Выбрать главу

Tyle że próba wyjaśnienia komuś takiemu jak Farley, jak działają media w społeczeństwie pozbawionym oficjalnej cenzury, była stratą czasu i wysiłkiem z góry skazanym na niepowodzenie.

— To tak naprawdę jest nieistotne, Wando — westchnął Pierre. — Istotne są konsekwencje.

— Myślę, towarzyszu przewodniczący, że najbezpieczniej będzie zachować w komunikatach jak najdalej posuniętą ostrożność, ale nie odmawiać odpowiedzi — odezwał się Boardman. — Nie ma sensu zaprzeczać, że w systemie Cerberus coś się wydarzyło i że jakaś grupa więźniów zdołała uciec. Natomiast należy przyznać, co zresztą będzie zgodne z prawdą, że nie mamy jeszcze wiadomości od sił wysłanych do tego systemu w związku z podejrzeniami Urzędu Bezpieczeństwa. Będzie to sugerowało, że wiedzieliśmy o sprawie, zanim Huertes się z nami skontaktowała, a co ważniejsze zyskamy w ten sposób na czasie. O zwłoce komunikacyjnej związanej z odległością wszyscy wiedzą, bo to dla nich codzienność. Logiczne też jest, że nim cokolwiek oficjalnie ogłosimy, musimy wpierw ocenić fakty. Dlatego możemy uprzejmie, ale stanowczo odmówić brania udziału w jakichkolwiek spekulacjach, jak długo nie poznamy i nie ocenimy faktów. To wszystko dotyczy naturalnie wyłącznie wersji dla Ligi Solarnej i reszty zagranicy.

— A potem? — spytał Saint-Just.

— To zależy od tego, jakie się te fakty okażą, towarzyszu sekretarzu — odparł szczerze Boardman. — i od tego, jak będziemy chcieli na nie zareagować. Jestem przekonany, że do tego czasu dowiemy się też, czego nie chciała powiedzieć Huertes, jeśli nie od niej samej, to od naszych źródeł w Królestwie. Wiedząc to, możemy wybrać najlepszy sposób przedstawienia naszej wersji.

— A na użytek wewnętrzny? — spytał Pierre.

— Tu możemy przedstawić taką wersję, jaką chcemy, przynajmniej na krótko. Niezależnie od tego, co przekażą swoim, wątpię, by którakolwiek z agencji ryzykowała wydalenie z Ludowej Republiki za zaprzeczanie oficjalnej wersji podanej przez nas na użytek lokalnych odbiorców. A jeśli któraś spróbuje, to mamy sprawdzone metody, by temu przeszkodzić. Natomiast na dłuższą metę należy się liczyć z tym, że wersja przeciwnika — i to prawdopodobnie wyolbrzymiona — dotrze tu, ale dopiero za kilka miesięcy. Sprawa przestanie być więc czymś świeżym i nie spodziewam się, by te rewelacje miały zauważalny oddźwięk. Problemem są reakcje Ligi, nie naszych obywateli. Tylko to mnie martwi.

— I mnie też — dodała cicho McQueen — bo tylko dzięki przemytowi z Ligi utrzymujemy poziom w miarę pozwalający nawiązać równorzędną walkę z Królewską Marynarką. Bez tych rozwiązań technologicznych możemy od razu się poddać, bo nie utrzymamy tej tak zwanej równowagi.

— Chyba że wcześniej pokonamy Sojusz — skomentował z zimnym uśmiechem Saint-Just.

— Z całym szacunkiem, towarzyszu sekretarzu, ale na to nie mamy żadnych szans — odpaliła rzeczowo. — Jeśli nie liczyć na jakiś nieprawdopodobny przypadek albo nagłą utratę ochoty do dalszej walki u naszych przeciwników. Siły Sojuszu zajmują zbyt dobre pozycje i przyjęły takie ugrupowanie obronne, że nie mamy możliwości zdobycia żadnego z ich macierzystych systemów. Możemy jedynie odbijać systemy, które oni nam zabrali. Owszem, jeśli utrzymamy inicjatywę, w końcu wykruszymy ich siły na tyle, by przejść do ataków na poważniejsze cele, ale to wymaga czasu, i to długiego. Rajdy na takie systemy jak Zanzibar czy Alizon są doskonałe propagandowo i pięknie budują morale, ale powodują niewielkie straty. A drugi raz takiego rajdu jak na Basilisk nie uda nam się przeprowadzić. Manticore, Yeltsin, Erewhon czy Grendlesbane są zbyt silnie bronione, byśmy byli w stanie cokolwiek tam zdziałać bez poniesienia olbrzymich strat.

