Выбрать главу

— Prawda — zgodził się Ashford. — Ale powiedz mi: jaka jest szansa, żeby przeciwnik był w stanie oszukać nasze sensory przy tak małej odległości?

— Nie wiem. Prawdopodobnie niewielka… ale teraz będzie znacznie mniejsza, bo weźmiemy to pod uwagę. A tak na marginesie, znam przynajmniej jedną technowiedźmę taktyka w Ludowej Marynarce, której ten numer by się udał.

Ashford spojrzał na niego, nie kryjąc ciekawości, ale ugryzł się w język. Tremaine prawie czuł, jak bardzo chce zapytać, który oficer taktyczny strony przeciwnej zdołał wywrzeć na nim takie wrażenie, i to na dodatek pogłębione znajomością osobistą, ale tego nie zrobił. A on wolał mu nie mówić. W sumie żałował, że mu się to wyrwało, gdyż podobnie jak pozostali z załogi Prince Adriana, którzy przeżyli, wolał w ogóle nie wspominać Lestera Tourville’a i Shannon Foraker z uwagi na ich wysiłki podjęte w celu uczciwego traktowania jeńców.

Co prawda teraz, gdy wywiad floty ustalił, że Tourville był jednym z dowódców, którzy spuścili Sojuszowi lanie w ostatniej ofensywie, sensownym posunięciem byłoby napuścić na niego Urząd Bezpieczeństwa. Gdyby go rozstrzelali, byłoby o jednego dobrego admirała mniej, a że Shannon Foraker najprawdopodobniej pozostała w jego sztabie, UB i nią by się zajęło. Może i było to sensowne, ale choć o tym nie rozmawiali, nikt z nich słowem się na ten temat nie odezwał. Ba, nie padły w ogóle ich nazwiska, co biorąc pod uwagę nachalność dziennikarzy, mówiło samo za siebie. Jeśli chodziło o maniery pismaków, to Tremaine prywatnie był szczerze zdziwiony, że LaFollet czy Nimitz nie uszkodzili któregoś, jako że Honor była głównym obiektem ich całodobowych polowań. On sam jedynie z najwyższym trudem powstrzymał się przed wybiciem paru zębów.

— W każdym razie dobrze będzie o podobnych ewentualnościach pamiętać — podjął, wskazując głową ekran. — A tak prawdę mówiąc, sądzę, że nasze przełożone postanowiły wypróbować kilka pomysłów obrony przeciw atakom kutrów nowej generacji.

— Myślisz, że Ludowa Marynarka może dysponować czymś podobnym?! — Ashford był prawie zszokowany.

Scotty uśmiechnął się odruchowo, słysząc jego ton.

— Na pewno nie wkrótce — wyjaśnił. — Ale w końcu się domyślą albo zdobędą kuter w na tyle dobrym stanie, że zobaczą, jaki ma reaktor, a wtedy szybko zbudują własne. Widzisz, nie należy zbytnio ufać naszej przewadze technologicznej, bo ona wcale nie jest taka wielka. Miałem okazję obejrzeć sobie z bliska całkiem sporo sprzętu Ludowej Marynarki. Wcale nie jest taki zły, jak myślisz. W większości gorszy od naszego, ale lepszy, niż sądzi większość ludzi. Sam zresztą tak uważałem wcześniej i wątpię, żebym był wyjątkiem.

— To dlaczego cały czas biorą lanie?

— Powiedziałem, że ich sprzęt nie jest tak dobry jak nasz… Powiedziałbym, że jest równie dobry jak wszystkich pozostałych flot w okolicy. Ich główny problem polega na tym, że nie są w stanie go w pełni wykorzystać. Poza tym oprogramowanie mają rzeczywiście do kitu, a większość przeglądów i napraw dokonywana jest przez oficerów i starszych podoficerów, bo reszta jest na to za głupia. Nie mają naturalnie naszego systemu łączności szybszej od prędkości światła, nie rozgryźli nowych kompensatorów czy węzłów beta, ale to nie jest pełny obraz. Weź choćby zasobniki holowane: nie mogli nam dorównać jakością, to poszli na ilość i zwiększyli liczbę rakiet w każdym. Efekt? Praktycznie wyrównali skuteczność salw. A teraz rozważmy Ghost Ridera. Lata upłyną, nim będą w stanie osiągnąć nasze możliwości w zdalnie sterowanej wojnie radioelektronicznej, ale jeśli przyjmą podobne rozwiązanie co przy zasobnikach, czyli większe wyrzutnie i mniejszą liczbę rakiet, szybko dorównają naszym, jeśli chodzi o zasięg. I to bez większych kłopotów, bo jeśli zdecydują się na odpowiednio duże rakiety, będą mogli budować je z gotowych części.

