Выбрать главу

— Żeby go cholera! — Mueller zgrzytnął zębami. — Żeby się w piekle smażył!

— Rozumiem, że to jest dla pana szok, lordzie Mueller. Ja podchodzę do tego spokojniej, bo nie jest to dla mnie nowość. Pański gniew jest słuszny, ale proszę pamiętać słowa Pocieszyciela i Testera, iż nie możemy zatracać się w nienawiści.

Mueller spojrzał na niego wściekle, po czym zamknął oczy i wziął głęboki oddech. Przetrzymał powietrze w płucach przez dobrych pięć sekund, nim je głośno wypuścił. Otworzył oczy i kiwnął głową.

— Ma pan rację w tej ostatniej sprawie i postaram się pamiętać, by czyjeś postępowanie nie prowokowało mnie do przeklinania jego nieśmiertelnej duszy. W końcu też jest bożym dzieckiem, tyle że błądzącym. Ale to nie będzie łatwe. Nie tym razem!

— Wiem, bo moja pierwsza reakcja była bardzo podobna do pańskiej. Nie możemy sobie jednak pozwolić na to, by złość, nawet usprawiedliwiona utrudniała nam logiczne myślenie. Znacznie ważniejsze jest uniemożliwienie realizacji takich knowań niż zwalczanie ich skutków, a uniemożliwić to możemy, tylko postępując racjonalnie, a nie kierując się emocjami.

— Ma pan rację — przyznał uczciwie Mueller, będąc pod wrażeniem spokoju i opanowania gościa, mimo złości pamiętającego, co jest jego obowiązkiem.

Im bardziej go poznawał, tym wdzięczniejszy był losowi za to, że organizacja, którą Baird reprezentował, zdecydowała się nawiązać z nim współpracę.

— Ponieważ dowiedzieliśmy się o tym wcześniej, nim poprosiłem pana o spotkanie, dokładnie przeanalizowaliśmy cały problem — podjął spokojnie Baird. — Uznaliśmy, że najważniejsze jest jak najszybsze potwierdzenie prawdziwości tych informacji. Kiedy będziemy mieli pewność, co kanclerz planuje, możemy publicznie ostrzec ludzi i odkryć jego prawdziwe zamiary. Ale jest też druga możliwość: że Protektor i jego doradcy celowo rozpuścili fałszywe pogłoski, chcąc nas sprowokować do wysunięcia fałszywych oskarżeń, podczas gdy nie zamierzają niczego podobnego przedsiębrać. A przynajmniej nie w najbliższej przyszłości i nie tak otwarcie.

— W ten sposób zdyskredytowaliby nas jako bandę histeryków widzących spiski, których w rzeczywistości nie ma — powiedział cicho Mueller. — Tak, to całkiem prawdopodobne. Z drugiej strony wątpię, by chcieli aż tak zaryzykować. Dotąd ich wysiłki skupiały się na manipulowaniu opinią publiczną, by wsparła ich reformy, a nie na manipulowaniu nami, byśmy publicznie wyszli na durniów. W sumie nie musieli tego robić, jak długo skutecznie okłamywali ludzi i utwierdzali ich w przekonaniu, że Protektor naprawdę troszczy się o ich los i ich dusze.

— To byłaby faktycznie nowa strategia propagandowa, ale nie można od ręki jej wykluczyć. Musimy mieć pewność, nim wystąpimy publicznie. A jeśli uda nam się zdobyć dowód na to, jak cynicznie tym razem chcieli wszystkich oszukać, sytuacja się odwróci. Im konkretniejsze będą nasze ostrzeżenia, tym trudniej będzie Protektorowi uniknąć słusznego gniewu poddanych i wyłgać się niewiedzą czy czymś innym. Potrzebny nam dowód, że Protektor o wszystkim wie i zamierza zdradzić zaufanie, jakim obdarzyli go ludzie, gdy rozpoczął tak zwane reformy Mayhewa.

— Ma pan rację — powtórzył po raz trzeci Mueller.

I nawet mu przez myśl nie przeszło, że jakimś cudem Baird, który miał być narzędziem i źródłem gotówki, stał się dominującą stroną tego spotkania.

— Tylko jak takie potwierdzenie uzyskać? — zastanowił się głośno patron. — Jak już panu powiedziałem, Protektor i jego ministrowie nauczyli się za dobrze pilnować swoich sekretów.

— Pracujemy nad tym, ale właśnie w tej sprawie chciałem z panem porozmawiać, w nadziei że może pan znaleźć inny sposób. Więcej umysłów pracujących nad rozwiązaniem z pewnością nie zaszkodzi.