Saint-Just bynajmniej nie wyglądał na przekonanego, ale nie odezwał się.

Widząc to, Pierre stłumił westchnienie, pomasował nasadę nosa i usiadł prosto. Po czym oznajmił:

— Dobrze, Leonardzie: nie podoba mi się to, ale sądzę, że masz rację. Przygotuj mi oświadczenie w oparciu o to, co tu powiedziałeś. Potem skontaktuj się z Huertes i zaproponuj jej prawo wyłączności do wywiadu ze mną. Uprzedź ją, że pewne pytania nie będą wchodziły w grę z powodu konieczności zachowania tajemnicy wojskowej, ale ogólnie chcę zrobić wrażenie szczerego i chętnego do rozmowy. Może w ten sposób uda mi się sprowokować ją, by powiedziała coś, czego powiedzieć nie chce, albo spróbowała postawić mnie pod ścianą. Naturalnie na twojej głowie będzie uzgodnienie tematów i przygotowanie dla mnie informacji niezbędnych do udzielania sensownych odpowiedzi. Celem ma być przypomnienie jej i jej kolegom po fachu, jak cenne jest bezpośrednie dojście do mnie. Może wtedy zastanowią się, ile mogą stracić, publikując od ręki coś, co nas wkurzy. Jeśli zaś chodzi o ciebie, Esther, to chciałbym, żebyś przyspieszyła przygotowania do planowanych operacji, zwłaszcza do operacji „Scylla”. Jeśli sprawa Harrington rzeczywiście będzie miała takie konsekwencje, jak się spodziewamy, jedynym sposobem zrównoważenia ich choćby w jakimś stopniu będzie zwycięstwo w jakiejś bitwie.

— Towarzyszu przewodniczący, jak mówiłam wczoraj…

— Wiem, że nie jesteśmy gotowi — dokończył lekko zniecierpliwiony Pierre. — Dlatego nie spodziewam się cudów. Powiedziałem, żebyś przyspieszyła przygotowania, a nie przystąpiła do wykonania. Udowodniłaś, że potrafisz pokonać Sojusz, i dlatego uprzedzam cię na tyle wcześnie, na ile mogę, że musisz zrobić to ponownie tak szybko, jak tylko będzie to możliwe.

Z jego oczu wyczytała prostą wiadomość — był skłonny brać jej stronę w kwestiach militarnych przeciwko Saint-Justowi. Przynajmniej w większości z nich i na razie. Ale potrzebował cudu, i to szybko. I jeśli cud nie nastąpi, może zmienić zdanie zarówno co do tego, czy słusznie tak dalece jej ufał, jak i co do tego, jak poważne zagrożenie już stanowi. A to oznaczało danie wolnej ręki Oscarowi…

— Rozumiem, towarzyszu przewodniczący — powiedziała spokojnie. — Skoro życzy pan sobie, żebyśmy skopali Sojuszowi tyłek, to skopiemy. W końcu od tego jesteśmy, prawda?

Rozdział V

— I jak to jest czuć się ponownie żywym?

Pytanie zostało zadane gardłowym niemalże kontraltem. Honor uśmiechnęła się, unosząc głowę znad czytnika. Siedziała sobie wygodnie w skórzanym fotelu w nieprawdopodobnie przestronnej kabinie na pokładzie ciężkiego krążownika HMS Edward Saganami, którego kapitan zadała to właśnie pytanie, a teraz błysnęła bielą zębów ostro kontrastującą z jej ciemną karnacją — w szerokim uśmiechu.

Honor potrząsnęła głową i przyznała:

— Czasami mam tego serdecznie dość. Przestań się szczerzyć; to nie ty masz do czynienia z ludźmi, którzy na twoją cześć ochrzcili twoim imieniem i nazwiskiem superdreadnoughta, a kiedy się okazało, że jesteś nie całkiem martwa, zaparli się i nie zmienili nazwy. A to jeszcze nie jest najgorsze.

— Tak? — Michelle Henke przekrzywiła głowę. — Nie wiedziałam, że nie chcą zmienić nazwy.

— Bo nie chcą i jak ich znam, nie zmienią. Zmowa i tyle — burknęła Honor i wstała.

Projektanci zapewnili nie tylko kapitanom okrętów tej najnowszej klasy ciężkich krążowników niewiarygodną wręcz przestrzeń życiową, reszcie załogi też. Kabina dorównywała kabinom kapitańskim dużych krążowników liniowych, można więc w niej było spacerować, co Honor właśnie zaczęła robić, sadzając wpierw Nimitza na oparciu fotela.