— To ma sens — przyznała po chwili Givens. — A co jest bardziej prawdopodobne, sir?
— Pojęcia nie mam — Caparelli potrząsnął głową. — Sądzę, że masz rację i chodzi o nową ofensywę, bo to jedyne wytłumaczenie wszystkich meldunków, o których mówiłaś. Chciałbym zobaczyć twoją ocenę ilości jednostek z poszczególnych klas, ale wychodzi mi, że McQueen wybrała opcję dwóch, trzech ataków dużymi siłami. Nie będę na podstawie przeczucia zmieniał rozmieszczenia naszych sił, a nie jestem w stanie przewidzieć przyszłości, więc nie znam celów. Natomiast jestem skłonny założyć, że głównym będzie Grendelsbane albo przynajmniej jego bezpośrednie sąsiedztwo. Samej bazy raczej nie zaatakuje, chyba że zdołała skoncentrować znacznie większe siły, niż nam się wydaje. Ale logiczne jest, że spróbuje posunięcia sugerującego, że chce nas odciąć od Erewhonu, bo wtedy zrobimy się nerwowi. Nawet jeśli planuje w bliskiej przyszłości atak z Barnett na Trevor Star, to skupienie naszej uwagi na południowym wschodzie wcześniejszym atakiem może jej tylko pomóc. A jeśli nie, to i tak będziemy odruchowo zwracali na zagrożony rejon większą niż dotąd uwagę — ponownie pomasował podbródek, kiwnął głową, jakby doszedł do ładu sam ze sobą, i dodał: — Atak w tym rejonie z naszego punktu widzenia jest najgroźniejszy. Możemy to wykorzystać, jeżeli zdołamy skłonić ją do skupienia wysiłków właśnie tam, ale póki co trzeba podjąć pewne środki ostrożności. Zobaczymy, czy nie da się gdzieś znaleźć eskadry czy dwóch Medus albo graysońskich Harringtonów, by wzmocnić tę flankę. We właściwym miejscu nawet tak małe siły mogą przeważyć szalę, ale niekoniecznie zdradzić swe możliwości, jeśli dowodzący nimi oficer wykaże stosowną pomysłowość w prowadzeniu ognia. Co powinno wystarczyć, by popsuć plany McQueen, ale nie powinno przestraszyć jej na tyle, by zaprzestała ofensywnego planowania.
— By nie zaprzestała… — Givens uśmiechnęła się i przekrzywiła głowę. — Wszyscy boją się, co też nowego wymyśli, a pan martwi się, żeby nie przestała atakować?
— Oczywiście, że się martwię. — Caparelli nieomal się zdziwił, jakby to powinno być oczywiste dla każdego, skoro było dla niego. — Gdyby to miało być rozpoznanie bojem spowodowane obawą przed naszymi nowymi broniami, musiałoby odbyć się na znacznie szerszym froncie, skoro skoncentrowała w tym celu aż tyle okrętów. Nie, to bardziej przypomina przygotowania do dwu — albo trójtorowego ataku niż do serii rozpoznawczych utarczek.
— I? — przynagliła go Givens.
— Jeśli się nie mylę i to będzie taki atak, Esther McQueen weźmie w dupę, aż będzie huczało — oznajmił z mściwą satysfakcją sir Thomas Caparelli, ignorując wieloletnią tradycję nieużywania na służbie słów niecenzuralnych. — Nie chcę jej przestraszyć bo powinna prowadzić rozpoznanie bojem tak długo, aż dowie się, na co Ludowa Marynarka nadziała się w Hancock. Jeżeli zamiast tego przeprowadzi normalny, silny atak, będzie to świadczyło o zbytniej pewności siebie — i do tego właśnie staram się ją zachęcić na tyle, na ile mogę bez wzbudzania podejrzeń. Czy zbyt pewna siebie jest ona sama, czy jej polityczni władcy, to bez znaczenia. Ważne jest to, że nasze lotniskowce i superdreadnoughty rakietowe są prawie gotowe. Jedyne, czego nam trzeba, to żeby McQueen zaangażowała się w poważne natarcie w jednym miejscu; straci wtedy elastyczność i naruszy równowagę sił wzdłuż całego frontu. A wtedy my zaatakujemy w innym miejscu. Och, pewnie: byłoby idealnie, gdyby zechciała poczekać, aż wszystkie skrzydła odbywające w tej chwili szkolenie je zakończą, a wszystkie okręty zostaną wyposażone w system Ghost Rider. Gdyby była tak uprzejma i uderzyła dopiero wtedy, umarłbym jako szczęśliwy człowiek, bo zdążyłbym skopać dupę Ludowej Marynarce aż do samego Haven!
