Выбрать главу

— Chyba naprawdę cię zirytowałam — przyznała ze skruchą. — Wiem, że bywam uciążliwa, ale ciągła obecność tych uzbrojonych młodzieńców bez chwili prywatności… to trochę za dużo jak dla prostej dziewczyny z Beowulfa.

— Nie jestem zirytowany, milady — powiedział spokojnie Mattingly. — Byłbym, gdybym uznał, że moja złość jakoś na panią zadziała, albo gdybym liczył, że istnieje choćby teoretyczna możliwość nauczenia pani dbania o własne bezpieczeństwo. Obaj z LaFolletem nabraliśmy zbyt dużego doświadczenia, zmuszając pani córkę, by stała się tego świadoma, by żywić podobne złudzenia. Z nią do pewnego stopnia się powiodło, gdyż zaczęliśmy, kiedy była znacznie młodsza, ale postęp, przyznaję, nie był zbyt duży. Z osobą znacznie hm… dojrzalszą i to tą, po której odziedziczyła pewne cechy, jak choćby upór, jest to raczej niemożliwe, więc się nie łudzimy. Ale to nie oznacza, że przestaniemy próbować. I szukać innych sposobów dotrzymania przysięgi, którą złożyliśmy.

— Byłabym rozczarowana, gdybyście przestali — zapewniła go Allison.

— Wiem, wtedy robienie nam takich numerów jak ten przestałoby mieć sens, prawda? — Mattingly uśmiechnął się, nie kryjąc złośliwości, i spytał Tennarda: — Co z bagażami, Jeve?

— Właśnie przechodzą przez sekcję dyplomatyczną. Policja i ochrona portu posłały tam na wszelki wypadek ludzi. Dostarczą go bezpośrednio nam.

— Doskonale. W takim razie, milady, wóz czeka — oznajmił Mattingly. — Patronka jest na wyspie Saganami. Gdyby wiedziała wcześniej, zjawiłaby się osobiście, a tak prosiła, bym przekazał, że zjawi się w domu na późny lunch. Pani mąż także jest w tej chwili na planecie i jak rozumiem, będzie w domu wieczorem, najprawdopodobniej na kolacji.

— Doskonale! — ucieszyła się Allison.

Niezależnie od zastrzeżeń co do posiadania ochrony osobistej musiała przyznać obiektywnie, że od kiedy to nastąpiło, jej życie stało się znacznie bardziej uporządkowane, ponieważ ktoś inny pilnował jej rozkładu zajęć. Głównie dlatego, by móc skuteczniej wykonywać obowiązki, ale jej to przy okazji ułatwiało życie. Dzięki temu na przykład rozmaite irytujące, a związane dotąd z podróżą drobiazgi wyskakujące w ostatnim momencie tym razem w ogóle się nie pojawiły.

— W takim razie ruszamy! — oznajmiła, biorąc nosidło z Faith. — Jesteś gotowa, Jenny?

— Tak, milady — odparła Jennifer LaFollet, wstając z nosidłem, w którym smacznie spał James.

Ponieważ rozgrywało się to w warunkach prywatnych, Allison zdecydowanie ostrzej niż obecności ochrony sprzeciwiła się posiadaniu zgodnie z tutejszą tradycją osobistej służącej. Walka była zażarta, acz z góry skazana na niepowodzenie, co stało się oczywiste, gdy zaszła w ciążę. Kiedy nawet Katherine i Elaine Mayhew zaczęły mówić, jak taka służąca przydaje się w roli niańki, zwłaszcza przy bliźniakach i w sytuacji, gdy jest się jedyną żoną, wiedziała ostatecznie, że przegrała.

Znając stosunki panujące między Honor a Mirandą LaFollet, zdecydowała się wybrać jej kuzynkę Jennifer do tej roli. Jenny była o ponad dziesięć lat młodsza od Mirandy — miała dwadzieścia sześć lat standardowych, czyli była odpowiednio młoda, by poddać się prolongowi pierwszej generacji, gdy Grayson wstąpił do Sojuszu. Mirandę to ominęło z powodu wieku, ale była to jedyna różnica. Obie miały cichą i zdeterminowaną kompetencję jako najważniejszą cechę charakteru. Jennifer była podobna do rodzeństwa LaFolletów, choć miała zielone, nie szare oczy i nieco wyższy wzrost od Mirandy.

