Выбрать главу

Reszta załogi w porównaniu z nimi prezentowała się jak gromadka świętych. Podporucznik Olivia Cukor odpowiedzialna za sensory oraz porucznik Kirios Steinbach, zastępca dowódcy, mieli nienaganne przebiegi służby, ale nikt nie miał złudzeń, że ten stan długo się utrzyma. A starszy technik Luke Thiele, pomocnik mechanika, był zielony jak szczypiorek na wiosnę, toteż nie zdążył się niczym zasłużyć, ale sposób, w jaki naśladował Bolgea, w którego wpatrzony był jak w święty obrazek, wskazywał, że szybko nadrobi zaległości. Co do ostatniego członka załogi, porucznika Joego Buckleya, oficera taktycznego, zdania były podzielone. Był doskonałym fachowcem o olbrzymich zdolnościach do podkręcania i modyfikowania oprogramowania systemu kontroli ogniowej, ale reszta dywizjonu była święcie przekonana, że niewinny wygląd i zachowanie godne panienki z dobrego domu nie mają prawa być niczym innym jak grą pozorów. W końcu trafił do załogi Cutthroata, a to mówiło samo za siebie.

Tremaine musiał przyznać, że Roden zdołał stworzyć z tej bandy zgrany zespół, idealnie pasujący do „myśliwskiego ducha” wymarzonego przez Jackie Harmon. W ćwiczeniach tak rzeczywistych, jak i symulowanych byli najlepsi, a stan gotowości kutra ustępował jedynie stanowi jego własnej maszyny, co było bezwzględną zasługą Harknessa. Poza tym w ich zachowaniu na pierwszy plan wybijała się nieco arogancka pewność siebie będąca cechą charakterystyczną naprawdę doborowych załóg. Najbardziej jednak zaskakujące były ich doskonałe wyniki przy notorycznym braku czasu, którego nie marnowali na takie bzdury jak dobrowolne ćwiczenia. Odbyć by się to bowiem musiało kosztem ich prawdziwej pasji, jaką były gry karciane, a zwłaszcza poker. Z zasady z prawdziwą niechęcią godzili się z faktem, iż coś tak mało istotnego jak wojna czasami przeszkadza w czymś naprawdę ważnym, jak na przykład rozgrywka. A Bolgeo i Paulk, którzy wpadli na pomysł umieszczenia generatora na zewnątrz, byli największymi hazardzistami wśród załogi.

Naturalnie był to pomysł, łagodnie rzecz ujmując, nieortodoksyjny, ale właśnie czegoś takiego należało się po tej parce spodziewać. I trudno było się dziwić, że normalnie, by nie rzec rutynowo podchodzący do zagadnienia projektanci biur konstrukcyjnych na niego nie wpadli. Po prostu nie mieli prawa wpaść, niezależnie od tego jakkolwiek sensowny by się okazał, kiedy już ktoś go oficjalnie przedstawił.

Wszyscy wiedzieli, że generatory osłon są zbyt delikatne i cenne, by narażać je niepotrzebnie na zniszczenie, toteż umieszczano je w możliwie najbezpieczniejszych miejscach i zawsze za pancerzem burtowym. W ten sposób eliminowano możliwość przypadkowego trafienia i uszkodzenia go, bo wywoływało to groźną dla całego okrętu lukę w obronie. Generatory zawsze znajdowały się więc wewnątrz kadłuba, i to nie przy samej burcie, ponieważ pancerz umieszczano na zewnątrz burty. Bolgeo, Paulk i Roden wpadli na rzecz tak oczywistą, że nikt wcześniej nie miał prawa tego zauważyć — kutry nie miały pancerza nigdzie, więc umieszczenie generatorów wewnątrz kadłuba dawało im taką samą ochronę jak osłonięcie arkuszem papieru. Pancerza zaś mieć nie mogły, bo były zbyt małe — gdyby dano im wystarczający do osłabienia promienia grasera, miałyby zbyt wielką masę w stosunku do wydajności reaktora. Skoro więc kadłub nie stanowił dla generatora żadnej osłony przed trafieniem, nie istniał też żaden powód, dla którego musiałby on znajdować się wewnątrz kadłuba. Było to po prostu przyzwyczajenie projektantów.

