— No dobrze, panie i panowie — admirał Javier Giscard pomasował nasadę nosa w odruchowym geście i rozejrzał się po sali odpraw.
Obecnych było jedynie sześciu oficerów (no i naturalnie sześciu pilnujących ich komisarzy ludowych), wliczając w to jego samego. Uśmiechnął się zmęczonym uśmiechem i spytał:
— Czy są jakieś pytania albo wątpliwości, które powinniśmy rozważyć, zanim przejdziemy do głównego tematu odprawy?
— Jestem pewien, że są — odparł Lester Tourville, strosząc wąsa. — Niestety nie bardzo jakieś konkretne przychodzą mi do głowy. BJ?
I spojrzał pytająco na towarzysza wiceadmirała Johna Groenewolda, znanego potocznie jako „BJ”. Groenewold był najświeższym nabytkiem w zespole dowódców 12. Floty — zastąpił towarzysza wiceadmirała Shallusa odwołanego na Haven, gdzie objął stanowisko zastępcy admirała Bukato. Miał charakter nader zbliżony do charakteru Tourville’a, z którym znali się i lubili.
— Sądzę, że jedynym naprawdę poważnym pytaniem jest to, czy powinniśmy wierzyć w pogłoski o nowych, tajnych broniach Royal Manticoran Navy czy nie — oznajmił zapytany.
Tourville skrzywił się w duchu — BJ nigdy nie grzeszył nadmiarem taktu, ale można było mieć nadzieję, że zostały mu choć resztki instynktu samozachowawczego i nie wykona trójskoku po polu minowym. A przynajmniej nie przy świadkach.
Okazało się, że nadzieje były płonne.
Zerknął kątem oka na Honekera. Ten niczym nie dał po sobie poznać, by uważał pytanie za niewłaściwe. Anioł stróż Groenewolda, towarzyszka komisarz Lasrina O’Faolain, nie panowała tak dobrze nad sobą. Ledwie dostrzegalnie, ale zacisnęła usta, a jej oczy odruchowo skierowały się w stronę Eloise Pritchart. Ogólnie sprawiała jednak wrażenie bardziej zainteresowanej bezpieczeństwem podopiecznego niż złej, że ten nie wierzy ślepo w oficjalną wersję.
Tourville obrócił lekko głowę i przyjrzał się uważnie towarzyszce komisarz Pritchart, osobistemu aniołowi stróżowi Giscarda. Wiedział, że nie patyczkowała się z wrogami ludu, a wieść niosła, że jej obojętny wyraz twarzy i lodowaty spokój były jedynie maską, gdyż polowaniu na przeciwników nowego ładu oddawała się z pasją fanatyczki. Nie wiedział, czy plotki te były zgodne z prawdą, ale wiedział, że Oscar Saint-Just bardzo ceni sobie jej zdanie i że osobiście wybrał ją na klawisza Giscarda. A ponieważ znacznie bardziej wiarygodne plotki głosiły, że zmarły a nieopłakiwany towarzysz admirał Porter był protegowanym tegoż Oscara Saint-Justa…
— Nie bardzo rozumiem sens tego pytania — odparł Giscard spokojnie. — Uważam, że oczywiste jest, że Jane Kellet natknęła się na coś nietypowego. Jestem też pewien, że wszyscy znamy raport komisji dochodzeniowej. I choć jestem przekonany, że wzięła ona pod uwagę wszystkie dostępne materiały, należy pamiętać, że jej członkowie znajdowali się pod silną presją, by jak najszybciej sporządzić raport. Sytuacja strategiczna wymagała bowiem, aby najszybciej jak to tylko możliwe powiadomić zainteresowanych dowódców, ich sztaby i komisarzy. Jest więc całkiem prawdopodobnie, że szybkość, z jaką komisja wywiązała się ze swych obowiązków, choć generalnie godna pochwały, spowodowała przeoczenie czy niedocenienie jakiegoś fragmentu informacji, która w innych warunkach być może zostałaby uwzględniona.