— Fakt, nie zaszkodzi. — Mueller opadł na fotel i potarł brodę. — Pomyślę i uruchomię źródła, które mogą coś wiedzieć na ten temat. Natomiast sądzę też, że dobrze by było zastanowić się nad reakcją, gdy taki dowód uzyskamy. Albo też co zrobimy, jeśli go nie znajdziemy, ale potwierdzimy prawdziwość tych planów.

— Zgadza się — przytaknął Baird. — Jak zawsze uwypuklił pan to co najważniejsze, lordzie Mueller. Chciałbym w związku z zaistniałą sytuacją zaproponować, byśmy w najbliższej przyszłości pozostawali w bliższym kontakcie. Naturalnie musimy zachować dyskrecję, ale to ostatnie możliwe posunięcie wykazało, że należy dokładniej koordynować plany i przekazywać informacje szybciej, niż sądziliśmy dotąd, jako że Konklawe ma odbyć się za pięć miesięcy. Jeżeli planuje to, co podejrzewamy, będzie to idealny moment na ogłoszenie tego.

I wstał.

— Fakt — zgodził się Mueller, także wstał i odprowadził gościa do drzwi gabinetu, jakby byli sobie równi. — Nasze dotychczasowe sposoby łączności są zbyt wolne… Niech pan jutro po południu skontaktuje się z Buckeridge’em. Do tej pory sierżant Hughes opracuje bezpieczny i niemożliwy do podsłuchania sposób.

— Nie jestem pewien, czy coś takiego w ogóle istnieje. — Baird uśmiechnął się lekko i spojrzał pierwszy raz tej nocy na Hughesa.

— Ja też nie, ale ma być jedynie metodą dwustronnego kontaktu do ustalenia spotkania. Nie będę go używał do przekazywania żadnych informacji i proszę pana o to samo — wyjaśnił Mueller. — Zabezpieczenia zabezpieczeniami, a ostrożność ostrożnością.

— W takim wypadku cofam zastrzeżenie, lordzie Mueller. Proszę to zorganizować, a ja odezwę się jutro przed wieczorem. Może już z jakimiś konkretniejszymi informacjami; wtedy zobaczylibyśmy się wkrótce.

— Byłoby miło. — Mueller stanął w korytarzu za drzwiami swego gabinetu i wyciągnął na pożegnanie rękę. — Dziękuję panu, panie Baird.

Tamten uścisnął ją mocno, a patron Mueller dodał:

— Ten test może być trudny, ale na pewno nie spotkaliśmy się przypadkiem. Nie możemy Go zawieść.

— Nie możemy — zgodził się Baird. — I nie zawiedziemy. Nie tym razem.

Rozdział XIX

Wiceadmirał Eskadry Zielonej Patricia Givens spojrzała na chronometr, uniosła głowę i uśmiechnęła się lekko, widząc wchodzącego do Dziupli Pierwszego Lorda Przestrzeni.

Dla reszty wszechświata Dziupla nazywała się Centrum Operacji Royal Manticoran Navy, ale nikt, kto tu pracował, nigdy tak jej nie nazywał. W Dziupli zawsze było trochę chłodnawo i nieco ciemnawo, bo to ponoć pomagało utrzymywać uwagę i zwiększało wyrazistość obrazów na ekranach. Przez większość czasu panowały tu spokój i porządek, a nigdy nie było gorączkowej krzątaniny, jaka musiała panować na przykład w sekcji dowodzenia Zachodniego Sojuszu znajdującej się w górze Cheyenne na Ziemi w czasie Ostatecznej Wojny. No ale żaden przeciwnik nigdy nie znalazł się fizycznie w obszarze podwójnego systemu Manticore, nawet by dokonać błyskawicznego rajdu, więc nikt z mających dyżur nigdy nie zaznał wątpliwej przyjemności bycia celem 250-megatonowej głowicy.

Nikt także tego nie żałował ani tego nie pragnął.

Ale też do niedawna nikt nie liczył się z możliwością zaatakowania systemu Basilisk. I jak długo coś podobnego (choć przewidzianego) nie nastąpi, tak długo w Dziupli nie zajdzie konieczność podejmowania błyskawicznych decyzji, ponieważ tak naprawdę czas odgrywał w ich podejmowaniu niewielką rolę. Wielkość teatru działań tej wojny po prostu to wykluczała, gdyż na pokonanie odległości dzielących poszczególne systemy mimo rozwijanych w nadprzestrzeni prędkości potrzebne były tygodnie czy nawet miesiące. I jakkolwiek błyskawicznie zapadałyby decyzje, do wykonawców docierały z takimi właśnie opóźnieniami.