— Perfidne i doskonałe — ocenił Saint-Just. — Może powinieneś także zająć się tym, co ja robię na co dzień.
— Serdeczne dzięki, mam już dość problemów. Poza tym nie jestem na tyle głupi, by sądzić, że osiągnę choćby połowę twojej skuteczności.
— To chyba był komplement… — Saint-Just potarł z namysłem podbródek. — W takim razie dziękuję. Pomysł mi się podoba. Naturalnie istnieje szansa, że Harrington wróci po resztę, a nie sądzę, by McQueen zgodziła się na stacjonowanie w systemie wystarczająco dużych sił do odparcia takiego rajdu, ale przyznaję, że to raczej mało prawdopodobne.
— Harrington osobiście na pewno nie wróci, a nie widzę żadnego powodu, dla którego Sojusz miałby tam kogokolwiek posyłać. Przecież wszyscy, którzy chcieli, odlecieli z nią, toteż ryzyko „oswobodzenia” reszty nie jest warte propagandowego sukcesu. Mają ich dość, więc po co ryzykować.
— A mają — przyznał kwaśno Saint-Just. — Choć z analiz sytuacji wewnętrznej w Królestwie Manticore, które kończą moi analitycy, wynika, że rządowi przyda się wszystko, co da się propagandowo wykorzystać.
Pierre spojrzał na niego, nie kryjąc niedowierzania. Oscar wzruszył wymownie ramionami i dodał:
— Och, wiem, że to przestarzałe analizy, bo opracowując je, nie mieli żadnych informacji o tym, co nastąpiło w systemie Cerberus, ale to nie zmienia pewnych stałych tendencji, zauważalnych i nasilających się od pewnego czasu. A wszystko wskazuje na to, że osiągnięcia Harrington i sukces propagandowy Parnella w Lidze oznaczają krótkotrwałe wzrosty morale, jeśli chodzi o ludność Królestwa Manticore. Nie lekceważę tego, ile nas to będzie kosztowało, ani tego, że rząd Cromartyego wykorzysta w maksymalny sposób te prezenty, ale pewnych długotrwałych nastrojów nie da się zmienić. Przypomnij sobie nasze własne problemy i to w czasach, gdy Cordelia była w stanie zmienić klęskę w wiekopomne zwycięstwo. A oni nie mają nawet cenzury! Za to mają opinię publiczną niezadowoloną ze strat tak w ludziach, jak i sprzęcie, z utraty systemów planetarnych, wysokich podatków i przekonaną, że to my przejęliśmy w tej wojnie inicjatywę.
Pierre kiwnął głową, ale jego twarz niczego nie wyrażała, toteż Saint-Just postanowił nie poruszać tematu McQueen… na razie.
— Moi analitycy uważają, że możemy mieć w tej chwili i przez dłuższy czas przewagę w morale floty i społeczeństwa, ale zwłaszcza społeczeństwa — zakończył.
— A w jakim stopniu na ich opinie wpływa fakt, iż wiedzą, że obaj chcielibyśmy coś podobnego usłyszeć? — spytał sceptycznie Pierre.
— W pewnym, ale niewielkim. Większość z nich pracuje u mnie wystarczająco długo, by się orientować, że wolę znać prawdę, choćby najgorszą… i że nie mszczę się na ludziach za to, że mi ją mówią, tylko dlatego że mi się ona nie podoba.
Pierre wiedział, że tak jest i że Oscar bardzo się stara, by tak pozostało, dlatego tak go niepokoiła możliwość asekuranctwa wśród wyższych dowódców formacji zbrojnych Urzędu Bezpieczeństwa. Natomiast dobre chęci współpracowników nie musiały gwarantować prawdziwości ich analiz, gdyż mogli otrzymywać fałszywe dane od podwładnych wolących na wszelki wypadek „dosładzać” meldunki, uznając przełożonych za mniej wyrozumiałych, a z Saint-Justem nie mając kontaktu. Niemniej jednak w tym, co mówił Oscar, mogło być sporo prawdy.
— No dobrze, zgadzam się, że twoi analitycy nie kłamią, by poprawić nam humor — ustąpił Pierre. — Ale jakoś nie rozumiem, skąd bierze się ich przekonanie, że mamy lepsze morale.
— Nie powiedziałem, że są o tym przekonani, ale że istnieje taka możliwość na dłuższą metę — powtórzył cierpliwie Saint-Just i poczekał, aż rozmówca kiwnie głową na znak, że zrozumiał różnicę. — Chodzi o to, że nasze morale startowało z poziomu dna i przez cały czas to przeciwnik miał inicjatywę. Tak było przez prawie pięć lat standardowych i choć ludzie nie byli zachwyceni działaniami Urzędu Bezpieczeństwa czy obciążeniami finansowymi, a morale nie pogorszyło się mimo wszystko.
