Pierre przytaknął z rezygnacją, słysząc ton Oscara uprzejmego, obojętnego i całkowicie nie poruszonego tym, o czym mówił, a przesłuchania były najczystszej wody torturami, i to z gatunku tych najmniej wyrafinowanych. Pierre doskonale zdawał sobie sprawę, że ostateczna odpowiedzialność za poczynania Saint-Justa i jego podkomendnych spadała na niego. To on doprowadził do upadku rządu legislatorów i on był przewodniczącym Komitetu, a co więcej dobrze wiedział od samego początku, co i jakimi metodami robi Urząd Bezpieczeństwa. I ta świadomość nie raz wywoływała koszmary, także na jawie. A najbardziej przerażające było nie to, że desperacko potrzebował Saint-Justa, ale że był to jego przyjaciel. I w przeciwieństwie do Cordelii Ransom nie robił tego dla przyjemności, ale wyłącznie dlatego, że na tym polegała jego praca.
— Zgadzam się całkowicie, że był to z jego strony idiotyzm — powiedział Pierre, starannie pilnując, by nic z jego przemyśleń nie odbiło się w tonie. — Ale przyznać też należy, że nasza… nie, że moja decyzja pozostawienia Parnella przy życiu także nie była genialna. Powinienem kazać zastrzelić go wraz z pozostałymi.
— Może. Natomiast poparłem ją wtedy, i biorąc pod uwagę, ile wówczas wiedzieliśmy, nadal uważam, że była słuszna. On orientował się w masie rzeczy, o których nie miał pojęcia nikt inny, zwłaszcza dotyczących Ludowej Marynarki, ale także wewnętrznych powiązań legislatorskich rodzin. Czystki dopiero się rozpoczęły, a w zbyt wielu miejscach napotykaliśmy zbyt silny opór… Jego wiedza mogła okazać się bezcenna i bylibyśmy durniami, rezygnując z niej.
— Ale to było lata temu, a nigdy nam wiele nie powiedział mimo metod, jakie wobec niego stosowaliśmy. Gdy sytuacja się uspokoiła, powinniśmy posprzątać to, co zostało, i zabić go wraz z innymi. Wtedy nie mielibyśmy tych problemów.
— Łatwo to oceniać z perspektywy czasu, Rob. Pewnie: gdybyśmy zastrzelili go, dajmy na to, dwa albo trzy lata temu, nie byłoby kłopotu. Ale kto mógł przewidzieć, że zdoła uciec z najbezpieczniejszego więzienia, jakie mieliśmy, i przysporzyć nam problemów?! Powinien spokojnie tam zdechnąć albo nadal gnić.
— Czego niestety nie był uprzejmy zrobić — zauważył Pierre, nie kryjąc złośliwości.
— Ano nie był — przyznał Saint-Just.
Był zaskakująco spokojny, biorąc pod uwagę burzę, jaką wywołały w Lidze zeznania uwolnionych i nagrania z banku pamięci obozu Charon, w które zaopatrzyła ich Harrington.
Żeby ich pogrążyć, wystarczyłoby już publiczne i oficjalne kłamstwo o zabiciu Harrington wsparte sfałszowanym nagraniem. Zeznania ostatniego legislatorskiego dowódcy Ludowej Marynarki, potwierdzone przez pomniejszych świadków, oskarżające o zamach i masakrę poprzedniej władzy Komitet Bezpieczeństwa Publicznego, a Pierre’a i Saint-Justa czyniące głównymi winnymi, były katastrofą. Do tego medycy z Beowulfa potwierdzili, że Parnell był po wielekroć torturowany, a na poparcie swoich słów miał nagrania z przesłuchań, na których Dennis Tresca chwalił się prawdziwym przebiegiem zdarzeń. A fakt, że jego pojawieniu się na Ziemi towarzyszyła nie do końca wyjaśniona strzelanina w ambasadzie Ludowej Republiki, w której od pocisków najemników z Manpower Inc zginął szef stacji UB, stanowił gwóźdź do trumny, gdyż natychmiast pojawiły się plotki, że to Parnell miał być celem, tylko coś poszło nie tak i wynajęte zbiry obróciły się przeciwko zleceniodawcy.
Naturalnie nikt nie był w stanie niczego udowodnić, ale to akurat dziennikarzom i opinii publicznej nie było w tym momencie potrzebne — uwierzyliby we wszystko, co rzucało cień na Ludową Republikę Haven i Urząd Bezpieczeństwa, bo pasowałoby to do ogólnego obrazu i nastrojów potężnego rozczarowania.
