Выбрать главу

Charakterystyczne też było, że poza indywidualnymi przypadkami nawet ci, którzy dobrowolnie poprawiali swój organizm protezami, robili to tak, by jak najmniej rzucało się to w oczy. Nawet posiadająca niesamowite właściwości proteza nie powinna niczym różnić się od części ciała, którą zastąpiła. Tak samo zresztą postępowali ci, których organizmy nie poddawały się procesowi regeneracji i zmuszeni byli używać protez.

Wiedziała, że wizualnie jej ręka będzie do złudzenia przypominać naturalną — odwiedziła z ojcem firmę, w której powstawały, by zamówić dodatkowe wyposażenie, które miało zostać w nią wbudowane, oraz parametry poprawek, do których miała zostać przystosowana. Projektant otrzymał pełne dane medyczne z jej akt personalnych, toteż miała pewność, że dostanie idealną replikę swojej ręki łącznie z pieprzykiem na wewnętrznej stronie łokcia, dokładnie dobraną pigmentacją i fakturą sztucznej skóry. Będzie się ona nawet w stanie opalać dokładnie tak, jak jej naturalna skóra, i utrzymywać tę samą temperaturę co prawa ręka.

Nie licząc dodatkowego wyposażenia, proteza będzie znacznie silniejsza i wytrzymalsza od naturalnej ręki, ale jak długo nie nauczy się jej używać, będzie to martwy i bezwładny dodatek zwisający z kikuta jej ramienia. A używać go będzie musiała uczyć się od zera, niczym niemowlęta. Tyle że będzie w gorszej od nich sytuacji, gdyż będzie musiała równocześnie zapomnieć, jak przez tyle lat działała organiczna kończyna, gdyż te same impulsy nerwowe nie będą oznaczały takich samych reakcji. A przynajmniej nie wszystkie.

Tego kłopotu nigdy nie miała z nerwami twarzy — sprowadzało się to głównie do nauczenia się interpretacji nowych danych i dopasowania ich do starych wiadomości. Problem sprawił jedynie fragment ust, ale rzecz polegała na zgraniu części organicznej i elektronicznej w jedną całość, a to było łatwiejsze. Podobnie wyglądała sprawa z okiem, gdyż mięśnie nim poruszające pozostały te same, więc wykonywały te same czynności. Musiała jedynie opanować obsługę nowych funkcji, w które zostało wyposażone. Oprogramowanie dobrano tak, by automatycznie dostosowywało ostrość widzenia do oświetlenia, więc z tym też nie było problemu.

Natomiast z ręką tak łatwo nie pójdzie. Przyznawała sama przed sobą, że się tego obawia — tego i całej terapii. Miała też świadomość, że lata spędzone na doskonaleniu umiejętności w coup de uitesse pogarszają sprawę, bowiem starannie zaprogramowane reakcje mięśni, które tak pilnie ćwiczyła, muszą zostać zmienione, a to nie będzie proces ani łatwy, ani szybki. Sądziła, że w miarę szybko zdoła osiągnąć poziom pozwalający sprawiać wrażenie, że w pełni opanowała poruszanie protezą — oceniała, że potrwa to dziewięć do dziesięciu standardowych miesięcy. Lecz wiedziała też, że uzyskanie kompletnej kontroli będzie trwało lata, i to lata ciężkiej pracy, a i tak nie osiągnie dawnej perfekcji.

— I dlatego obaj z doktorem Brewsterem uznali, że nie muszą spieszyć się z operowaniem Nimitza — podjęła Honor głośno. — Nimitz i Sam też doszli do tego, że pośpiech nie jest niezbędny. Jak dotąd wyprostowali mu żebra i złożyli ponownie środkową łapę, natomiast nie ruszali samego biodra, dlatego nadal widać, że kuleje. Ciągle go boli, ale nie jest to ból dojmujący, choć prawie ciągły. Wiem, że chciałby już normalnie się poruszać, ale zgadzam się z ojcem, że nie ma sensu ryzykować dodatkowych uszkodzeń nadajnika telepatycznego i lepiej poczekać, aż tata i Brewster będą wiedzieli, z czym mają do czynienia. Nimitz, Sam i paręnaście innych treecatów pomagają, jak mogą, więc postępy są duże i szybkie, zwłaszcza że teraz wiemy, czego szukamy. Treecaty też zachowują się zupełnie inaczej i reagują na testy Brewstera znacznie lepiej niż na testy kogokolwiek dotąd.

