Выбрать главу

— Witaj, Simon! — powitała go radośnie Allison.

Simon Mattingly został awansowany na porucznika, gdy nastąpił wzrost liczebny sekcji Gwardii Harrington odpowiedzialnej za ochronę osobistą członów rodziny patrona. Wiązało się to z koniecznością zapewnienia osobnych zespołów chroniących Faith i Jamesa. Co nie przeszkadzało mu pozostać zastępcą dowódcy ochrony osobistej Honor, gdy tylko okazało się, że ona i LaFollet żyją i wrócili na Grayson.

Allison w zasadzie cieszyła się z jego awansu. Radość byłaby niczym nie zmącona, gdyby nie powód tegoż. Według jej opinii, łagodnie rzecz ujmując, przesadą było przydzielanie dziesięciomiesięcznemu brzdącowi czterech doskonale wyszkolonych i uzbrojonych członków osobistej ochrony z rozkazem, by nie odstępowali tegoż brzdąca na krok przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Na szczęście nie wszyscy — generalnie wystarczał jeden. James miał więcej szczęścia — jako młodszemu, czyli „zapasowemu” spadkobiercy przysługiwała mu dwuosobowa ochrona.

Pierwszy raz w życiu Allison przekonała się, że jej upór na nic się nie zda — skoro tylko konklawe patronów zaakceptowało Faith jako dziedziczkę Honor i formalnie wyznaczyło Howarda Clinkscalesa na zarządcę domeny do czasu osiągnięcia przez nią pełnoletności oraz ustaliło skład rady regencyjnej, klamka zapadła. W radzie regencyjnej zasiadła zresztą matka patronki, co nigdy wcześniej nie miało miejsca. Wszystkie te uzgodnienia diabli wzięli, gdy Honor wróciła, ale Faith pozostała jej legalną spadkobierczynią. Choć Allison doskonale zdawała sobie sprawę, że większość patronów, nawet tych liberalnych, wolałaby, żeby wykazała choć elementarną przyzwoitość i ogłosiła, że pierwszy urodził się James. Ponieważ o tym nie pomyślała, a Protektor się uparł, niechętnie, ale zgodzili się na poprawkę zezwalającą córkom dziedziczyć tytuł po ojcach, jeżeli to one są pierworodnymi dziećmi. Zabezpieczyli się oczywiście zapisem, że nie dotyczy to patronów, którzy w chwili głosowania mieli już męskich potomków. No i kategorycznie wykluczyli z tej zasady dziedziczenie stanowiska Protektora mimo wysiłków Benjamina. Niemniej jednak udało mu się przeprowadzić kolejną reformę.

Nikt też specjalnie publicznie nie sarkał i nie odezwał się ani jeden głos zwalający winę na „te obce baby”. Było to zrozumiałe, gdyż wszystko działo się krótko po śmierci Honor i żaden patron nie miał ochoty ryzykować gniewu ludzi, którzy niechybnie uznaliby, że sprzeciwił się przede wszystkim rozsądnemu prawu do sukcesji po Honor Harrington, a tego mógłby nie przeżyć, niekoniecznie w politycznym znaczeniu tego słowa. Poza tym co rozsądniejsi doszli do wniosku, że mają dwadzieścia lat, nim Faith osiągnie wiek umożliwiający jej oficjalne noszenie Klucza Harrington, a to wystarczająco długi okres, by coś wymyślić. Ich założenia wzięły w łeb, gdy Honor wróciła, i znalazło się paru gotowych przysiąc, że dała się pojmać do niewoli i okaleczyć tylko po to, by skłonić ich w ten przewrotny sposób do przyjęcia poprawki o prawie kobiet do dziedziczenia tytułu. Publicznie co prawda żaden tego nie powiedział, ale kilku głośno wyraziło podobny pogląd, bo dotarł on do Allison. Ta zresztą podejrzewała, że ci sami patroni musieli także znaleźć powód, dla którego ona i Alfred zamierzali rzekomo trzymać domenę Harrington w swej despotycznej władzy, jako że pod naciskiem Benjamina oboje znaleźli się w składzie rady regencyjnej.

Sama takiego powodu nie potrafiła wymyślić, ale znając ludzką psychikę, nie wątpiła, że w końcu dowie się, co podłego uknuła wraz z mężem.

Potrząsnęła głową — decyzja patronów nie była żadną łaską czy uprzejmością z punktu widzenia jej i jej męża. I jak długo będzie miała coś do powiedzenia w tej kwestii, nie będzie też z punktu widzenia bliźniąt. Wystarczająco złe było zwalenie obowiązków patrona na jedno z jej dzieci. Mueller i cała reszta tych nadętych dupków mogli sobie myśleć, jacy to okazali się wspaniałomyślni wobec Faith, bo żadnemu do głupiego, dotkniętego atrofią móżdżku nie przyszło, że nie wszyscy we wszechświecie pragną rządzić życiem innych.

