Выбрать главу

Odpowiedzią była modyfikacja zwana Shrike B, w której zlikwidowano hangar mieszczący szalupę ratunkową i na jego miejscu zamontowano cztery wyrzutnie antyrakiet, pół tuzina sensorów obrony rakietowej i sześć sprzężonych działek laserowych tak rozmieszczonych, by obejmowały ogniem całą rufową półsferę. Oprócz tego zwiększono powierzchnię magazynu antyrakiet, tak iż mieścił on nie pięćdziesiąt dwa pociski, lecz sto. Podzielono go na dwa pomieszczenia — w jednym znajdowało się pięćdziesiąt pocisków dla wyrzutni dziobowych, w drugim — pięćdziesiąt dla rufowych. Ponieważ z braku miejsca kuter nie posiadał uniwersalnego systemu zaopatrzenia w amunicję, wyrzutnie rufowe nie mogły korzystać z pocisków znajdujących się w magazynie wyrzutni dziobowych i na odwrót. Mimo to symulacje oparte na doświadczeniach z drugiej bitwy o Hancock świadczyły o wzroście szans na przetrwanie zmodyfikowanych kutrów.

Nie był to koniec zmian, gdyż podkomendni admirała Adcocka w końcu zdołali usunąć wszystkie wykryte mankamenty systemu Ghost Rider i został on skierowany do produkcji. Pierwotnie system przewidziano wyłącznie dla okrętów posiadających hipernapęd, toteż wymagane były poważne modyfikacje, by mógł on zostać wykorzystany przez kutry. Opracowano zmniejszoną wersję, która naturalnie miała mniejsze możliwości, ale z uwagi na to, że kutry były trudniejsze do namierzenia przez kontrolę ogniową, efekt połączenia obu czynników był taki sam jak przy większych okrętach i pełnowymiarowych rakietach oraz systemach elektronicznych. Jedyna odczuwalna różnica polegała na tym, że kutry miały bardzo ograniczoną pojemność magazynów artyleryjskich, toteż każda rakieta z głowicą do prowadzenia wojny radioelektronicznej oznaczała o jedną rakietę z głowicą laserową mniej.

Rozwiązaniem okazał się nowy typ kutra nazwany Ferret. Zrezygnowano w nim z grasera na rzecz zwiększenia pojemności magazynów artyleryjskich i wzmocnienia wyposażenia do prowadzenia wojny radioelektronicznej. I osiągnięto imponujący efekt: Shrike miał 20 rakiet i 100 przeciwrakiet, Ferret zaś 56 rakiet i 150 przeciwrakiet.

Zgodnie z nową doktryną Ferrety miały wspomagać Shriki w pierwszym ataku na większe jednostki. Dla mniejszych okrętów i dla frachtowców Ferrety były groźne z większego niż Shriki zasięgu, gdyż dysponowały większą ilością rakiet, a nie miały graserów. Natomiast same rakiety, w które wyposażono kutry, nie były skuteczną bronią przeciwko okrętom większym niż ciężki krążownik. Dlatego przy spotkaniu z nimi zadaniem Shrike’ów był atak właściwy, a towarzyszących im Ferretów — wsparcie elektroniczne i wzmocnienie obrony przeciwrakietowej. Aby mogły to zadanie skutecznie wykonać, zabierały głównie rakiety z głowicami elektronicznymi, a nie laserowymi. W każdym skrzydle dwa dywizjony przezbrojono w Ferrety, Mimo początkowego sceptycyzmu po serii ćwiczeń obejmujących zarówno wspólne ataki, jak i atakowanie Ferretów występujących w roli przeciwnika zasłużyły sobie na uznanie załóg pozostałych kutrów.