I rzeczywiście okazała się wybawieniem przy bliźniakach, zwłaszcza od momentu, gdy Alfred udał się wraz z Honor na Manticore.

Teraz Jenny rozejrzała się odruchowo po poczekalni, sprawdzając, czy czegoś nie zapomniano zabrać, zupełnie jakby to było możliwe przy tak czujnej i licznej ochronie, i dołączyła do Allison w korytarzu prowadzącym do drzwi limuzyny.

Siedzący za sterami gwardzista powitał je uśmiechem, a Allison z ulgą opadła na fotel i pozwoliła pozostałym zorganizować się wewnątrz zupełnie samodzielnie. Zawsze była wdzięczna losowi, że to Honor była głównym obiektem uwagi Gwardii Harrington. Teraz mając wokół ponad pół tuzina członków osobistej ochrony, parsknęła śmiechem, gdy to sobie przypomniała. Nie ulegało wątpliwości, że los (albo Pan Bóg, do wyboru) miał złośliwe poczucie humoru.

Słysząc jej śmiech, Mattingly spojrzał pytająco, więc potrząsnęła głową, dając znać, że to nic ważnego. Po czym, gdy wszyscy zapakowali się do dwóch pojazdów, minikawalkada ruszyła do skromnego, liczącego ledwie z pół setki pokoi domku, który Korona uznała za stosowne podarować w dowód uznania księżnej Harrington.

Rozdział XV

— Wasza Wysokość, premier pyta, czy mogłaby mu pani poświęcić chwilę.

— Poważnie? — Elżbieta III uniosła głowę znad trzymanych w ręku kart. — A to dobre! To jest chciałam powiedzieć: szkoda, ale wygląda na to, że będę zmuszona zająć się interesami. Mam nadzieję, że to rozumiecie.

— Doprawdy? — Justin Zyrr-Winton, książę małżonek władczyni Gwiezdnego Królestwa Manticore, przyjrzał się żonie podejrzliwie. — Muszę stwierdzić, że ta nagła sprawa wagi państwowej… bo zakładam, że to jest nagła sprawa wagi państwowej, Edwardzie?

Pytanie skierowane było do dystyngowanego służącego, który właśnie z grobową miną wszedł do pokoju karcianego i zameldował o obecności księcia Cromartyego. Zapytany, nie zmieniając ani na jotę wyrazu twarzy, skinął głową.

— Dziękuję — książę małżonek przeniósł spojrzenie na Elżbietę i dokończył: — Muszę stwierdzić, że ta nagła sprawa wagi państwowej wydaje mi się nieco podejrzana. Nie sądzisz, Roger?

— Nie wiem, tato — ocenił z namysłem liczący siedemnaście lat standardowych książę Roger z równie grobową co Edward miną. — To może być rzeczywiście nagła sprawa wagi państwowej. One czasami się zdarzają, tak przynajmniej słyszałem. Natomiast to zgranie czasowe jest zaiste podejrzane.

— Daj spokój! — Księżniczka Joanna uniosła głowę znad książki i spojrzała na starszego brata z wyrzutem. — Przyznaję, że mama jest wyjątkowo przebiegła nawet jak na kobietę z rodu Wintonów. Przyznaję, że nie lubi przegrywać. Mogę nawet przyznać, że co niektórzy mają rację, określając ją mianem złośliwej. Ale skąd, na litość boską, miała z wyprzedzeniem wiedzieć, kiedy będzie potrzebowała takiej wymówki, by odejść od stołu?! Musiałaby czytać przyszłość z fusów od kawy czy z czego tam się czyta, by wiedzieć, jaką rakietę ojciec dostanie w ostatnim rozdaniu!

— Ha! — Pogardliwe prychnięcie przyniosłoby zaszczyt najbardziej rozpaskudzonemu przedstawicielowi arystokracji, mimo że Elżbieta zgodnie z konstytucją musiała wyjść za kogoś z „gminu”. — Zapominasz o systemie bezpieczeństwa, Jo. Myślisz, że ktoś tak pozbawiony skrupułów jak twoja rodzicielka nie użyje go przy tak gardłowej kwestii jak przegrana w bezika?! Pewnie ma w uchu zamaskowany głośniczek, żeby pomagierzy z pałacowej ochrony mogli jej przekazać po zajrzeniu nam w karty ukrytą kamerą, co mamy. I pewnie umówiła się z nimi, na jaki znak mają tu ściągnąć premiera, zanim zostanie pokonana.