Tourville był pod wrażeniem. Gdyby nie znał prawdy, dałby się przekonać, że Giscard wierzy w to, co mówi. Ledwie powstrzymał szeroki uśmiech, więc żeby na przyszłość mieć lepsze maskowanie, sięgnął do kieszeni po cygaro. Towarzyszka komisarz Pritchart nie oprotestowywała jego nałogu, ale dopilnowywała, by siedział zawsze pod którymś wyciągiem systemu klimatyzacyjnego. Tourville’a to rozbawiło, ale nie skomentował tego ani słowem, za to uznał za przyzwolenie do palenia w czasie odpraw. Poza tym starał się jej nie narażać, bo choć plotki nie musiały być prawdziwe, a z pewnością były przesadzone, z zasady tkwiło w nich ziarno prawdy. A on mógł być agresywny, nieobliczalny i narwany (przynajmniej z pozoru), ale na pewno nie był głupi. Tym razem Pritchart nie odezwała się słowem po wypowiedzi Giscarda, czemu trudno się było dziwić, bo nie miała się do czego przyczepić. Tyle że zdrowy rozsądek miał wpływ na postępowanie niewielu ludowych komisarzy.
Natomiast O’Faolain przyjęła jej milczenie z ulgą. A Groenewold zachował się normalnie, czyli tak, jakby w ogóle nie miał się czego obawiać, podejmując ten temat. To znaczy ciągnął go dalej:
— Wiem, że raport był pisany w pośpiechu, i podejrzewam, że to wyjaśnia brak ustosunkowania się w nim do kwestii, które mnie niepokoją. Od czasu jego powstania zresztą dotarły do mnie różne niepokojące wieści. Trudno dać im wiarę, ale nawet jeśli zawierają tylko drobną część prawdy, są wystarczająco groźne, by zwrócić na nie uwagę.
— Jak sądzę, chodzi o meldunki o nowych kutrach rakietowych RMN? — spytał spokojnie Giscard. Groenewold przytaknął ruchem głowy.
— Cóż, przyznaję, że istnieją takie meldunki, natomiast brak jest jakichkolwiek dowodów zarówno potwierdzających je, jak i wykluczających, ponieważ odczyty sensorów okrętów biorących udział w walce zostały zniszczone w wyniku trafień. To, co zdołano odczytać, nie jest jednoznaczne: część analityków floty uważa, że RMN rzeczywiście radykalnie poprawiła osiągi i zdolność bojową kutrów rakietowych, inni są zdania, że twierdzenia o osiągach tych kutrów są mocno przesadzone. Powodem tego miał być stan psychiczny oficerów, którzy napisali meldunki, wstrząśniętych tym, co przydarzyło się formacji, w której skład wchodziły ich okręty. Napisali to, co napisali, na pewno w dobrej wierze, ale jest według mnie całkiem możliwe, że to, co przeszli, wypaczyło ich ocenę uzbrojenia, którym dysponował przeciwnik.
Groenewold nie wyglądał na usatysfakcjonowanego.
Tourville zaś z trudem powstrzymał się przed kopnięciem go pod stołem: jeżeli BJ chciał usłyszeć prawdziwą opinię dowódcy o superkutrach, wystarczyło, by zwrócił się z tym do niego, Tourville’a, tyle że nieoficjalnie i bez świadków. Musiał zwrócić uwagę na fakt, że Tourville poprosił o przydzielenie do 12. Floty krążownika liniowego William T. Sherman, więc powinien zastanowić się dlaczego. Gdyby sprawdził, kto nim dowodzi, miałby odpowiedź na oba pytania. Po rozmowie z kapitanem Diamato Tourville był zadowolony, że ściągnął go pod swe rozkazy. A sam Diamato wywarł na nim spore wrażenie i należało tylko żałować, że nie mógł mu tego w tych warunkach powiedzieć. Natomiast w starannie dobranych słowach sporządził notatkę z tego, co usłyszał, i starając się, by wyglądało to rutynowo, wysłał wraz z inną korespondencją oficjalną na Salamis.
— Na wszelki jednak wypadek, wychodząc z założenia, że komisja niedokładnie oceniła zagrożenie, jakie stanowią nowe kutry, mój sztab spróbował opracować metody obrony przed ich atakiem — dodał Giscard. — Problem polega na tym, że trudno ułożyć sensowny plan obrony przed czymś, czego osiągów nie znamy, ale zapewniam, że poinformujemy wszystkich o pomysłach, na które wpadniemy, albo też o nowych danych, jeśli takowe uzyskamy przed zakończeniem ćwiczeń. Czy to pana zadowala, wiceadmirale Groenewold?