Mueller irytował ją do tego stopnia, że skłonna była przyznać, iż okazała mu lekką nieuprzejmość na oficjalnym przyjęciu po ogłoszeniu sukcesji Faith, ale gdy zaczął łgać w żywe oczy o „tragicznym mordzie na jej heroicznej córce”, puściły jej bezpieczniki. Istniała też teoretyczna możliwość, że gdyby Hera nie wyczuła jej emocji, nie wdrapałaby mu się na kark, a Nelson nie wlazł pod nogi dokładnie w momencie, w którym pan patron narobił dzikiego wrzasku, czując obcy ciężar na plecach i ukłucia ostrych jak szpilki pazurów przebijających materiał wędrujące po krzyżu. Hera zresztą wykazała się niesamowitym wyczuciem, bo nie skaleczyła go ani razu, przerabiając „przypadkowo” wieczorową marynarkę na szmaty.

Jego wygłaszane później uwagi na temat obcych zwierząt, którymi Honor zapaskudziła Grayson, były balsamem dla jej duszy — natychmiast mu wytknęła, że po obcych zwierzętach trudno oczekiwać, że zrozumieją wszystkie niuanse cywilizowanego zachowania. Szlag go trafił albo dlatego, że powiedziała to z niewinnym uśmiechem, albo dlatego, że widząc, co z niego zrobiły treecaty, jako jedyna parsknęła śmiechem. Reszta gości wykazała się znacznie lepszym treningiem w maskowaniu parsknięć atakami kaszlu, zduszonym charkotem i podobnymi manewrami.

Poza tym cokolwiek by Mueller i jego przydupasy wygadywali, i tak wszyscy na Graysonie wiedzieli, że treecaty czym jak czym, ale głupimi zwierzakami, przypadkowo zachowującymi się niewłaściwie na uroczystym przyjęciu z pewnością nie są.

Potem dotarły do niej słuchy, iż Mueller rozpuścił wśród zaufanych ludzi wieści, jakoby celowo napuściła nań drapieżniki, a jej frywolne zachowanie, gdy wymknęły się jej spod kontroli, przypisać należy skutkom depresji post partum, co wybaczyć musi każdy gentleman. Było nawet możliwe, że paru najgłupszych konserwatystów w to uwierzyło, natomiast z innych źródeł Allison wiedziała, że toczy się zażarta, choć całkowicie nieoficjalna, ma się rozumieć, debata, dlaczego treecaty podzielają jej niechęć i odrazę do Muellera. Snuto dziesiątki, jeśli nie setki domysłów, ale panowała powszechna zgodność co do jednego: Allison musiała mieć naprawdę poważny powód. A rozważania, co też konkretnie zrobił jej (lub Honor) pan patron, by zasłużyć na publiczne upokorzenie, trwały nadal.

Naturalnie nikomu nawet się nie śniło zapytać o to jej samej, a gdyby nawet ktoś się ośmielił, i tak by nie powiedziała. A to dlatego, że to, co było wiadome jej, nie miało prawa przedostać się do publicznej wiadomości, bo utrudniłoby jedynie sprawę. Otóż wiedziała, że w przeciwieństwie do większości mieszkańców Graysona ani Howard Clinkscales, ani Benjamin Mayhew nie uwierzyli, że William Fitzclarence działał sam i że wyłącznie on odpowiadał za próbę zamordowania Honor, w wyniku której zginął wielebny Hanks i dziewięćdziesięciu pięciu mieszkańców Domeny Harrington. Każdy z nich, nie wspominając o swych podejrzeniach drugiemu ani też Honor, wszczął śledztwo. Oba jak na razie wykazały, że Mueller był cichym wspólnikiem Fitzclarence’a, ale nie zdobyto w ich trakcie żadnych dowodów. Ponieważ trwały długo, Mueller zdążył zostać przywódcą opozycji parlamentarnej, co znacznie utrudniło stosowanie pozaprawnych metod. Clinkscales i tak był gotów je zastosować, ale wtedy właśnie wróciła Honor. Benjamin zaś wolał nie ryzykować, a oficjalnie bez dowodów oskarżyć go nie mógł, bo jedynie przysporzyłby mu popularności. Dowody zaś były tylko poszlakowe i nie miały prawa wystarczyć w sądzie. Wszystko zaś dlatego, że Mueller za fasadą napuszonego bufona krył sprytny i wysoce rozwinięty instynkt samozachowawczy oraz inteligencję, o którą przy pierwszym spotkaniu trudno go było podejrzewać.