A na dodatek nie wywoła to żadnych reperkusji, bo nikt z jej zastępców nie poczuje się urażony brakiem zaufania, co miałoby miejsce, gdyby oficjalnie poprosił ją o opinię w jakiejś sprawie. Spowodowałoby to niesnaski, bo każdy uważał, że dowódca może krytykować czy mieć inne zdanie, ale musi robić to otwarcie. Takie działanie za plecami bez oficjalnej reprymendy powodowałoby jedynie zgrzyty w płynnie funkcjonującym systemie. A Givens nie miała powodów, by krytykować podkomendnych czy tym bardziej zwracać im uwagę tylko dlatego, że miała przeczucia i inaczej oceniała ważność pewnych informacji niż oni.
W sumie był to drobiazg, ale zdolność zwracania uwagi na szczegóły i docenianie ich wagi były kolejną zaletą Caparellego. Nie pozwalał przy tym, by odwracały jego uwagę od rzeczy naprawdę ważnych.
— Tak? — spytał Caparelli, unosząc brwi.
— Otóż dostaliśmy kolejne meldunki o wycofywaniu przez przeciwnika okrętów z drugoplanowych systemów w pobliżu frontu. Wiem, że takich meldunków otrzymujemy sporo, szczególnie od rajdu na Basilisk, i wiem też, że w każdej flocie ciągle odbywają się drobne przegrupowania. Zdaję sobie też sprawę, że analitycy mają skłonność, by raczej pesymistycznie oceniać takie rutynowe przemieszczenia okrętów, zwłaszcza po niespodziewanym, a dotkliwym ataku. A tym bardziej jeśli wcześniej byli przekonani, że wróg do takiego ataku jest niezdolny. Natomiast uważam, że chęć obicia sobie tyłka blachą, bo wtedy się pomyliłam, nie ma wpływu na moją obecną ocenę sytuacji.
— Też tak sądzę — zgodził się uprzejmie sir Thomas. — Poza tym nie byłaś odosobniona, nie wierząc, że Pierre zaryzykuje danie jej wystarczającej władzy, by mogła zrobić coś po swojemu. Sam tak uważałem gwoli ścisłości, choć White Haven miał inne zdanie i na dodatek ostrzegał mnie, jakie mogą być konsekwencje. On ma zresztą taki brzydki zwyczaj, że przeważnie się nie myli.
— Raz czy dwa się pomylił, sir — zauważyła Givens.
Lubiła i szanowała admirała White Havena, ale obserwując przez te lata, jak Caparelli zmaga się z ciężarem obowiązków, doszła do wniosku, że Hamish Alexander mimo swego geniuszu strategicznego i bystrości umysłu spisałby się gorzej jako Pierwszy Lord Przestrzeni w czasie tak długiego konfliktu.
Samą ją to zaskoczyło, ale gdy się zastanowiła, przekonanie to jedynie się wzmocniło. Hamish Alexander miał charyzmę i przenikliwy umysł, ale nie miał cierpliwości do durniów, nie był przyzwyczajony do zlecania podkomendnym odpowiedzialnych zadań, a czasami padał ofiarą własnego geniuszu, gdyż nie tylko on był przekonany, że zawsze ma rację, inni też. Najczęściej zresztą faktycznie ją miał, ale po części był to skutek pewności siebie. A ponieważ do dyskusji podchodził z pasją i miał zwyczaj tak długo zajmować się problemem, aż znalazł rozwiązanie, tego samego oczekiwał po podwładnych, nie biorąc pod uwagę, że nie każdy umysł działa na tej samej zasadzie. Dlatego sporo osób czuło się stłamszonych czy przytłoczonych wigorem, z jakim żądał od nich obrony stanowisk odmiennych od jego własnego. Nie powinni tak się czuć, byli dorosłymi, doświadczonymi oficerami, ale tak właśnie było. I to mimo świadomości, że nie grozi im kara za to, że się z nim nie zgadzają. Dlatego członkowie jego sztabu rzadko sprzeciwiali się jego stanowisku, co w połączeniu z jego pewnością siebie czasami wypaczało punkt widzenia czy ocenę sytuacji admirała.
Najlepszym tego przykładem był jego początkowy sprzeciw wobec budowy lotniskowców i nowych superdreadnoughtów rakietowych. Ponieważ nikt młodszy stopniem nie miał odwagi mu tego powiedzieć, nawet nie zdawał sobie sprawy, że zachował się jak ograniczony doktryner (co zawsze zarzucał Sonji Hemphill). A ujmując rzecz bardziej dosadnie, jako główny strateg Royal Manticoran Navy zachował się jak idiota.
