko współpracował, jest już trupem, tylko jeszcze o tym nie wie, dziwnie go zabolała.
— Nie chcę wzbudzać jej podejrzeń, zwłaszcza przed rozpoczęciem operacji i przed przybyciem tu Theismana. Kiedy obejmie dowództwo Floty Systemowej i ten problem będziemy mieli z głowy, sprawy będą już wyglądały inaczej. Przede wszystkim zaś nie chcę, żeby ona się zorientowała, że jej czas się kończy. Ale chcę zacząć tworzenie nowego dossier. Spójne, przekonujące i nie budzące wątpliwości, że zdradziła, zanim została zastrzelona, próbując uniknąć aresztowania. Nie możemy sobie pozwolić na fuszerkę i składanie go w ostatniej chwili, dlatego chcę, żebyś się tym zajął razem z pułkownikiem Clearym.
— Naturalnie — przytaknął Fontein, wiedząc, że Saint-Just za nic na świecie nie zrobi niczego bez zgody Pierre’a.
Umysł szefa UB po prostu tak funkcjonował. Ponieważ jednak był człowiekiem przewidującym, chciał już mieć wszystko przygotowane w momencie, gdy taką zgodę otrzyma. A fakt, że „oryginalne” dowody zdrady McQueen przestały być użyteczne, jedynie zwiększył jego determinację.
— Tylko pamiętaj — ostrzegł go Saint-Just — to są wyłącznie przygotowania. Rob nie kazał mi niczego robić, a to znaczy, że ty nie masz prawa robić nic więcej poza zbieraniem informacji i papierów. Nie życzę sobie żadnych pomyłek czy oddolnego entuzjazmu, który wymknie się spod kontroli, Erasmus!
— Doskonale to rozumiem — odparł chłodno Fontein.
W odpowiedzi Saint-Just skinął głową.
Jednym z powodów, dla których Fontein został wybrany na stanowisko ludowego komisarza, była pewność, iż bez rozkazu Saint-Justa nie zrobi nic przeciwko Esther McQueen, dokładnie tak samo jak Saint-Just bez zgody Pierre’a. Poza sytuacją wyjątkową naturalnie, ale to już byłaby zupełnie inna historia.
— Wiem, że mogę na ciebie liczyć — powiedział nieco przepraszająco gospodarz — a to jest teraz dla mnie szczególnie ważne. Dla Roba zresztą też. Całe to cackanie się z McQueen działa mi na nerwy bardziej, niż mogłem wcześniej przypuszczać. Czasami mnie ponosi i odbija się to na tobie.
— Rozumiem. Nie martw się, Oscar, we dwójkę z Clearym zrobimy dokładnie to, o co ci chodzi, i to będzie dokładnie wszystko, co zrobimy, dopóki nie wydasz nam innych rozkazów.
— Doskonale — Saint-Just poweselał na tyle, że wstał z uśmiechem.
Obszedł biurko, odprowadził gościa do drzwi i w rzadkim przypływie wylewności objął go ramieniem.
— Nie zapomnę ci tego — obiecał, gdy drzwi się otwierały. Siedzący za biurkiem Caminetti uniósł głowę znad ekranu i zaczął wstawać, ale Saint-Just dał mu znak, by się nie trudził, i sam odprowadził gościa do drzwi.
— Pamiętaj — powiedział na pożegnanie. — To musi być coś pewnego i solidnego. Kiedy załatwia się kogoś takiego jak McQueen, nie ma miejsca na partactwo i wątpliwości. Tym bardziej że będziemy musieli też wyczyścić starannie Octagon.
— Doskonale to rozumiem. Nie martw się, załatwię to — zapewnił go Fontein.
I wyszedł do poczekalni, a potem na korytarz.
Esther McQueen pracowała do późna, co stało się już nawykiem. Nagle rozległ się brzęczyk do drzwi gabinetu.
Spojrzała na stojący na biurku chronometr i uśmiechnęła się kwaśno — tak późno w nocy to mógł być tylko Bukato, bo nikt inny z nocnej zmiany nie przedarłby się przez jej adiutanta. Co prawda z Iwanem też nie była umówiona, ale widocznie chciał o czymś porozmawiać. Prawdopodobnie o jakichś szczegółach operacji „Bagration” albo o zbliżającym się przybyciu Theismana, który miał objąć dowództwo zreorganizowanej Floty Systemowej.
Nacisnęła klawisz otwierający drzwi i lekko uniosła brwi, widząc, kto w nich stoi. Był to bowiem zwykły porucznik, najmłodszy z oficerów sekcji łączności. Przy tej liczbie admirałów i komodorów kręcących się po budynku zwykły porucznik po prostu był niewidoczny, gdyż nikt nie zwracał na niego uwagi.
— Proszę wybaczyć, towarzyszko sekretarz, ale właśnie skończyłem przepisywać rozkazy, które dał mi po południu towarzysz komodor Justin — powiedział młodzian. — Właśnie szedłem do niego, gdy dowiedziałem się, że pani jeszcze pracuje, i przyszło mi na myśl, że i tak trafią do pani, a tak będzie po prostu szybciej.
— Dobrze pomyślałeś, Kevin — odparła zupełnie spokojnym głosem, w którym nie było śladu zaskoczenia, i wyciągnęła dłoń po trzymaną przez niego elektrokartę.
Twarz porucznika na moment stężała, gdy ich oczy się spotkały, a McQueen zrobiła głębszy wdech, czując pod palcami malutką karteczkę podaną wraz z elektrokartą.
Skinęła głową, położyła elektrokartę na stole i uaktywniła ją, po czym pochyliła się nad nią, by przeczytać wyświetlające się na ekranie zdania. Jedynie niezwykle bystry i nie spuszczający z niej ani na moment wzroku obserwator mógłby zauważyć niewielki ruch dłoni przesuwającej karteczkę spod elektrokarty za holoprojektor. Treść karteczki była niezwykle zwięzła:
„SJ autoryzował ruch EF, twierdzi S.”
Wystarczyła jednak, by Esther McQueen poczuła się jak trafiona w brzuch z pulsera.