Co do tego mieli całkowitą rację, a Tremaine i Harkness sprawdzili ich wyliczenia i okazało się, że w innych kwestiach trójka wynalazców także się nie myliła. Istniał co prawda problem interferencji z węzłami beta, który wymagał znacznie dokładniejszych obliczeń, ale to nie powinno być poważnym problemem. Ze wstępnych analiz natomiast wynikało, że takim problemem może być energia. Nowe reaktory spisywały się doskonale, ale jak każde źródło energii miały określoną wydajność i nie były w stanie wytworzyć jej tyle, by zasilić wszystko, co mogło okazać się potrzebne w ogniu walki. Zwłaszcza w przypadku Shrike’ów uzbrojonych w grasery. Osłona dziobowa podobnie jak graser zasilana była z masywnych kondensatorów nadprzewodnikowych i jednym z zadań mechanika pokładowego było pilnowanie, by reaktor, jeśli nie zasilał niczego innego, doładowywał kondensatory. Aby rufowa osłona mogła zostać włączona, należało podłączyć jej generator do jednego z pozostałych kondensatorów, co stwarzało ryzyko, że zabraknie w nim energii na zasilenie czegoś, co pierwotnie miał zasilać, i to jak zwykle w najkrytyczniejszym momencie. Drugim rozwiązaniem było dodanie kondensatora przeznaczonego wyłącznie do zasilania generatora rufowego bądź to wewnątrz kadłuba, w którym już i tak było przeraźliwie ciasno, bądź też na zewnątrz, obok generatora.

— Naprawdę są przekonani, że rozwiązali problem interferencji węzła i deformacji ekranu? — spytał w końcu Tremaine.

— Tim mówi, że tak — Harkness wzruszył ramionami. — To on jest praktykiem z doświadczeniem. Roden jest teoretykiem i entuzjastą. Tim opracował plany i twierdzi, że jest pewien swego.

— Hmm… — Tremaine powtórnie potarł czubek nosa. — A zasilanie?

— Może być dwojakie: jedno z kondensatorów grasera i jedno z kondensatorów osłony burtowej. W ten sposób mogą żonglować źródłami bez ryzyka wyciągnięcia z któregoś całej energii potrzebnej do innego urządzenia. I nie zostaną bez rufowej osłony.

— Albo wyczerpią zasilanie dwóch kluczowych systemów.

— Albo — Harkness powtórnie wzruszył ramionami. — Ale jeśli popatrzeć na to z drugiej strony, skoro aż tak potrzebowaliby rufowej osłony, spieprzając, to mało prawdopodobne, żeby był im do czegoś przydatny graser, prawda?

— Fakt. — Tremaine zastanowił się i dla odmiany teraz on wzruszył ramionami.

— No dobra. Poszukaj Bolgea i powiedz mu, żeby zjawił się u mnie z Rodenem i Paulkiem. Chcę z nimi pogadać i sprawdzić obliczenia. Potem napiszę raport do kapitana Adiba i admirał Truman. A póki co, masz moje błogosławieństwo na zbudowanie tego z części będących w dyspozycji skrzydła. I zagoń Bolgea do pomocy.

— Pewno, że zagonię — Harkness uśmiechnął się. — Tak sobie czasem myślę, że najbardziej podoba mi się tu warsztat: dali mi tyle nowych zabawek i jeszcze płacą, żebym się nimi bawił. Żyć nie umierać, skipper.

— Skoro jesteś szczęśliwy, to ja też, tylko niech cię entuzjazm nie poniesie. To, co wymyślili, nie będzie tanie, a jeśli nie zadziała, będę się gęsto tłumaczył w kwatermistrzostwie, gdzie się podziały te wszystkie części.

— Nie ma strachu; jak ja to zbuduję, będzie działać. A jeśli nie będzie, zabiorę im talię i poczekam, aż Bolgeo coś wymyśli. Gwarantuję, że pójdzie mu piorunem.

Rozdział XXV

— Od miesięcy ciągle coś wyskakuje — oznajmiła z pretensją w głosie śniada kobieta drobnej budowy widoczna na ekranie. — Nadal jeszcze odbija się nam czkawką atak na Zanzibar. Ambasador kalifa był tu wczoraj, by zobaczyć się z damą Elaine, i naciskał na „sprecyzowanie” statusu wzmocnionej pikiety stacjonującej w ich systemie. Czyli mówiąc po ludzku, chciał, żebym zaprzysięgła się na wszystkie świętości, że te okręty zostaną tam wiecznie. Czego naturalnie nie mogłam zrobić, a gdybym nawet miała do tego prawo, to książę wyraźnie powiedział wszystkim w Sojuszu, że coś takiego jest decyzją militarną, czyli sam ambasador Makarem powinien wysłać któregoś ze swych attache, żeby wysondował twojego szefa w Admiralicji, a nie zawracać nam głowę!

Kontradmirał Marynarki Graysona (który trzy lata temu był jeszcze zwykłym kapitanem Royal Manticoran Navy) uśmiechnął się z lubością, przebierając palcami stóp odzianych w same skarpetki. Był właśnie w trakcie oglądania listu od żony — Mirdula była zastępcą podsekretarza stanu w MSZ-ecie, a sądząc po jej zniesmaczonej minie, rewelację dopiero miała opowiedzieć.