— Szansę na wykrycie są znikome. — Na Bairdzie przemowa gospodarza nie zrobiła wrażenia. — Urządzenia są naprawdę nowoczesne, a ponieważ pozostaną całkowicie pasywne poza radiolatarniami uruchamianymi zaszyfrowanym sygnałem, nie będą niczego emitowały. Na dodatek kamienie pamięci to przedmioty religijne, więc nikt, nawet poganie z Królestwa, nie mogą traktować ich bez należytego szacunku, nie chcąc rozgniewać ludzi, których chcą omamić. No i będą prezentami od jednego z najważniejszych i najbardziej szanowanych patronów. Dlaczego w ogóle miałyby wzbudzić czyjekolwiek podejrzenia?
— Powiedziałem już, że tego nie zrobię! Potencjalne zyski nie usprawiedliwiają w żaden sposób ryzyka, które musiałbym ponieść.
— Przykro mi, że pan tak uważa, patronie Mueller, jednakże zmuszony jestem nalegać.
— Nalegać?! — Muellera aż podniosło z krzesła.
Co na gościu nie wywarło żadnego wrażenia.
— Nalegać — powtórzył spokojnie Baird.
— Ta rozmowa jest zakończona — warknął Mueller. — A jeśli będzie pan naciskał na podobne absurdy w przyszłości, nasza współpraca także ulegnie zakończeniu! Nikt nie będzie mi dyktował, co mam robić! Nie będę ryzykował czegoś, co tworzyłem przez lata, dla pańskiego widzimisię!
— To nie jest widzimisię, a pan nie ma wyboru — poinformował go spokojnie Baird.
— Won! — warknął Mueller i dał znak kapralowi.
Ten zrobił dwa kroki w stronę gości i zamarł zaskoczony, gdy Kennedy wyjął z kieszeni damski pistolet pulsacyjny i wymierzył w jego pierś.
— Zidiocieliście?! — Mueller był zbyt wściekły, by się bać. — Znacie karę za wnoszenie broni do pomieszczenia, w którym przebywa patron, bez jego zgody?
— Oczywiście, że znamy — odparł Baird. — Jednakże nie pozwolimy się zamordować tak jak Steven Hughes. Musieliśmy przedsięwziąć stosowne środki ostrożności.
— Co?! — zdziwił się gospodarz zbity z tropu nagłą zmianą tematu.
— Dobrze pan udaje, ale nie damy się oszukać. Wiemy, że kazał go pan zamordować, i wiemy dlaczego. Przyznaję, że zaskoczyło nas amatorskie wykonanie, przecież musiał pan sobie zdawać sprawę, że nie uwierzymy w próbę napadu rabunkowego, ale zaskoczył pan nas. Tego się nie spodziewaliśmy.
— O czym pan gada? — zażądał Mueller. — To był mój gwardzista! Dlaczego niby miałbym chcieć go zabić?!
— Gdyby pan przestał udawać, znacznie łatwiej by nam się rozmawiało o interesach — poradził mu Baird. — Ponieważ wiedzieliśmy, że nie można panu ufać, umieściliśmy Hughesa w pańskiej służbie. Spodziewaliśmy się, że może zginąć, podobnie jak on sam, zgłaszając się na ochotnika. To jednak nie znaczy, że nie możemy dłużej współpracować… jak długo będzie pan pamiętał, że dokładnie wiemy, do czego jest pan zdolny i był pan zdolny w przeszłości.
— Umieściliście go w mojej służbie?! — Mueller potrząsnął głową. — To kłamstwo, i to na dodatek nieporadne! A nawet jeśli prawda, ja nie kazałem nikomu go zabijać.
— Patronie Mueller, pan jest jedynym, który mógł mieć motyw — stwierdził Baird, nie kryjąc zmęczenia.
— Jaki motyw, do cholery?
Baird westchnął i wyjaśnił:
— Kiedy odkrył pan, że Hughes nagrywał nasze spotkania, zorientował się pan, dla kogo pracuje. Poza wszystkimi przywarami jest pan człowiekiem inteligentnym. Muszę panu przedstawiać cały nasz tok myślowy?
— Nagrywał… — powtórzył Mueller zaskoczony spokojną pewnością siebie tamtego, po czym opadł na fotel, patrząc na człowieka, nad którym, jak sądził jeszcze chwilę temu, dominował.