Rozdział XX
— Przepraszam, milady, ale przybył prawnik, którego pani oczekuje.
— Przybył? — upewniła się Honor, unosząc głowę znad szachownicy i spoglądając na Jamesa MacGuinessa, który właśnie wszedł do biblioteki i oznajmił przybycie gościa. — Chwała Bogu!
W ślad za Jamesem w drzwiach pojawił się Andrew LaFollet.
Honor zaś przyjrzała się matce i oświadczyła z nienaganną uprzejmością:
— Obawiam się, że obowiązki wzywają. Szczerze żałuję, ale wygląda na to, że nie mam wyboru i muszę poddać partię. Choć wygrałabym ją, gdyby nie obowiązki.
— Tak? — Allison przekrzywiła głowę i spytała słodko: — A można wiedzieć, co natchnęło cię tą pewnością, biorąc pod uwagę, że od lat z moich rąk spotykają cię same porażki w szachach?
— Jako dorosła i rozsądna niewiasta nie zamierzam zniżać się do tak trywialnej dyskusji — oznajmiła Honor.
Nimitz bleeknął radośnie, podobnie jak Samantha, choć ona zrobiła to ciszej. Powód był prosty — Nimitz siedział na grzędzie, z której właśnie zdjęła go Honor, a Samantha leżała zwinięta w kłębek w kołysce Faith i mruczała ledwie słyszalnie, za to wyczuwalnie. Przez kilka stuleci istnienia adopcji ludzie odkryli, że treecaty są doskonałymi niańkami. Co prawda były za małe, by móc pielęgnować niemowlę, ale mogły choćby ukołysać je do snu, poza tym żaden człowiek nie był w stanie tak doskonale odbierać jego humorów i potrzeb. A na dodatek treecaty były doskonale uzbrojone i gotowe użyć wszystkiego, co mają, do obrony powierzonych ich opiece małych, które kochały niezależnie od tego, czy te miały sześć kończyn czy cztery. A dzieci z kolei zdawały się rozumieć treecaty znacznie lepiej niż dorośli.
Honor przystanęła, sprawdzając, czy Samantha przypadkiem nie zechce im towarzyszyć, ale ta jedynie zastrzygła uchem i zamknęła oczy.
— Święci pańscy! — westchnęła z nabożnym nieomalże podziwem Allison. — Nigdy nie udało mi się utrzymać jej tak długo tak cicho. I nie przypominam sobie, żeby Nimitzowi udało się zrobić to z tobą. Chociaż jemu najprawdopodobniej nie powiodło się tylko dlatego, że gdy cię spotkał, miałaś już bardzo wyrobione nawyki, może nie krzykliwości, ale na pewno niesforności.
— Aha, niesforności! Zapamiętam to sobie.
— Tylko nie przemęczaj pamięci, moja droga. Słabym umysłom to szkodzi.
— W rzeczy samej — zgodziła się Honor ze śmiertelną powagą.
Allison parsknęła śmiechem.
— Chcesz wziąć udział w nasiadówce? — spytała Honor normalnym głosem. — Nie wiem, czy będzie ciekawa, ale jeśli masz ochotę, to zapraszam.
— Nie, dzięki. Skoro Sam pilnuje Faith, to zostawię Jamesa z Jenny, wezmę kostium i pójdę na plażę.
— Kostium?! — zdziwiła się Honor i spojrzała na LaFolleta.
Ten odpowiedział równie zdumionym spojrzeniem, co dowodziło znacznych postępów w obyciu — jeszcze kilka lat temu czułby się co najmniej nieswojo, będąc świadkiem takiej jak ta pogawędki.