— Całkowicie, towarzyszu admirale. — Groenewold nie próbował ukryć satysfakcji ze świadomości, iż dowódca floty zdaje sobie sprawę z potencjalnego zagrożenia.
Jedynie Tourville omal się nie skrzywił — to, że dwaj oficerowie flagowi, w tym dowódca floty, rozmawiali ze sobą, owijając w bawełnę, o czymś, co mieli prawo otwarcie przedyskutować, tylko dlatego by nie narazić się cholernym politrukom, mówiło wiele o sytuacji. Coraz mniej podobało mu się szambo, w którym się znalazł, i fakt, że nauczył się pływać w tej gnojówce szybko i dobrze, niczego nie zmieniał.
— W takim razie przejdźmy do ostatecznej listy celów powiedział Giscard i skinął głową swemu szefowi sztabu.
Kapitan Macintosh nacisnął przycisk na klawiaturze wmontowanej w stół przed jego fotelem, a obecni ożywili się nieco. Yuri Bogdanovich włączył sprzężony z komputerem notes, komandor Bhadresa, szef sztabu Groenewolda, poprawiła mikrofon krtaniowy, najwyraźniej woląc dyktować, niż pisać uwagi.
Nad stołem pojawiła się holomapa i wszyscy znieruchomieli.
— Panie i panowie — oznajmił formalnie Giscard. — Oto nasze cele. Moim jest Treadway, wiceadmirała Groenewolda Elric, a wiceadmirała Tourville’a Solway. Mamy dwa miesiące na zakończenie koncentracji i szkolenia sił, więc atak będzie, że tak powiem, przeprowadzony z marszu. Żywię jednakże przekonanie, że przy waszych zdolnościach i wyszkoleniu załóg 12. Floty uda nam się zakończyć operację sukcesem. W pierwszym etapie ćwiczeń zamierzam zagonić do symulatorów was, dowódców grup i eskadr oraz ich sztaby. Kiedy skończymy z doszkalaniem oficerów flagowych, przyjdzie kolej na kapitanów okrętów. Ponieważ z wiceadmirałem Tourville’em już współpracowaliśmy, to on będzie dowódcą sił przeciwnika w symulacjach, podczas gdy pan, wiceadmirale Groenewold, będzie dowodził 12. Flotą, a kontradmirał Fawcett zastąpi wiceadmirała Tourville’a. Ufam, że nie będzie pan miał problemów z otrzymywaniem rozkazów od kontradmirała?
Pytanie skierowane było do Groenewolda.
— Żadnych, towarzyszu admirale — zapewnił zapytany. — Poza tym znam Sue Fawcett; jest doskonałym oficerem i już dawno należy jej się awans.
— Miło mi, że pan tak uważa. W takim razie przejdźmy do szczegółów. Najważniejsze jest jak zawsze pełne zrozumienie przez wszystkich starszych oficerów podstaw planu operacyjnego. Ponieważ mamy mało czasu, a sporo nowych dowódców eskadr, musimy zapoznać ich z doktryną bojową 12. Floty i zasadami tu obowiązującymi oraz zgrać z pozostałymi oficerami. Jest to o tyle istotne, że zasady i doktryna w tym związku taktycznym różnią się nieco od istniejących w reszcie Ludowej Marynarki. To jest druga sprawa. Trzecią jest…
Giscard mówił dalej, a otoczony wonnym dymem Tourville słuchał z aprobatą. Z podobną aprobatą — prawdziwą czy udawaną — słuchała Pritchart, którą obserwował spod oka. Po chwili doszedł do średnio budującego wniosku, że jeśli tylko przeciwnik będzie na tyle skłonny do współpracy co ona dzisiaj, cały ten z lekka wariacki plan może się nawet powieść.
Rozdział XXII
— To interesujące wyzwanie, milady. I podniecające, prawdę mówiąc. Ale zdaje sobie pani sprawę, że szansę na sukces mogą być niewielkie? — spytała doktor Adelina Arif siedząca w fotelu z filiżanką w dłoni.
Znajdowały się w prywatnym gabinecie Honor, a towarzyszyli im Nimitz i Samantha rozlokowani przed drzwiami na taras oraz Miranda i Farragut, których Honor zaprosiła do udziału w dyskusji. To jest zaprosiła Mirandę, a Farragut był po prostu nieodłącznym dodatkiem.
Miranda okazała się w Królestwie Manticore równie przydatna jak na Graysonie. I nie chodziło wyłącznie o opiekę nad garderobą i wyglądem Honor czy pilnowanie jej rozkładu zajęć. To ostatnie było o tyle ważne, że ku swemu niezadowoleniu Honor odkryła, iż ma dni tak wypełnione, że po prostu sama nie jest w stanie o wszystkim pamiętać. Podobne okresy zdarzały się na Graysonie, ale jedynie wtedy, gdy pojawiała się na krótko po długiej nieobecności. Teraz okazało się, że Admiralicja naprawdę się postarała, by świeżo upieczona księżna nie nudziła się w czasie rekonwalescencji. Wyszło na to, że aby zrobić wszystko, co powinna, i wszędzie być osobiście, musiałaby istnieć w dwóch osobach (a co najmniej w półtorej). Radę na to znaleźli MacGuiness i Miranda, podejmując decyzje w drobniejszych kwestiach, co do których byli pewni, jak sama by zareagowała, i uzyskując aprobatę po fakcie. Postępowali zupełnie jak dobrze wyszkolony pierwszy oficer na okręcie. I podobnie jak dobry kapitan, Honor ceniła ich inicjatywę i zdolności.