Straty będą katastrofalne i nowy obraz morale społeczeństwa Królestwa Manticore w żaden sposób nie był w stanie choćby w części tego zrównoważyć.
Wojna ta była ważna dla jej uczestników, ale dla obywateli Ligi Solarnej to, co działo się w sektorze Haven, bo tak nadal określano ten rejon galaktyki, stanowiło lokalny i drugorzędny konflikt. Znacznie ważniejsze były kwestie polityki wewnętrznej i problemy istniejące w samej Lidze — największym, najbogatszym i najpotężniejszym państwie w historii ludzkości. Tak z punktu widzenia Haven, jak i Królestwa, rząd Ligi był za słaby, za to wewnętrzne podziały i problemy olbrzymie, ale dla obywatela Ligi to, co działo się na obrzeżu zasiedlonego wszechświata, było mało ważne. Dlatego też prawie nic o sektorze i jego historii nie wiedział. Wyjątek stanowili ci, których łączyły z tym obszarem jakieś interesy: kupcy, towarzystwa transportowe, firmy zbrojeniowe czy szukające dogodnego miejsca dla nowych inwestycji.
Haven ten stan odpowiadał, ponieważ władze potrafiły ignorancję doskonale wykorzystać. W Lidze żyło wielu arystokratów i oligarchów, ale oficjalnie była ona demokracją i większość planet, zwłaszcza centralnych, gorąco opowiadała się przynajmniej za fasadą, jaką stanowiła. A to było idealne dla propagandy Ludowej Republiki Haven, gdyż Gwiezdne Królestwo Manticore i połowa jego sojuszników, jak Protektorat Grayson, Kalifat Zanzibar czy Księstwo Alizon, były monarchiami.
To, że w praktyce były znacznie bliższe demokracji niż większość planet Ligi, o Ludowej Republice nie wspominając, nie miało znaczenia, gdyż społeczeństwo Ligi nie miało o tym pojęcia. I dlatego spece propagandowi Republiki, a potem Ludowej Republiki, przekonali opinię publiczną, że takie jak ich państwo (zwące się Republiką) walczy z agresją despotycznej i reakcyjnej monarchini. Czyli ujmując rzecz skrótowo, że Haven to ci dobrzy, a Manticore to ci źli. Fakt, że większość planet członkowskich Ligi w którymś momencie swej historii także była monarchiami, gdyż potrzebne były silne rządy, nie grał roli, bo mało kto o tym pamiętał. W końcu większość planet centralnych zasiedlona była przez prawie dwa tysiąclecia, a system Manticore od pięciu stuleci. O czym też prawie nikt nie pamiętał.
To samo dotyczyło innych w tym rejonie galaktyki, a warunki panujące na planetach takich systemów jak Yeltsin czy Zanzibar wymagały bezpardonowej walki o przetrwanie, którą mogła zapewnić jedynie silna władza. Z drugiej strony szalała demokracja, czyli totalne bezhołowie i bezkarność dawały skutki widoczne doskonale w Konfederacji Silesiańskiej, gdzie despotyzm, bezprawie i przekupstwo były codziennością. Ale o tym opinia publiczna Ligi także nie wiedziała, a propaganda Ludowej Republiki nie miała zamiaru jej informować.
Zaiste cały dotychczasowy przebieg wojny propagandowej toczonej głównie na obszarze Ligi Solarnej przez Ludową Republikę i Gwiezdne Królestwo Manticore udowadniał, że bardziej opłacało się stawiać na ignorancję i lenistwo umysłowe.
Przez to wszystko przebiły się natomiast z hukiem zeznania takich ofiar Ludowej Republiki jak Parnell oraz nagrania posiedzeń sądu zorganizowanego przez Harrington nad ubekami, przeprowadzonych zgodnie z prawem tejże Ludowej Republiki Haven. Plus wszystkie dowody zgrane z banku pamięci obozu Charon. Sprawę pogarszała jeszcze zwłoka w przepływie wiadomości między Ligą a Ludową Republiką. Mało kto we władzach tej ostatniej zdawał sobie tak naprawdę sprawę, jak wielkie już są szkody i jak błyskawicznie się powiększają.
Sojusz kontrolował zarówno Manticore Junction, jak i Erewhon Junction, co oznaczało, że podróż z Manticore na Beowulfa trwała godziny, a na samą Ziemię tydzień. Droga z Haven na Ziemię zajmowała sześć miesięcy, i to jednostce kurierskiej, a więc jedynym źródłem informacji w miarę świeżych były te, które znajdowały się na pokładach statków neutralnych, mogących korzystać z któregoś z wormholi. Wszystko inne było dawno nieaktualne, nim dotarło do Pierre’a lub Saint-Justa.