Ferrety miały jeszcze jedno nowatorskie rozwiązanie techniczne. Ponieważ nie posiadały dział, głupotą byłoby kazać im towarzyszyć uzbrojonym w grasery Shrike’om podczas całego ataku. Miały zawracać przed wejściem w zasięg skutecznego ognia artyleryjskiego okrętów przeciwnika, by nie stanowić celu dla laserów i graserów, którym nie mogły w żaden sposób skutecznie odpowiedzieć. Ale równocześnie wystawiało je to na wzmocniony ostrzał rakietowy, i to w sytuacji, gdy były zwrócone rufami do okrętów wroga, czyli stanowiły doskonałe cele. By zredukować straty tym wywołane, wciśnięto w ich kadłuby dodatkowy generator osłon burtowych. Był on dokładnie taki sam jak generator osłony dziobowej, tyle że tworzył osłonę rufową. Używać można go było oczywiście tylko przy wyłączonym generatorze dziobowym i po ustaleniu kursu, ale znacznie zwiększał szansę na przetrwanie uciekającego kutra.

Roden i Bolgeo chcieli w taki generator wyposażyć Shrike’a B. Pomysł ten był już rozważany przy modernizacji oryginalnego Shrike’a i został odrzucony, ponieważ nie udało się znaleźć wystarczającej ilości miejsca w kadłubie kutra. Musiano by coś z niego zdemontować, a wszystko, co zdołano wcześniej tam upchać, było konieczne z punktu widzenia floty i jak wykazał sprawdzian bojowy — potrzebne.

Ani Roden, ani Bolgeo nie kwestionowali tego, ale mieli własne podejście do zagadnienia. Obaj pochodzili z Liberty Crossing na Gryphonie. Bolgeo, nim zaciągnął się do Królewskiej Marynarki — co nastąpiło dziesięć lat przedtem, nim Roden trafił na wyspę Saganami — wraz ze starszym bratem spędzał wiele czasu w warsztacie ojca. Zajmowali się głównie unowocześnianiem i poprawkami istniejącego, fabrycznie produkowanego sprzętu używanego także w kosmosie.

Bolgeo podszedł do tematu w niekonwencjonalny sposób i zaproponował genialne w swej prostocie rozwiązanie. Skoro na generator nie było miejsca wewnątrz kadłuba, to należało zamontować go na zewnątrz.

Prywatnie Tremaine był zaskoczony tym, że Roden i jego załoga w ogóle mieli czas na zastanawianie się nad kwestią generatora rufowego. Do załóg kutrów jakoś tak ciągnęli dziwacy i oryginały, ale załoga komandora porucznika Rodena nawet wśród nich zdecydowanie się wyróżniała. Bolgeo, mechanik pokładowy, miał na koncie osiągnięcia barowo-burdowe dorównujące prawie legendzie floty, czyli Harknessowi, gdy ten był w najbardziej „bojowym” okresie swego żywota. Mat Mark Paulk, sternik, cieszył się reputacją doskonałego pilota i zdołał już niegdyś osiągnąć wyżyny stopnia bosmanmata, ale potem wplątał się w incydent z udziałem admiralskiej pinasy, grupy młodych niewiast wątpliwej konduity i skrzynki naprawdę przedniej whisky Hadrin’s World. Astrogator podporucznik Kerry Gilley był młodszy wiekiem od pozostałych, ale starszy doświadczeniem, czemu bezskutecznie próbowały zaprzeczać jego niewinne błękitne oczęta. Nie pomogły mu też przy tłumaczeniu, jakim to cudem znalazł się wraz z Paulkiem i resztą we wspomnianej pinasie. Następną zgraną parę tworzyli mat Sam Smith, operator EW, i mat Gary Shelton, łącznościowiec. Pierwszy miał za sobą trzydzieści sześć lat standardowych służby, drugi niewiele mniej. Uporczywa plotka głosiła, że przed rozpoczęciem wojny obaj bardzo pomagali kwatermistrzostwu w pozbywaniu się zapasów przestarzałych części zamiennych do sprzętu elektronicznego. Co prawda o tym, co było przestarzałe, decydowali sami, a z wrodzonej dobroci serca nie informowali o własnej inicjatywie przepracowanych ponad miarę logistyków, nie chcąc przysparzać im dodatkowej papierkowej roboty. Złośliwi twierdzili, że głównie dlatego, iż nie chcieli dzielić się zyskiem, ale zawiść ludzka jest nieograniczona, a im nigdy nic nie udowodniono.