Nikt nie obawiał się przedstawić odmiennego punktu widzenia Caparellemu, który mógł się z nim nie zgodzić, ale na pewno by go nie zignorował. Brak mu było co prawda geniuszu White Havena, ale nie miał także jego niecierpliwości i dominującej osobowości. W połączeniu z uczciwością, samodyscypliną i determinacją był w opinii Givens idealną osobą na to stanowisko.
— Wiem, że zdarzało mu się mylić — zgodził się Caparelli — ale naprawdę rzadko. I nie tym razem.
— Tym razem rzeczywiście nie.
— No dobrze. — Caparelli odwrócił się wraz z fotelem twarzą ku niej i zapytał: — Powiedz mi, dlaczego te nowe przesunięcia okrętów Ludowej Republiki wydają ci się tak ważne.
— Z kilku powodów. Po pierwsze, chodzi o okręty liniowe, nie o pancerniki, i to z systemów, które są narażone na nasze rajdy i z których dotąd nie wycofali ani jednego okrętu. Są to drugorzędne systemy, ale dotąd były obsadzane większymi siłami niż kilka pancerników, by zniechęcić mieszkańców do nielojalności wobec nowego ładu. Po drugie, wycofano przynajmniej jedną eskadrę superdreadnoughtów z systemu Barnett, a biorąc pod uwagę, jak wytrwale McQueen wzmacniała siły tam stacjonujące, oznacza to poważną zmianę w ocenie sytuacji, a więc i w podjętych decyzjach na skalę strategiczną. Po trzecie, otrzymaliśmy informację o skierowaniu do regularnej służby liniowej okrętów Urzędu Bezpieczeństwa. Powodów może być kilka, najbardziej prawdopodobnym jest chęć posiadania całkowicie godnych zaufania dowódców w pobliżu admirałów, których zwycięstwa mogą zostać uznane przez Komitet za zagrożenie. Wtedy wystarczy takiemu wydać rozkaz i okręt flagowy danego admirała wraz z nim samym przestanie istnieć po jednej salwie burtowej. Ale jest też możliwe, że jest to krok ku koncentracji wszystkich sił niezależnie od ich oficjalnej przynależności, czyli przygotowanie do dużej ofensywy. To posunięcie powinni wykonać lata temu, ale w mojej opinii debilizmem jest to, że UB w ogóle ma prywatną flotę, więc mogę nie być najlepszym sędzią w tej sprawie. Natomiast niezależnie od powodów otrzymaliśmy informację z trzech źródeł, w tym od agenta znajdującego się dość wysoko w systemie łączności Ludowej Marynarki, o przydzieleniu Giscardowi i Tourville’owi okrętów liniowych UB. Ciekawostką jest, że żaden z nich nie wydał się uradowany tym niespodziewanym wzmocnieniem sił, którymi dowodzi. No i po czwarte, wczoraj dostaliśmy meldunek od jednego z naszych agentów pracującego w Proctor 3.
Caparelli zmarszczył brwi — Proctor 3 była jedną z trzech największych stoczni Ludowej Marynarki zlokalizowanych w systemie Haven. Czyli jedną z trzech największych w całej Ludowej Republice.
— Według niego właśnie udało się kosztem olbrzymiego wysiłku zwolnić miejsca w stoczni remontowej. Nasz agent nie posiada dostępu do informacji o tym, dlaczego taki wysiłek został podjęty, ale z jego obserwacji wynika, że w ciągu ostatnich kilku miesięcy naprawdę duża liczba okrętów liniowych przeszła przeglądy, remonty i modernizacje i wróciła do służby — wyjaśniła Givens, starannie unikając podawania jakichkolwiek informacji o tożsamości agenta. — To musiało wymagać olbrzymich środków, czasu i ludzi, co sugeruje, że gdzieś coś zawalili, ale nie to jest istotne. Skoro tyle okrętów wróciło do służby, a równocześnie wycofano inne z mniej ważnych systemów, uważam, że Ludowa Marynarka koncentruje gdzieś duże siły do nowego poważnego ataku. Oboje aż za dobrze pamiętamy, jakie skutki miało zebranie takich sił ostatnim razem.
— Hmm… — Caparelli pomasował podbródek. — Dobrze… Na ile wiarygodne są te informacje?