W tym przypadku jednak chodziło o coś innego — Miranda i Farragut byli osobiście tak samo zainteresowani powodzeniem całego przedsięwzięcia jak Honor i Nimitz. A Miranda już wielokrotnie udowodniła, że miewa dobre i oryginalne pomysły, toteż rozsądne było, aby od początku uczestniczyła w spotkaniach.
— Może pani, jak sądzę, spokojnie założyć, że zdaję sobie sprawę i z tego, że może się to nie udać, jak i z tego, że jest to wyzwanie, doktor Arif — odparła sucho Honor. — Nawet moja matka, która wpadła na ten pomysł, nie uważa, że będzie to łatwe. Ale mamy kilka atutów, których nikt przed nami nie miał, a poza tym wątpię, by spotkała pani wcześniej tak pilnych uczniów.
— Rozumiem to doskonale, milady, i przepraszam, jeśli to, co powiedziałam, zabrzmiało, jakbym sądziła, że nie przemyślała pani pomysłu. Chciałam się raczej zabezpieczyć, by nikt nie spodziewał się po mnie cudów.
— Nikt się ich po pani nie spodziewa. Natomiast oczekujemy, że naprawdę dołoży pani starań. Najlepszym rozwiązaniem byłoby, gdyby pani nauczyła mnie języka migowego, a ja nauczyłabym Nimitza i Samanthę, wykorzystując fakt, że dobrze się rozumiemy. Niestety tego nie da się zrobić, a przynajmniej nie w rozsądnym czasie, bowiem to… — Honor uniosła protezę lewej ręki — jeszcze długo nie będzie w stanie wykonywać tak delikatnych i skoordynowanych ruchów, jakie są niezbędne, a z tego co wiem, nie da się sygnalizować wyłącznie jedną ręką. Ponadto wątpię, żebym miała wystarczająco dużo czasu na ćwiczenia. Dlatego zdecydowałyśmy, że będzie pani uczyła Mirandę. A wybrałyśmy panią z uwagi na rolę, jaką odegrała pani w nawiązaniu kontaktu z tubylcami zamieszkującymi Medusę. Doszłyśmy bowiem do wniosku, że same sobie nie poradzimy, gdyż zbyt mało wiemy. Potrzebny był specjalista, toteż znalazłyśmy najlepszego.
— Domyślałam się, że powodem jest Medusa. — Arif uśmiechnęła się i odstawiła filiżankę na spodek. — Wie pani, że byłam jedynie pomocnikiem doktora Sampsona? I młodszym pracownikiem naukowym zespołu kontaktowego?
— Wiem, ale czytałam też sprawozdanie z pierwszego kontaktu oraz relację barona Hightowera z pierwszych negocjacji z wodzami po nawiązaniu tego kontaktu. Proszę się nie dziwić: dama Matsuko to moja przyjaciółka, toteż gdy opisałam jej, co chcę osiągnąć, i poprosiłam o informację, jak udało się porozumieć z tubylcami, otrzymałam pełen dostęp do jej archiwum. Dlatego też wiem, że to właśnie pewna asystentka i młodszy pracownik naukowy zaproponowali przełomowy sposób, dzięki któremu misja doktora Sampsona zakończyła się sukcesem.
Arif zarumieniła się, ale nic nie powiedziała. A Honor uśmiechnęła się i dodała:
— Biorąc pod uwagę to oraz superlatywy, w jakich Hightower wyrażał się o pani w swoim sprawozdaniu, uważam, że naprawdę mamy najlepszą specjalistkę w branży. Ale to nie znaczy, że spodziewamy się cudów. Spodziewamy się natomiast uczciwej próby cudu.
— Mogę obiecać, że zrobię, co będę mogła, milady. I dziękuję za słowa uznania. Natomiast te dwa problemy: nawiązanie kontaktu z tubylcami i z treecatami są tylko pozornie do siebie podobne. Tubylcy porozumiewali się za pomocą metod, które byliśmy w stanie zaobserwować i przeanalizować. Konkretnie kombinacji dźwięków artykułowanych, mowy ciała i zapachów. Dźwięki dawało się zduplikować, choć częściowo sztucznie, gdyż wchodziły w zakres infradźwięków, pozostałe dwa elementy były znacznie trudniejsze choćby dlatego, że oni mają po sześć kończyn i są symetryczni gwiazdowo, nie płaszczyznowo jak my. Drugim poważnym problemem było to, że mają całkowicie nieruchome twarze, toteż nie mogą wykorzystywać tak jak my mimiki. Rekompensują to gestami i mową ciała, choć na szczęście większość gestykulacji ogranicza się do kończyn górnych. Za to gestykulują z wigorem i entuzjazmem… Dlatego w jednym ze swych pierwszych sprawozdań doktor Sampson nazwał ich semaforami, które dostają szału. Nie dość, że mają trzy ręce, to potrafią wykonywać nimi takie ruchy, które dla nas są niewyobrażalne.