Выбрать главу

Stanęła obok niego i w milczeniu wpatrzyła się w rozciągający się za oknem widok. Ponieważ okno nie miało właściwości powiększających, zasięg widoczności był ograniczony, ale próżnia dawała niezwykle ostry obraz wszystkiego, co w tym zasięgu się znajdowało. A najbliższy dok był oddalony ledwie o trzydzieści kilometrów, a więc mieścił się wystarczająco blisko, by mogli całkiem wyraźnie zobaczyć wypełniający go, mierzący dwa kilometry długości kadłub. Dalej dostrzec można było pięć kolejnych doków, a w każdym podobne kadłuby, tyle że w rozmaitych stadiach budowy.

Najbliższy był prawie gotów do odbioru — kończono malowanie, a na pokłady towarowe wlatywały praktycznie nieprzerwanym strumieniem promy transportowe, zwożąc wszystko co niezbędne do funkcjonowania okrętu, od rakiet zaczynając, na zapasach do kantyny kończąc.

Pozostałe doki tworzyły fragment krzywej, jako że znajdowały się na tej samej orbicie stacjonarnej Gryphona. A jeśli ktoś miał naprawdę dobry wzrok, za ostatnim z nich był w stanie dostrzec kolejne zgrupowanie doków — już tylko jako błyszczących odbitym blaskiem Manticore-B punkcików.

— Niezły widoczek, prawda? — mruknęła Truman.

Tremaine tylko kiwnął głową. Nie mógł wyjść z podziwu.

— Zwłaszcza że wszystkie doki Waylanda pracują pełną mocą, ma’am — dodał.

— Vulcana i Hephaestusa także — zgodziła się Truman. — Spodziewał się pan kiedyś zobaczyć stocznie graysońskiego typu w systemie Manticore, komandorze?

— Nie, ma’am, nie spodziewałem się.

— Ja też nie — przyznała. — Ale też nigdy nie sądziłam, że będę świadkiem takiego tempa rozbudowy floty. Nie wydawało mi się możliwe, że zdołamy zapełnić wszystkie doki na wszystkich stacjach RMN i okaże się to za małą mocą przerobową. Obawiam się też, że już w najbliższych latach stoczni tego typu zobaczymy więcej, bo biorąc pod uwagę nasilenie ataków Ludowej Marynarki, będziemy potrzebowali wszystkich możliwych okrętów, i to szybko. A strata dwóch nowiutkich stoczni w systemach Alizon i Zanzibar raczej nam w tym nie pomoże.

Tremaine spojrzał na nią z namysłem — z centrum medycznego Bassingford wypuszczono go z doskonałymi co prawda wynikami, ale mniej niż dwa miesiące temu. Na dodatek przysługiwał mu urlop w pełnym wymiarze, gdyż wszystkich jeńców z Piekła potraktowano jak rozbitków. Wykorzystał z niego tylko trzy tygodnie, bo choć miło spędzał czas z matką i dwiema siostrami, a podziw okazywany mu przez starszego brata miał cudowny wręcz wpływ na jego ego, dłużej nie wytrzymał bezczynności.

Sporo z tego, co się wydarzyło, odkąd Esther McQueen została sekretarzem wojny, nadal pozostawało utajnione, ale wystarczająco wiele informacji było dostępnych, by w połączeniu z tym, co wyciągnęli z banku pamięci na Hadesie i z baz danych zdobytych okrętów, dało mu w miarę kompletny obraz sytuacji. I nie był to miły obraz. Pomógł mu on ostatecznie przekonać samego siebie, że Królewska Marynarka potrzebuje każdego zdolnego do służby, a ponieważ był organicznie niezdolny do bezczynności, po dojściu do tego wniosku zakończył urlop wcześniej. Gdy służyło się pod takimi oficerami jak Honor Harrington czy Alistair McKeon, człowiek wyrabiał w sobie specyficzne poczucie obowiązku i potem nie potrafił już tego zmienić, choć często utrudniało to życie.

A poza tym lepiej sypiał, odkąd wrócił do służby.

Truman przyglądała mu się przez długą chwilę, a potem uśmiechnęła się i powiedziała: — Nie straciliśmy żadnego ważnego systemu, ale sytuacja nie jest dobra, Scotty.

Tremaine nie okazał tego, ale zrobiło mu się miło, że przeszła na „ty” i użyła właściwej formy imienia. Tym bardziej że nawet nie wiedział, iż ją znała.

— Nastąpiło to, czego większość myślących oficerów RMN obawiała się od początku wojny — ciągnęła tymczasem Truman. — Było oczywiste, że w końcu w Ludowej Marynarce znajdzie się ktoś znający swój fach i na tyle dobry, że skończy jako jej dowódca. I tak UB nader długo było uprzejme odstrzeliwać takich oficerów, jako że każdy kompetentny admirał automatycznie musiał w ich oczach stanowić zagrożenie dla Komitetu. Niestety okazało się, że McQueen jest lepsza, niż sądziliśmy, i ma na dodatek lepiej rozwinięty instynkt samozachowawczy, bo umacnia swoją pozycję zwycięstwami i nadal żyje. A jej działania drogo nas kosztują: w ostatnim roku standardowym straciliśmy więcej okrętów niż w poprzednich dwóch łącznie. Nie wspominając już o zniszczeniach infrastruktury w systemach Basilisk, Zanzibar, Alizon i Seaford, choć w tym ostatnim było to najmniej ważne. Znacznie poważniejsza była klęska propagandowa po odbiciu przez nich tego systemu. Praktycznie można by uznać, że nic nas to nie kosztowało, gdyby ten idiota Santino nie doprowadził do zniszczenia stacjonujących tam okrętów i to na dodatek nie będąc w stanie zadać przeciwnikowi żadnych strat. Szczęśliwie sam też dał się zabić i nie spowoduje następnych nieszczęść. Już sam fakt, że McQueen jest tak dobrym strategiem, byłby dla nas niekorzystny, ale sytuację znacznie pogorszyło to, że zdołała zebrać naprawdę dobrych podkomendnych, którzy są w stanie zmienić jej plany w rzeczywistość. Miałeś okazję poznać admirała Tourville’a, jeśli się nie mylę?

