Выбрать главу

— Daj spokój! — jęknął Scotty. — Stew i Scooter pokonali nas uczciwie, a my pobiliśmy wszystkich pozostałych.

— Ale za drugie miejsce nie dają nagród, sir — warknął Harkness — a gdyby ta cholerna beta w dwudziestce szóstce nie…

Zmusił się do milczenia, odetchnął głęboko i niespodziewanie uśmiechnął się.

— Dobra, skipper. Chyba mnie trochę poniosło, ale szlag mnie trafił, że przegraliśmy z powodu części, która przeszła wszystkie kontrole i powinna być w pełni sprawna jeszcze przynajmniej przez trzy tysiące godzin! Założę się, że Scooter przekupił to cholerstwo, żeby się zepsuło właśnie w tym momencie.

— Nie należy wszystkich mierzyć swoją miarką, panie bosman — upomniał go z namaszczeniem Scotty. — Zwłaszcza jeśli ma się podejrzliwą i pozbawioną skrupułów naturę. Komuś uczciwemu i ufającemu bliźnim, czyli komuś takiemu jak na przykład ja, nawet by do głowy nie przyszło oskarżyć kogoś o coś, czego nie da się zrobić. Przynajmniej tak długo, aż nie dowie się, jak ten ktoś zdołał ów numer wykręcić, ma się rozumieć. Poza tym jesteśmy jednostką flagową Drugiego Dywizjonu, a to też nie w kij dmuchał.

— Nie w kij — zgodził się Harkness, nadal z pretensją przyglądając się wynikom współzawodnictwa. — No niech tam, stało się i nic tego nie zmieni. To co mam powiedzieć Rodenowi?

— Nie wiem — przyznał Tremaine i potarł czubek nosa gestem do złudzenia przypominającym gest lady Harrington. — Trudno mieć mu za złe zapał, ale nie wiem, co dama Alice powiedziałaby na cały ten pomysł. Ani czy to jest najlepszy moment, żeby się tym zajmować.

— Jak się pan nie zapyta, nie będzie pan wiedział, sir — zauważył rozsądnie Harkness. — Mam napisać propozycję?

Tremaine uniósł zaskoczony brwi — Harkness musiał być przekonany do pomysłu, skoro gotów był dobrowolnie napisać oficjalne pismo, które wyląduje na, biurku przynajmniej jednego oficera flagowego, o czym wiedział. A najprawdopodobniej zawędruje aż do Czwartego Lorda Przestrzeni, admirała Adcocka, szefa departamentu uzbrojenia RMN. Co właśnie, jak Scotty uczciwie sam przed sobą przyznawał, mogło mieć wpływ na jego własne wahanie. Uśmiechnął się, oparł o ścianę i raz jeszcze przeanalizował cały problem. Komandor porucznik Robert Roden miał dwadzieścia siedem lat standardowych i nie wyglądał na bohaterskiego wojownika przestrzeni rodem z holodramy. Był gruby, miał zaledwie sto siedemdziesiąt sześć centymetrów wzrostu i długie oraz średnio uczesane blond włosy (według standardów Royal Manticoran Navy). Dzięki temu, że należał do trzeciego pokolenia objętego prolongiem, wyglądał na szesnastolatka, co podkreślały jeszcze niewinne oczęta i mina aniołka.

Pozory, jak wiadomo, bywają mylące i wyłącznie temu należało zawdzięczać fakt, iż komandor porucznik Roden został dowódcą 1906. Dywizjonu, czyli 6. dywizjonu 19. Skrzydła dowodzonego przez Scotty’ego Tremaine’a.

Struktura organizacyjna lotniskowców została opracowana przez Alice Truman i Jackie Harmon w czasach, gdy istniał tylko jeden lotniskowiec. Pozornie wyglądała na bzdurną i niezrozumiałą, zwłaszcza dla osób przyzwyczajonych do klasycznej struktury floty. Założenie było następujące: każde skrzydło ma ten sam numer co okręt, na którym bazuje. Dlatego też skrzydło bazujące na HMS Hydra otrzymało numer 19. Każdy, zaś dywizjon otrzymywał numer, z którego wynikało, do jakiego skrzydła należy i które miejsce w nim zajmuje. Dywizjon Rodena został szóstym w kolejności na Hydrze, toteż oficjalnie nosił numer 1906. System był więc uporządkowany tak, że numeracja dywizjonów zaczynała się od dwucyfrowej, bardzo szybko przechodząc do czterocyfrowej i zawierając duże luki, co wydawało się nienormalne wszystkim przyzwyczajonym do nadawania kolejnych numerów czy to okrętom, czy eskadrom z zachowaniem ciągłości. Dodatkowe zamieszanie wprowadzał z ich punktu widzenia fakt, iż kutry otrzymywały numery w oparciu o miejsce przydziału, a nie numer seryjny, na podstawie którego śledziła jego losy oraz naprawy administracja floty.

