— Ale o trzy stopnie…!
— Gdyby nie kaliber wrogów politycznych, sądzę, że dostałaby się pani do niewoli jako wiceadmirał — przerwał jej Caparelli i tym razem nie potrzebowała więzi z Nimitzem, by wiedzieć, że mówi szczerze. — A po powrocie, biorąc pod uwagę to, czego pani dokonała i ile starć stoczyła, awans byłby z pewnością zasłużony. Nie będę ukrywał, że na ostateczną decyzję takiego właśnie skokowego awansu miały wpływ względy polityczne, bo oboje wiemy, że tak było. Baronowa Morncreek podała mi powody, dla których odmówiła pani przyjęcia Medalu za Dzielność. Szanuję pani decyzję, milady, choć uważam, że aż nadto udowodniła pani, że zasługuje na to odznaczenie. Ten awans daje nam za jednym posunięciem kilka rzeczy. Przynosi polityczne korzyści rządowi i MSZ, uszczęśliwia Graysona, a to już jest ważki powód sam w sobie, i pokazuje wszystkim, jak traktujemy postawione pani przez Ludową Republikę zarzuty. Ale jest to równocześnie coś, na co pani całkowicie i bezapelacyjnie zasłużyła, tak nosząc królewski mundur, jak i inny, w którym wygrała pani czwartą bitwę o Yeltsin i batalię o Cerberus.
— Ale, sir…
— Ta dyskusja jest skończona, admirał Harrington — oznajmił sir Thomas Caparelli tonem nie znoszącym sprzeciwu. — Rada Awansów, Rada Generalna Admiralicji, Pierwszy Lord Przestrzeni, Pierwszy Lord Admiralicji, premier Gwiezdnego Królestwa Manticore i Królowa Elżbieta III doszli do tego samego wniosku, a przewodniczący komisji wojskowej zapewnił księcia Cromarty’ego, że promocja zostanie niezwłocznie zatwierdzona. A pani nie wolno się z nami spierać. Czy wyraziłem się jasno?
— Aye, aye, sir — szczeknęła Honor nieco tylko drżącym głosem.
Caparelli uśmiechnął się.
— Tak już lepiej! — pochwalił. — W takim razie pozwolę sobie zabrać panią do „Cosmo” na lunch, jeśli nie ma pani nic przeciwko temu. Jak rozumiem, czeka tam już kilkunastu pani przyjaciół, by uczcić wraz z panią awans, choć pojęcia nie mam, kto im o tym powiedział. A potem możemy polecieć na wyspę Saganami, gdzie przedstawię panią nowym podkomendnym.
Rozdział IX
— To się robi coraz gorsze! — westchnął Rob S. Pierre, przeglądając przygotowane przez Boardmana podsumowanie z ostatniego flekowania, jakie zafundowali władzom Ludowej Republiki akredytowani dziennikarze z Ligi Solarnej.
Określenie „flekowanie” było jedynym adekwatnym do ich tonu i treści: to było wzięcie pod obcasy i kopanie leżącego.
— Jak jedna osoba, jedna osoba, powtarzam, może wyrządzić tyle szkód!? — jęknął Pierre. — Ona jest jak jakiś cholerny żywioł!
— Harrington? — spytał uprzejmie Oscar Saint-Just.
— A kto?!
— Po prostu była we właściwym czasie we właściwym miejscu przez ostatnie dziesięć lat. A raczej z naszego punktu widzenia w niewłaściwym miejscu w najgorszym z możliwych dla nas momencie. Tak przynajmniej twierdzą analitycy. Druga teoria, zyskująca ostatnio coraz więcej zwolenników, głosi, że zawarła pakt z diabłem. I to którymś z tych ważniejszych.
Jakby wbrew sobie Pierre uśmiechnął się. Żart był ponury, ale celny, zwłaszcza że powiedział go ktoś nader rzadko okazujący poczucie humoru. Przestał się uśmiechać i potrząsnął głową.
— Bądźmy szczerzy: udało jej się w znacznej mierze dlatego, że my tak konkursowo spieprzyliśmy różne rzeczy, a głównie jedną — oznajmił. — Żeby nie było wątpliwości: nie twierdzę, że nie jest tak dobra, jak trąbi o tym przeciwnik, ale jej wpływ na przebieg tej wojny był czysto lokalny albo przynajmniej ograniczony do tak odległych i mało ważnych miejsc jak Konfederacja, dopóki nie zdecydowaliśmy się wszem i wobec ogłosić, że ją powiesiliśmy.