— Oczywiście, że nagrywał. — Bairdowi zaczynała wyczerpywać się cierpliwość. — Może wreszcie przestanie pan grać, bo to naprawdę męczące. Ale skoro pan nie chce… Brian?
Kennedy, nie przestając celować do Higginsa, sięgnął lewą ręką do kieszeni, wyjął z niej niewielki holoprojektor i rzucił go Bairdowi. Ten złapał go zręcznie i uruchomił. Mueller z trudem przełknął ślinę, widząc wnętrze gabinetu, Bairda i siebie oraz słysząc szczegóły dyskusji dotyczącej przekazywania nielegalnych funduszy. Ujęcie jednoznacznie wskazywało, że holokamera znajdowała się przy drzwiach — tam gdzie stał sierżant Hughes.
Baird po paru sekundach wyłączył urządzenie i schował do kieszeni.
— Za długo pan czekał — powiedział. — Zdążył nam przekazać nagrania wszystkich naszych spotkań. Jestem pewien, że stanowiłyby pasjonujące widowisko dla planetarnej służby bezpieczeństwa.
— Nie odważycie się! — warknął Mueller, ale nie bardzo w to wierzył. Nie miał pojęcia, kto zabił Hughesa, ale teraz zrozumiał, że ten go zdradził i rzeczywiście od początku pracował dla organizacji Bairda.
— A niby dlaczego nie? — spytał ten ostatni.
— Bo jesteście obaj równie winni jak ja!
— Po pierwsze nie są to jedyne pana przestępstwa, których popełnienia mamy dowody, bo Hughes nie był naszym jedynym agentem w pańskim otoczeniu. Mamy pana na oku od naprawdę długiego czasu, patronie Mueller, i dobrze zdajemy sobie sprawę z pana powiązań i aktywności. Wszystkich powiązań i aktywności od początku reform Protektora, którym był pan przeciwny. Nie będę w tej chwili udowadniał niczego więcej, za pańskim pozwoleniem, ale nie mam zamiaru narażać innych naszych ludzi. Wystarczy, że zamordował pan jednego. Nie pokażę panu nic, co mogłoby pomóc w zidentyfikowaniu innych. Z żalem, ale podzielimy się tym, co wiemy, z władzami, jeśli nas pan do tego zmusi. Po drugie zakłada pan, że obawiamy się przyznać do udziału w nielegalnym finansowaniu kampanii wyborczej. To najmniejsze z pana zmartwień, a nasze żadne: mamy o wiele mniej do stracenia w przypadku aresztowania niż pan. A tak na marginesie, to nas aresztować wcale nie będzie tak łatwo. Chyba zdaje pan sobie sprawę, że nie zjawiliśmy się u pana pod własnymi nazwiskami, prawda? Co więcej, żaden z nas nie figuruje w oficjalnych kartotekach, bo żaden nigdy nie popełnił najdrobniejszego choćby przestępstwa, więc aresztowanie nas mogłoby być jedynie ukoronowaniem długiego i drobiazgowego śledztwa. Pan zaś jest postacią na tyle znaną, że bez trudu pana odnajdą. Po trzecie zaś w przeciwieństwie do pana, patronie Mueller, jesteśmy gotowi na aresztowanie, proces i karę. Jeśli to ma być nasz test, niech tak będzie.
Mueller miał pustkę w głowie. Zbyt wiele się na niego zwaliło w zbyt krótkim czasie. Sądząc ze spokoju i pewności siebie Bairda, szpiegowali go od dawna. Jeżeli mieli choćby cień dowodu wiążącego go z patronem Burdette i morderstwem wielebnego Hanksa, a do tego Baird pił, to jego pewność siebie była całkowicie zrozumiała. A on był skończony…
— Raz jeszcze powtarzam, że nie kazałem zabić Hughesa — oznajmił stanowczo. — A co się tyczy reszty moich hipotetycznych przestępstw, to wszystko, co zrobiłem, zrobiłem na chwałę Graysona i Boga.
— Przecież nie powiedziałem, że było inaczej, patronie Mueller. Uczciwość co prawda nakazuje mi dodać, że sądzę, iż ambicja grała również dużą rolę, ale jedynie Bóg naprawdę wie, co znajduje się w ludzkim sercu, toteż mogę się mylić. Nie zmienia to także faktu, że choć w boskich oczach pana postępowanie może być godne nagrody, w oczach Protektora zasługuje na stryczek.