— To musiałyby być cholernie wielkie rakiety — mruknął Ashford. — Zbyt duże, by mogły stanowić broń pokładową i by okręt miał ich dość do rozsądnego pojedynku artyleryjskiego.

— A gdyby wystrzeliwać je z zasobników dotąd używanych w obronie systemowej? Albo zrobić pojedyncze wyrzutnie, które mogą holować nawet niszczyciele czy lekkie krążowniki? Niech będzie, że zamiast jednego zasobnika dotychczasowych wezmą jedną wyrzutnię nowych, a i tak będą mieli sensowną siłę ognia pierwszej salwy. Nie twierdzę, że są nam w stanie dorównać na naszych warunkach, ale że admirał czy oficer taktyczny Ludowej Republiki wiedzący, jak wykorzystać możliwości swojego sprzętu, może spowodować naprawdę duże straty po naszej stronie, jak dobrzy byśmy nie byli. Albo nie sądzilibyśmy, że jesteśmy.

— Masz prawdopodobnie rację… a poza tym oni mogą sobie pozwolić na znacznie większe straty niż my, co też trzeba brać pod uwagę.

— Na razie mogą, ale to się zmieni, kiedy…

Tremaine urwał, słysząc dźwięk otwierających się drzwi do symulatora, i odwrócił się ku nim. Po czym uśmiechnął się szeroko na widok wchodzącego podoficera o figurze boksera i twarzy świadczącej o dużym doświadczeniu w mordobiciu.

— Bosman…! — zaczął Tremaine, zrywając się z fotela, i umilkł, widząc że przybysz powstrzymuje go gestem i wskazuje drugą ręką na kołnierz kurtki mundurowej.

— Noo! Chciałem powiedzieć: bosmanie Harkness! — dokończył Tremaine, nadal uśmiechając się szeroko. I czym prędzej złapał przybysza w objęcia.

Ten wyszczerzył się równie radośnie i odpowiedział niedźwiedzim uściskiem.

Steward Ashford zamrugał gwałtownie, z trudem opanowując wytrzeszcz oczu, jako że oficerowie nie mieli w zwyczaju witać tak radośnie nawet najstarszych rangą podoficerów. A potem przestał się dziwić, bo dotarło doń nazwisko nowo przybyłego, toteż przyjrzał mu się równocześnie uważnie i z podziwem.

Tremaine właśnie odsunął gościa na długość ramion i Ashford pokiwał głową: czerwono-błękitno-białą baretkę Parlimentary Medal of Valor rozpoznał bez trudu, choć widział ją na czyjejś kurtce mundurowej ledwie trzeci raz. Natomiast zły był na siebie, że nie rozpoznał natychmiast tego, kto ją nosił, jako że poobijane oblicze Harknessa było pokazywane wszędzie od momentu, gdy dziennikarze poznali szczegóły zniszczenia krążownika liniowego UB Tepes.

— Kapitanie Ashford — zaczął Tremaine, puszczając Harknessa i odwracając się — to jest…

— …bosman sir Horace Harkness, jak sądzę — dokończył Ashford.

Harkness wyprężył się na baczność i zaczął salutować, ale Ashford był szybszy.

Zgodnie z tradycją Royal Manticoran Navy każdy, kto nie miał Medalu za Dzielność, powinien pierwszy oddać honory temu, kto go zdobył, i stopnie w tym wypadku nie miały znaczenia.

— Bardzo miło mi pana poznać, panie Harkness — oświadczył Ashford, gdy bosman mu odsalutował. — Nie będę mówił dlaczego, bo wyobrażam sobie, że jest już pan zmęczony wysłuchiwaniem ciągle tych samych wywodów. Natomiast mam pewną prośbę.

— Prośbę, sir? — powtórzył Harkness ostrożnie.

— Niewielką prośbę, sir Horace. Otóż widzi pan, jakiś czas temu ktoś pomajstrował w komputerze mojego kutra. Był to całkowicie legalny i niegroźny numer, po którym jednak najadłem się wstydu. Celem było nauczenie, nie tylko mnie zresztą, że należy oczekiwać nieoczekiwanego. Komandor Tremaine właśnie przypomniał mi o tej zasadzie, podobnie zresztą jak i o tym, że ofiary lubią towarzystwo. Toteż przyszło mi do głowy, że majstrowanie przy komputerach pokładowych mogłoby stać się czymś w rodzaju tradycji, którą dobrze byłoby zapoczątkować. Mam nawet na oku jednego skur… to jest zasłużonego kandydata w moim skrzydle, a ponieważ, jak rozumiem, ma pan podejście do komputerów…?