Do tego momentu mało kto w całej Lidze Solarnej wiedział o jej istnieniu. Teraz dla odmiany wiedzą wszyscy, nie licząc paru prymitywów, którzy zapomnieli, jak się czyta i włącza radio. I wiedzą nie tylko, kim ona jest, ale też czego dokonała i jaki numer na koniec nam wycięła.
— Ano wiedzą — przyznał Saint-Just. — A uczciwość nakazuje dodać, że jeśli idzie o to ostatnie, najwięcej spieprzyli moi ludzie. Treski, kretyna, już nie możemy ukarać, ale Thornegrave przeżył.
Pierre skinął głową. Znał te nazwiska aż nazbyt dobrze z ostatnich raportów. Towarzysz brygadier Dennis Tresca był komendantem planety więziennej Hades z ramienia Urzędu Bezpieczeństwa, a towarzysz generał major Prestwick Thornegrave, także z UB, stracił cały konwój transportowców i eskortę na rzecz Harrington. Co dało jej okręty niezbędne, by zniszczyć siły Setha Chernocka i zdobyć jego transportowce. Dzięki czemu miała dość jednostek, by zabrać z Hadesu wszystkich, którzy tego chcieli.
— Możemy go rozstrzelać za to, że pozwolił jej uciec — dodał Saint-Just. — Politycznie jest godny zaufania, bo inaczej nie zajmowałby tego stanowiska, a jego poprzedni przebieg służby był bez zarzutu, natomiast na kulę w łeb zasłużył. Podejrzewam też, że moim ludziom nie zaszkodziłaby świadomość, że spotka ich to samo co innych, jeżeli wystarczająco spektakularnie spieprzą robotę.
— Tego właśnie nie jestem taki pewien. — Pierre potarł nasadę nosa. — Zgadzam się, że przyczynił się do jej ucieczki, ale też nie miał podstaw, by cokolwiek podejrzewać, nim pułapka się nie zamknęła. Wiem, że McQueen nie jest twoją ulubienicą, ale ma rację w kilku kwestiach. Jedną z nich jest pogląd na rozstrzeliwanie ludzi, którzy mieli pecha i dali się pokonać. Gdyby Thornegrave w jakikolwiek sposób zlekceważył procedury albo też miał informacje pozwalające podejrzewać bunt, sprawa byłaby jasna, ale tego nie zrobił i ich nie miał. Śmiem twierdzić, że każdy na jego miejscu zachowałby się tak samo, więc jeśli go rozstrzelamy, dla każdego oficera UB będzie to jasny sygnał, że zapłaci głową za każdą klęskę, choćby wywołaną przyczynami, na które nie miał, bo nie mógł mieć, żadnego wpływu.
— Zdaję sobie z tego sprawę — przyznał ciężko Saint-Just. — A to w najlepszej sytuacji będzie prowadziło do myślenia przede wszystkim o tym, jak chronić własny tyłek, na co nie możemy sobie pozwolić. W najgorszym zaś do bierności, fałszowania raportów albo i spiskowania, żeby stworzyć spójne dupochrony. W ten sposób mogą nas wykończyć problemy, o których istnieniu nawet nie będziemy wiedzieć do momentu, aż staną się zbyt poważne, by móc je rozwiązać.
— Właśnie — zgodził się Pierre.
Uznał, że nie ma sensu zwracać mu uwagi, iż przeprowadził doskonałą analizę i wyciągnął właściwe wnioski, do czego doprowadzą rządy terroru w UB, podczas gdy wysiłki podjęte przez McQueen, by takowe rządy wyeliminować z Ludowej Marynarki, jedynie podsycały jego podejrzenia w stosunku do niej.
— Tylko że musimy go jakoś ukarać — dodał Oscar. — Nie mogę inaczej postąpić po tym, co zaszło.
— Też fakt. Można zrobić tak… Skoro nie ma sensu udawać, że przeciwnik nie wie, gdzie znajduje się system Cerberus, a uzgodniliśmy, że nie ma, możemy oficjalnie poinformować o tym naszą własną flotę. Na planecie nadal jest zbyt wielu więźniów, by ich przenosić, a Harrington, odlatując, zniszczyła system obronny, ale zostawiła i obozy, i bazę na Styksie w pełni sprawne. Możemy więc wysłać tam normalną pikietę Ludowej Marynarki, ale podlegającą komendantowi planety należącemu do UB i nadal korzystać z Hadesu jako planety więziennej. Thornegrave’a zaś ześlemy do któregoś z obozów pod fałszywym nazwiskiem, żeby go nie zlinczowali od razu. Jeśli będzie miał pecha, i tak w ten sposób skończy, ale to nie my go zabijemy. Ukarzemy go więc, wysyłając stosowny sygnał do twoich ludzi, i równocześnie okażemy łaskę.