— Obawiam się, że nie mogę się z panem zgodzić, milordzie — oznajmiła spokojnie, ale i stanowczo Honor. — Medal of Valor nadawany jest za odwagę i podjęcie działań przekraczających granice żołnierskiego obowiązku, a niczego, co zrobiłam, nie można uznać za działanie spełniające to kryterium. Obowiązkiem każdego oficera w królewskiej służbie jest uciec z niewoli, jeśli tylko okaże się to możliwe. Obowiązkiem każdego oficera jest też zachęcać, koordynować i przewodzić wszelkim wysiłkom podjętym w tym celu przez któregokolwiek z podkomendnych, jak również dowodzenie podkomendnymi w czasie walki. Niczego więcej nie zrobiłam, a co więcej, należy pamiętać, że osobiście nie miałam nic do stracenia, bo zostałam skazana na śmierć. Dlatego podjęcie decyzji, czy zaryzykuję życie, próbując ucieczki, było raczej proste.
— Damo Honor… — zaczął Cromarty, ale umilkł, widząc jej zdecydowany gest.
— Jeżeli chcecie nagrodzić kogoś, kto naprawdę wykazał nadzwyczajną odwagę i podjął działania przekraczające granice żołnierskiego obowiązku, powinniście dać Medal za Dzielność Harknessowi — oznajmiła rzeczowo Honor. — W przeciwieństwie do mnie groziło mu jedynie uwięzienie po dotarciu do Piekła, o czym doskonale wiedział. A zdecydował się podjąć bez rozkazu działania, za które zapłaciłby głową, gdyby zostały odkryte. Udał zdradę, uzyskując w ten sposób zaufanie funkcjonariuszy UB, i zdołał włamać się do systemu komputerowego Tepesa. Zaplanował uwolnienie nas i dokonał tego, a dalsza ucieczka była możliwa tylko dzięki informacjom uzyskanym przez niego. On także doprowadził do całkowitego zniszczenia okrętu Cordelii Ransom, co już samo w sobie jest prawdziwym wyczynem. Horace Harkness jest tym, kto naprawdę zasłużył na Medal za Dzielność.
— Ale… — zaczął ponownie Cromarty.
Honor potrząsnęła głową z jeszcze większym niż poprzednio zdecydowaniem.
— Nie! — oznajmiła stanowczo. — Nie przyjmę Medalu za Dzielność za to, co zrobiłam.
— Honor, zwariowałaś?! — Henke dotąd gryzła się w język, ale dłużej już nie mogła. — Dlaczego mi o tym nie wspomniałaś przez całą drogę?!
— Bo to nie było ważne.
— Że jak?! Chodzi o Medal of Valor, na litość boską! Nie odmawia się parlamentowi, kiedy chce nadać najwyższe w państwie odznaczenie za odwagę!
— Obawiam się, że nasz gość ma w tej sprawie odmienne zdanie, Mike — zauważyła kwaśno, ale i z szacunkiem królowa, przyglądając się badawczo Honor, mimo iż zwracała się do Henke. — Prawdę mówiąc, gdy pierwszy raz zawiadomiliśmy ją o naszym pomyśle, odrzuciła go jeszcze bardziej zdecydowanie.
— Co proszę? — Henke spojrzała na nią, nie bardzo rozumiejąc. — Jak bardziej?
— Oznajmiła, że jeśli się uprę, złoży rezygnację ze służby — poinformowała ją Elżbieta.
Henke zaniemówiła, a Honor zaczerwieniła się, słysząc ton królowej.
Ta jednak po chwili dodała z uśmiechem:
— Mówi się, że na Sphinksie rodzą się prawdziwe uparciuchy. To samo słyszałam o mieszkańcach Graysona. Powinnam wiedzieć, że połączenie obu da osobnika, przy którym muł pancerny będzie łatwo poddawał się perswazji.
— Wasza Wysokość, nie chciałam okazać braku szacunku — zapewniła Honor. — I jestem zaszczycona tym, że oboje z księciem Cromartym uważacie, że zasłużyłam na to odznaczenie, ale ono naprawdę mi się nie należy. A jest dla mnie zbyt ważne, bym mogła pozwolić, przepraszam za określenie, aby staniało. Nie bardzo wiem, jak to inaczej powiedzieć, ale… to po prostu nie byłoby właściwe.