— No, no, tylko bez bajek, dobrze? — obruszyła się Allison. — Ty to wiedziałaś i ja podejrzewałam, ale teraz nie ulega już żadnej wątpliwości, że treecaty udawały głupsze, niż były, we wszystkich testach na inteligencję, jakie z nimi przeprowadzono. Nie patrz na mnie tak podejrzliwie: nie poruszałam z tobą tego tematu, bo nie było po co. I nigdy nie miałam o to do nich pretensji. Gdybym była taka mała jak one i gdyby w moim świecie nagle pojawili się olbrzymi obcy dysponujący techniką, o której nawet nie mogłabym marzyć, na pewno zrobiłabym wszystko, by wyglądać na tak głupią, niegroźną i kochaną, jak to tylko możliwe. Nawet jeśli jakiś człowiek widział, co potrafią zrobić z grządką selera czy przeciwnikiem, i tak uważał je za głupie i kochane. Tyle że już nie niegroźne. Maskowanie wyszło im naprawdę dobrze, to musisz przyznać.

— No cóż… w sumie to też od niedawna mam tę pewność, ale podejrzewałam już od lat, że po prostu chcą, żeby je zostawić w spokoju. Nie badać, nie zmuszać do niczego, a przede wszystkim do zmiany stylu życia. A to byłoby nie do uniknięcia, gdyby pokazały, że są inteligentne w pełnym znaczeniu tego słowa. Nie wiem, dlaczego tak postanowiły, choć sądzę, że trafnie ujęłaś pierwotne powody. I w sumie nie ma to dla mnie znaczenia: skoro chciały, by tak było, nie widziałam żadnego powodu, by to zmieniać.

— Naturalnie, że nie widziałaś. Bardzo wątpię, by Nimitz czy jakikolwiek inny treecat adoptował człowieka, który chciałby go zmienić wbrew jego woli. Może dlatego, że się tu nie urodziłam i nie miałam żadnych uprzedzeń co do ich intencji, zauważyłam więcej niż urodzeni i wychowani zwłaszcza na Manticore i Gryphonie. Jak choćby to, że wszyscy adoptowani, czy to oficerowie RMN tak jak ty, czy rangersi nie opuszczający Sphinksa, robią, co mogą, by ukręcić łeb każdemu rodzajowi badań, które zbytnio naruszają prywatność treecatów albo które im się po prostu nie podobają.

— Co do tego masz całkowitą rację i przyznam, że po części żałuję, że ten stan rzeczy nie utrzymał się. Pewnie coś podobnego czują rodzice, widząc, jak ich dzieci dorastają… Z jednej strony są z nich dumni i chcieliby, aby stały się samodzielne i zaszły daleko, z drugiej z nostalgią wspominają czasy, gdy były małe i wymagały stałej opieki. Co prawda nigdy nie uważałam, że Nimitz wymaga mojej opieki lub jest ode mnie zależny; wiesz, o co mi chodzi. I to, że wcale nie są i nie były takie młode, jak sądziliśmy, niczego tu nie zmienia.

— To dlatego, że od samego początku nie traktowałaś go jak maskotki czy domowego zwierzątka, tylko widziałaś w nim autonomiczną istotę. Byłam tego świadoma od pierwszego dnia i sądzę, że choć zaskoczyły cię jego możliwości, dostosowałaś się do nich bez żalu, że tracisz pozycję ważniejszej w tym związku. Bo to jest związek partnerski: zawsze nim był, więc obie strony są sobie nawzajem potrzebne. Poza tym Nimitz potrzebuje opiekuna, jeśli ma przeżyć w ludzkim środowisku, tak z uwagi na nie znane mu zagrożenia mechaniczne, jak i na emocje innych. Wtedy go uspokajasz, a kiedy masz problemy, pretensje do samej siebie, najczęściej zresztą niesłuszne, on działa na ciebie uspokajająco. To jest związek partnerski, w którym obie strony mają równy status i pomagają sobie wzajemnie. Tak jak matka i dorosła córka.

I uśmiechnęła się łagodnie.

— Chyba masz rację — przyznała Honor po chwili. — Jesteś wcale domyślna jak na zgrzybiałą rodzicielkę, nie sądzisz?

— Przyszło mi to do głowy, przyznaję. Podobnie jak wniosek, że za mało cię biłam za młodu i teraz mam za swoje. Prawdopodobnie zresztą była to wina Nimitza, jeśli się nad tym głębiej zastanowić. Parę klapsów nie było wartych trwałych uszkodzeń ciała w rewanżu.

— Skąd ci to przyszło do głowy?! Było parę takich sytuacji, kiedy z pewnością pomógłby wam mnie stłuc. Na szczęście nie był w stanie wam o tym powiedzieć.

— Taaak?! — spytała Allison tonem, który spowodował, że Honor przyjrzała się jej z nową uwagą. — Dziwne, że o tym wspomniałaś, ale to dobrze. Ładnie łączy się z tym, do czego zmierzałam, zaczynając tę rozmowę.