— Miałem, ma’am. Udaje narwańca, ale jest naprawdę dobry. Równie dobry jak nasi oficerowie, ma’am.

— Jest lepszy, Scotty. Lepszy niż większość. A Giscard może być jeszcze lepszy niż on. A jak dobry jest Thomas Theisman, oboje wiemy od dość dawna. Wątpię, by byli w Ludowej Marynarce inni ich kalibru, ale ta trójka wystarczy. McQueen powierzyła im dowodzenie na froncie i przydzieliła na dowódców eskadr i grup wydzielonych najlepszych ludzi, jakich mogła znaleźć. Nawet jeśli z początku nie mieli doświadczenia, to nabierają go z każdą operacją. Jeśli ta wojna potrwa dłużej…

Wzruszyła wymownie ramionami, a Tremaine powoli skinął potakująco głową.

Musiał mieć przy tym bardziej zamyśloną minę, niż sądził, Truman bowiem uśmiechnęła się lekko.

— Bez paniki, komandorze Tremaine. Nadal mamy paru dowódców takich jak earl White Haven czy księżna Harrington… — w tym momencie oboje uśmiechnęli się ze złośliwą satysfakcją — którzy potrafią dokopać Ludowej Marynarce. Zresztą jak się głębiej zastanowić, to admirałowie Webster, Kuzak czy D’Orville też nie są tacy najgorsi. Natomiast nie ma sensu ukrywać, że przeciwnik zaczyna mieć lepszych dowódców, co w połączeniu z przewagą liczebną i przemytem technologii z Ligi, dzięki któremu powoli nas doganiają, nie napawa przesadnym optymizmem. Jak dotąd wróg nie próbuje zaatakować któregoś z naszych głównych systemów ani nawet odebrać któregoś z ważniejszych ze zdobytych przez nas. Ogranicza się do rajdów i wojny podjazdowej: tu odbije jakiś mało ważny system, tam zniszczy kilka naszych okrętów. Atakuje zawsze tam, gdzie, jak uważa, jesteśmy słabsi. A niestety jesteśmy słabsi w zbyt wielu miejscach. Głównie dzięki cytadelowej obronie, na jaką uparli się nasi durni politycy.

— Cytadelowej, ma’am? — spytał Scotty niepewnie.

— To moje prywatne określenie, ale sądzę, że właściwie opisuje problem. Faktem jest, że kontratak McQueen nastąpił w najgorszym możliwym dla nas momencie. Aby utrzymać tempo natarcia, zużyliśmy zbyt wiele okrętów, przeciągając ich przeglądy i remonty okresowe. W końcu nie mieliśmy innego wyjścia, jak zatrzymać się na zdobytych pozycjach i zająć doprowadzaniem jednostek do stanu gotowości bojowej. Ponieważ zbyt wiele okrętów równocześnie musiało trafić do stoczni, nasze siły uległy poważnemu osłabieniu. Można by powiedzieć, że sami się nadstawiliśmy, żeby dostać lanie. No i dostaliśmy. Patrząc z perspektywy czasu, należało wcześniej zacząć wycofywać jednostki z linii i kierować je do remontu w mniejszych grupach. Spowolniłoby to tempo natarcia, ale nie wystawiło nas na większe niebezpieczeństwo. Ale tak to już jest, że człowiek przeważnie bywa mądry po szkodzie. Postąpiliśmy tak, jak wydawało się wtedy najrozsądniej… McQueen musiała zdać sobie sprawę z naszej sytuacji i założyła, że zrobiliśmy to co najlogiczniejsze: zredukowaliśmy siły przede wszystkim w rejonach, które uznaliśmy za najbezpieczniejsze, by nie osłabiać linii frontu. Natomiast u nas nikomu do głowy nie przyszło, że zdoła ona przekonać Pierre’a i jego rzeźników do tak ryzykownego posunięcia jak rajd na nasze głębokie tyły. Dzięki temu złapała nas z opuszczonymi portkami i skopała nam dupę, aż gwizdało. Fakt, że Ludowa Marynarka poniosła spore straty, ale mogła stracić wszystkie okręty biorące udział w wojnie, a i tak lepiej by na tym wyszła, biorąc pod uwagę zniszczenia, jakie Giscard wyrządził w systemie Basilisk. Pomijając już konsekwencje polityczne zarówno w Królestwie, jak i poza nim. Sądzę, że sporo się o tym nasłuchałeś od cywilów w czasie urlopu?