Samantha natychmiast też się tam wdrapała i objęła swego towarzysza ogonem. Honor przyglądała się im z ulgą — strach, żal i poczucie osamotnienia Nimitza zmalały na tyle, że wszyscy troje mogli z nimi żyć.
Po czym spojrzała na Henke i podjęła marsz w tę i z powrotem ze zdwojoną energią.
— Prawie zachrypłam, a i tak wszystko odbijało się od nich jak groch od ściany — poskarżyła się. — Benjamin twierdził, że to kwestia wojskowa i nie może się wtrącać, dowództwo floty twierdziło, że taka zmiana wprowadzi zamieszanie w dokumentacji, wielebny Sullivan oznajmił, że okręt został pobłogosławiony pod nadanym imieniem i zmiana może urazić co bardziej religijnych. Matthews oświadczył, że coś takiego przynosi pecha i będzie stanowiło obelgę dla całej załogi. Mówię ci: to była zmowa od początku do końca. Gdy tylko spróbowałam któregoś przydusić, odsyłał mnie natychmiast do kogoś innego. Nader uprzejmie naturalnie, więc nawet nie mogłam go opieprzyć. A teraz wszyscy są zachwyceni i śmieją się w kułak nad piwem, jak konkursowo mnie załatwili.
Henke uśmiechała się coraz szerzej, słuchając tej tyrady, aż w końcu parsknęła śmiechem. Należała do tych nielicznych, którzy od dawna wiedzieli o dodatkowych możliwościach empatycznych posiadanych przez Honor dzięki więzi z Nimitzem, była więc świadoma, że jej przyjaciółka wie, co mówi. To musiał być spisek, a wszyscy jego uczestnicy z pewnością dobrze się bawili i godnie uczcili zwycięstwo.
— Cóż… — sapnęła, gdy się trochę uspokoiła. — Przynajmniej Admiralicja wycofała się z nazwy klasy.
— Dlatego że w Królestwie Manticore obowiązuje subtelniejsze poczucie humoru — warknęła Honor. — A poza tym Caparelli i Cortez wiedzieli, że nie żartuję i rzeczywiście zrezygnuję ze służby, jeśli klasa nie będzie nazywała się Medusa, tak jak pierwotnie planowano. Szkoda, że nie mogłam tym zagrozić Matthewsowi: i tak by mi nie uwierzył.
Nimitz i Samantha bleeknęli rozbawieni, więc pogroziła im pięścią, ale prawy kącik jej ust drgnął podejrzanie.
— Po mojemu to dowodzi, że oni wszyscy się o ciebie martwią i chcieli okazać, jak bardzo im na tobie zależy i jak wysoko cię cenią — odezwała się Henke. — Nie patrz tak na mnie, wiesz, że jestem odporna na nieme wyrzuty i inne takie. Poza tym powiedzmy sobie szczerze: Benjamin może być na Graysonie uznawany za liberała, o ile nie za rewolucjonistę, ale według standardów Królestwa największy graysoński liberał to zakamieniały tradycjonalista bez szans na reedukację. A na dodatek jakoś tak ani Sullivana, ani Matthewsa nie nazwałabym liberałami nawet według graysońskich standardów. Żeby nie było: lubię obu, podziwiam i na dodatek nieźle się czuję w ich towarzystwie. Przyznaję też, że obaj wspierają jak mogą reformy Benjamina, ale dorastali na Graysonie w czasach, gdy nie należał on do Sojuszu. Matthews doskonale przystosował się do konieczności dopuszczenia do służby kobiet spoza planety i nauczył się traktować je jak mężczyzn. Ale w głębi duszy i on, i Sullivan, i nawet Benjamin nie wyzbyli się przekonania, że kobiety trzeba chronić i hołubić. Więc skoro tym razem tak się uparli, wiedząc, że tego nie chcesz, musiało im naprawdę na tym zależeć. A to oznacza, że naprawdę, ale to naprawdę bardzo cię lubią i szanują.
Honor wytrzeszczyła na nią zdrowe oko.
— Czy ty może przypadkiem zdajesz sobie sprawę, jakie bzdury wygadujesz? — spytała uprzejmie. — To, że doprowadzili mnie do szewskiej pasji, ma oznaczać, że mnie lubią?
— Oczywiście. I nie ma, tylko oznacza. I wiesz o tym równie dobrze jak ja.
Honor spojrzała na nią bykiem.