— Jest pani nienormalną kobietą, damo Honor — oświadczyła Elżbieta III nieświadoma, że powtarza słowa kuzynki. — Choć może nie… może to ja zbyt wiele czasu spędziłam wśród polityków. Ale i tak wątpię, by znalazła się w Gwiezdnym Królestwie druga osoba, która odmówiłaby przyjęcia tego medalu, gdy naciskaliby na to i królowa, i premier. Choć z drugiej strony nie będę się o to zakładała: miesiąc temu powiedziałabym, że nie ma takiej osoby.
— Wasza Wy…
— No dobrze, damo Honor — przerwała jej z westchnieniem królowa. — Wygrała pani, bo nie sposób siłą zmusić kogoś do przyjęcia odznaczenia. To dopiero byłaby propagandowa klapa! Niech będzie, stanęło na tym, co pani chciała, ale zapewniam, że od realizacji pozostałych planów nie zdoła nas pani odwieść.
— Pozostałych planów? — spytała ostrożnie Honor.
Elżbieta uśmiechnęła się zupełnie jak treecat, który dorwał się do grządki selera.
— To nic skomplikowanego, proszę się nie obawiać — zapewniła radośnie. — Jak już wyjaśniłam, moja nauczka znacznie straciła na wartości, gdy okazało się, że pani żyje. A skoro to ja zabrałam pani tytuł, pomyślałam, że najwłaściwiej będzie, jeśli to również ja zastąpię go innym. A przy okazji tak dokopię tej bandzie sukinsynów, że przez lata się nie pozbierają!
Ostatnie zdanie wygłosiła z czarującym uśmiechem i błyskiem dzikiej satysfakcji w oczach.
— Chyba nie rozumiem, Wasza Wysokość — przyznała Honor.
I pierwszy raz od chwili przekroczenia progu poczuła autentyczne zaniepokojenie — w oczach królowej i w jej emocjach było zdecydowanie za dużo zadowolenia z siebie. Najwyraźniej była pewna, że znalazła sposób na równoczesne danie nauczki opozycji i zmuszenie jej do przyjęcia czegoś, co się jej należało, przynajmniej w opinii Jej Wysokości Elżbiety III.
— Jak już powiedziałam, to nic skomplikowanego. — Elżbieta uśmiechnęła się jeszcze radośniej. — Nie jest już pani hrabiną Harrington, ja zaś w międzyczasie zapoznałam się dokładniej z Graysonem i zrozumiałam, że uczynienie pani hrabiną było nieco nie na miejscu, biorąc pod uwagę różnicę statusu hrabiny i patronki. Protektor Benjamin co prawda nigdy słowem się nie odezwał na temat tej niezamierzonej zniewagi uczynionej jednej z przedstawicielek najwyższej graysońskiej arystokracji, ale byłabym zaskoczona, gdyby mu się ta sytuacja podobała. Ponieważ niedobrze jest, gdy podobne urazy istnieją między sojusznikami w czasie wojny, postanowiłam swój błąd naprawić.
— Naprawić…? — Honor zaczęła się naprawdę bać.
— Jak najbardziej. I dlatego Korona zwróciła się do Izby Gmin, a ta uznała prośbę za jak najbardziej zasadną i w efekcie zaaprobowała utworzenie nowego tytułu dla pani, damo Honor. Obecnie jest pani księżną Harrington.
— Księżną?! — wychrypiała Honor.
— Księżną — powtórzyła z satysfakcją Elżbieta III. Całkiem sympatyczne księstwo związane z tym tytułem wydzieliliśmy z Rezerwy Korony Westmount na Gryphonie. Nikt tam jeszcze nie mieszka, co jest zrozumiałe, ale z ziemią tą związane są spore prawa górnicze i leśne, a poza tym znajduje się tam kilka miejsc doskonałych na luksusowe ośrodki narciarskie. Prawdę mówiąc, parę poważnych firm z tej branży od kilku lat pyta o możliwość zbudowania tam tego typu ośrodków, toteż sądzę, że odezwą się niebawem i da się wynegocjować całkiem przyzwoitą cenę za użytkowanie tych obszarów. Zwłaszcza kiedy przypomną sobie, jaką rolę odegrała pani w czasie akcji ratunkowej po zejściu lawiny Attica.
Ponieważ wiem, że lubi pani żeglować, granice wyznaczyliśmy tak, by teren obejmował uczciwy kawałek wybrzeża podobny do Copper Walls na Sphinksie. Jestem pewna, że znajdzie się tam miejsce na sympatyczną, choć niewielką przystań jachtową. Naturalnie pogoda na Gryphonie bywa nieco ekstremalna, ale cóż, nie można mieć wszystkiego.