Numer ten naturalnie ulegał zmianie za każdym razem, gdy jednostka zmieniała przydział. I tak na przykład Shrike Tremaine’a miał numer boczny 1901, co oznaczało dowódcę 19. Skrzydła (pierwszy kuter w skrzydle), kuter Rodena miał numer 1961, ostatnia maszyna zaś 1909. Dywizjonu 19108. W zupełnej sprzeczności z tą zasadą stał jeden drobiazg — dwanaście zapasowych maszyn na każdym lotniskowcu miało jako numery boczne numery seryjne do momentu włączenia w skład któregoś dywizjonu w zastępstwie zniszczonej maszyny. Wtedy ich numery boczne ulegały stosownej do przydziału zmianie. Pełen numer był naturalnie zbyt długi, a więc łatwo mógł zostać źle odczytany czy źle zrozumiany w ogniu walki, toteż każda załoga posiadała kryptonim radiowy. Tremaine miał Hydra 1, jako że był dowódcą skrzydła i dowódcą 1901. Dywizjonu. Tym mianem określano też jego kuter. Roden miał Hydra 6. Następne w kolejności kutry w dywizjonach miały dodaną literę do kryptonimu i tak Hydra 6 Alfa oznaczało wywołanie drugiej maszyny szóstego dywizjonu 19. Skrzydła.

Naturalnie załogi stwierdziły, że tak nudne i oficjalne kryptonimy nie pasują ani do ich charakterów, ani do ich kutrów, toteż gremialnie ponadawały im imiona. W przypadku Hydry 1 były dwie koncepcje. Ku szczeremu żalowi Harknessa nie powiodła mu się próba unieśmiertelnienia małżonki, sierżant-major Iris Babcock z Royal Manticoran Marine Corps, nadaniem kutrowi imienia Iris B, choć dokładał starań, nie szczędząc w ostatniej fazie kampanii reklamowej gróźb karalnych. Wygrał pomysł oficer taktycznej Tremaine’a. Chorąży Pyne była romantyczką i pasjonatką historii wojskowości, toteż pogrzebała w stosownych archiwach, gdy otrzymała nowy przydział służbowy, by stwierdzić dla własnej satysfakcji, skąd się w ogóle ten pomysł wziął. Przy tej okazji odkryła coś, czego stała się gorącą zwolenniczką, a co było niezwykle popularne wśród myśliwców na Ziemi w ostatnich dwóch wiekach Przed Diasporą. Nie tylko zresztą wśród pilotów myśliwskich, ale oni tę sztukę wznieśli na wyżyny. Chodziło nie tylko o nadawanie imion maszynom, ale także o ilustrowanie ich stosownymi rysunkami i krojem liter. Przy cichym poparciu admirał Truman i wbrew sprzeciwom innych oficerów flagowych jej energiczne wysiłki spowodowały, iż 19. Skrzydło przyjęło ten zwyczaj, a potem stopniowo rozszerzył się on na inne formacje. Dlatego też załoga zdecydowała się na jej całościową propozycję i kuter otrzymał przydomek Bad Penny, czyli w wolnym tłumaczeniu Zły Szeląg. To właśnie ta odpowiadająca ich charakterom i pełna nadziei wymowa imienia przekonała wszystkich (poza Harknessem naturalnie) do wyboru.

Załoga komandora porucznika Rodena wybrała bardziej sugestywną propozycję mechanika pokładowego, bosmanmata Bolgeo, i ochrzciła swą maszynę jakże jednoznacznym imieniem Cutthroat (Podrzynacz Gardeł).

Ale w tej chwili chodziło o pomysłowość zupełnie innego rodzaju. Otóż kutry typu Shrike miały sporo mankamentów wynikających z faktu, iż stanowiły wersję eksperymentalną. Pomysł był doskonały, co udowodniła druga bitwa o Hancock, ale byłoby nienormalne, gdyby pierwsze użycie praktycznie nie ujawniło pewnych niedociągnięć czy błędów w szczegółach realizacji tegoż pomysłu.

Największą słabością okazał się całkowity brak rufowych stanowisk obrony przeciwrakietowej. Projektanci sądzili, że nowa generacja rakiet przyjmująca namiary celów, których nie widziały ich sensory pokładowe przed wystrzeleniem, rozwiąże ten problem, pozwalając pociskom z dziobowej wyrzutni niszczyć rakiety zagrażające kutrowi z każdej strony. Teoretycznie mieli rację, ale zgubiła ich nadmierna pewność siebie. Założyli, że kutry będą tak zwrotne i szybkie, że przeciwnik nie zdoła zaatakować ich bezpośrednio od rufy, i nie przewidzieli rufowych sensorów obrony antyrakietowej. Bez nich nie dało się precyzyjnie zaprogramować antyrakiet na nadlatujący od rufy cel, a same rakiety miały zbyt słabe sensory, by po wystrzeleniu samodzielnie móc go znaleźć. Konsekwencją tego optymizmu projektantów był też brak na rufie sprzężonych działek laserowych, które uznano za zbędne. Z tej racji przyczyną zniszczenia wielu kutrów w systemie Hancock było trafienie z małej odległości w rufę przez laser impulsowy głowicy rakiety. Czyli przez coś, co projektanci uznali za niemożliwe. Okazało się, że choć uzyskanie namiaru czegoś tak zwrotnego jak Shrike jest rzeczywiście trudne, szansę trafienia przy odpowiednio dużej liczbie wystrzelonych rakiet okazały się znacznie większe, niż wskazywały na to obliczenia i projekcje komputerowe. A wystarczyło tylko jedno celne trafienie, by kuter został zniszczony lub poważnie uszkodzony — i wyłączony z walki, jeśli załoga miała dużo szczęścia.