Henke uśmiechnęła się niczym ucieleśnienie niewinności i poczekała, aż Honor odpowie równie ironicznym uśmiechem na znak kapitulacji.
— Ano wiem — przyznała niechętnie i przestała się uśmiechać. — Co i tak nie zmienia mojego samopoczucia! Dawno się tak głupio nie czułam… I nie chodzi o to, że znajdą się tacy, którzy będą przekonani, że nalegałam, by ta nazwa została utrzymana, tylko o to że… to naprawdę niezręcznie! Rozumiem tradycję nazywania okrętów nazwiskami zabitych oficerów floty i uważam ją za słuszną, ale ja, do cholery, żyję!
— I chwała Bogu! — oświadczyła niespodziewanie cicho i zupełnie poważnie Henke.
Honor odwróciła się, by spojrzeć jej w twarz, czując emocje rozmówczyni, ale ta potrząsnęła głową, uśmiechnęła się ironicznie i dodała już normalniejszym głosem:
— Tak przy okazji, chciałam ci coś powiedzieć. Oglądałaś nagranie z pogrzebu na Manticore?
— Przeglądałam — przyznała niechętnie Honor. — Na obejrzenie całego nie mogłam się zdobyć: za bardzo przypominało naprawdę tandetny holodramat historyczny. A kiedy sobie pomyślałam o krypcie w katedrze, w ogóle wszystkiego mi się odechciało. Rozumiem, że to był oficjalny państwowy pogrzeb, że stałam się symbolem i ofiarą martyrologii, ale…
Potrząsnęła bezradnie głową.
A Henke prychnęła cicho.
— Na pewno to, o czym mówisz, miało wpływ na całą ceremonię i pewne przyjęte rozwiązania, ale nie aż taki, jak sobie wyobrażasz — oceniła. — Natomiast chodzi mi o coś innego. O mój osobisty udział w tej uroczystości. Zwróciłaś może na to uwagę?
— Zwróciłam — przyznała miękko Honor, mając przed oczyma Henke maszerującą za lawetą z trumną w takt powolnych uderzeń werbla, z kamienną twarzą i obnażonym Mieczem Harrington w dłoni.
I ze łzami w oczach, którym nie pozwoliła popłynąć.
— Tak, zwróciłam na to uwagę — przyznała.
— Więc bądź uprzejma dobrze to sobie zapamiętać, bo powiem to tylko raz — oznajmiła cicho, ale stanowczo Henke. — Nie waż się stawiać mnie ponownie w takiej sytuacji, bo nie wiem, co ci zrobię! Nie chcę nigdy więcej iść na twój pogrzeb!
— Spróbuję wziąć to pod uwagę, choć nie bardzo pojmuję, co mogłabyś mi zrobić, gdybym rzeczywiście była martwa.
— Nie doceniasz mojej pomysłowości — ostrzegła Henke.
— Fakt — przyznała Honor.
I przez długą chwilę spoglądała w oczy przyjaciółki w milczeniu.
— Cóż, słowa pewnie z ciebie nie wyduszę — uznała Henke z westchnieniem. — Więc niech tak zostanie. Wspominałaś, że twoi przyjaciele z Graysona mieli też inny pomysł, który, jak rozumiem, podniósł ci adrenalinę i zniszczył na dłużej chwiejną równowagę wewnętrzną tak subtelnej i wrażliwej osoby jak ty.
— A mieli, żeby ich nagła krew zalała! — warknęła ponownie rozzłoszczona Honor i obróciła się tak gwałtownie, że jej graysońska spódnica zawirowała.
— Przestań wydeptywać mi dywan, siadaj i mów, co wymyślili — poleciła Henke, wskazując jej fotel, z którego przed chwilą wstała.
— Aye, aye, ma’am — wyrecytowała Honor.
I usiadła na brzeżku fotela, trzymając brodę wysoko, nogi razem i rękę na kolanie. Po czym pochyliła się lekko do przodu, przyjmując pełną szacunku pozycję, i spytała gorliwie:
— Tak lepiej, ma’am?
— Jeśli chcesz zasłużyć na manto, to tak — prychnęła Henke. — A biorąc pod uwagę twoją obecną kondycję fizyczną, mam szansę ci wtłuc.
— Ha! — prychnęła Honor z wielkopańską pogardą. — Sny o potędze!
I usiadła normalnie, zakładając nogę na nogę.
— Tak lepiej — oceniła Henke. — Teraz mów, o co chodzi.