Było to stwierdzenie faktu bez śladu przeprosin i Pierre ponownie pokiwał głową. Wojnę rozpoczęto, gdyż rząd Harrisa nie mógł podnieść w przewidzianym terminie Doli, a by tego nie robić, potrzebne było zewnętrzne zagrożenie. Komitet także nie znalazł na to pieniędzy i przy tej okazji Cordelia Ransom tak naprawdę okazała swoją przydatność.
Bodajże jeden jedyny raz, ale na długo. Zdołała bowiem wmówić Dolistom, że to imperialiści z Królestwa Manticore są winni tej agresywnej wojnie i pustkom w skarbie państwa. Natomiast to, że Prole jej uwierzyli, nie poprawiło ich sytuacji życiowej, pogorszonej dodatkowo późniejszymi reformami ekonomicznymi, bez których nie byłoby Ludowej Republiki. Prywatnie podejrzewał, że do sporej ich części dotarła nieuchronność tych reform i choć niechętnie, ale się z nią zgodzili. Reszta po prostu bała się UB…
— Można byłoby powiedzieć, że pod tym względem byliśmy w lepszej sytuacji, bo morale mogło się tylko poprawić — kontynuował Saint-Just. — Społeczeństwo Królestwa Manticore natomiast na początku wojny było przerażone, ale seria zwycięstw doprowadziła do stałego wzrostu i poczucia bezpieczeństwa, i morale jako takiego. Przez ponad trzy lata standardowe zwyciężali, gdzie chcieli i jak chcieli, a my nie mogliśmy nic na to poradzić: tak to przynajmniej wyglądało dla przeciętnego obywatela z Królestwa. Tyle że wbrew ich oczekiwaniom wojna się nie skończyła, a pamiętać należy, że od dobrych dwóch, trzech stuleci nikt w galaktyce tak długo nie toczył wojny. Obaj wiemy, że w Lidze Solarnej panuje przekonanie, że powodem jest wyłącznie to, że zarówno my, jak i Gwiezdne Królestwo jesteśmy rzadką bandą niekompetentnych durniów, ale ty i ja wiemy, że to nieprawda.
Przyczyny tak naprawdę są dwie: olbrzymi teatr działań i skala użytych sił oraz przewaga techniczna przeciwnika tak wielka, że zdołała zrównoważyć naszą przewagę liczebną. To drugie jest nader przygnębiające z naszego punktu widzenia, ale również z ich, ponieważ społeczeństwo o tym wie, a mimo to i mimo wszystkich wygranych bitew ostatecznego zwycięstwa w tej wojnie nie było nawet widać. Budżet floty rósł z roku na rok, a efektów jak nie było, tak nie było. Nasze wydatki także rosły, ale ich gospodarka, choć nieporównanie silniejsza i skuteczniejsza od naszej, jest też znacznie mniejsza, a każde wiadro ma dno.
Podatnicy Królestwa musieliby nie być ludźmi, by nie zacząć się martwić, czy to dno lada chwila się nie ukaże, bo skutki wojny odczuwali coraz dotkliwiej. Nie tak jak my, ale oni dotąd nie czuli żadnych skutków. Należy też pamiętać, że choć straty w ludziach Królewskiej Marynarki były i są bardzo niskie w porównaniu z naszymi, stanowią wysoki procent w stosunku do liczby ludności. Mówiąc krótko, oni chcą końca tej wojny, i to chyba bardziej niż nasze społeczeństwo, bo u nas poziom życia zaczął się stabilizować po ostatniej kilkuletniej karuzeli. A potem nastąpiła operacja „Ikar” i seria porażek, która dodatkowo wstrząsnęła ich morale. Nie twierdzę, że są na skraju załamania czy że w Królestwie szerzy się defetyzm.
Natomiast uważam, że poparcie dla prowadzenia wojny nie jest aż tak powszechne i spójne, jak sądziliśmy, i że rząd Cromarty’ego znajduje się pod większą presją i w trudniejszych warunkach, niż dotąd wskazywały analizy i prognozy. Do tego sprowadza się ostatnia ocena moich analityków.
— Hmm… — Pierre odchylił fotel i odruchowo zaczął bawić się zabytkowym nożem do listów, niegdyś własnością Sidneya Harrisa.