Выбрать главу

I to nie za darmo, bo admirał Malone przy wydatnej pomocy kontradmirała Trikoupisa przygotował dla niego niespodziankę…

— Obudź sekcję taktyczną, Jason — polecił Trikoupis Haskinsowi. — Za kwadrans będę na pomoście.

* * *

Towarzysz admirał Groenewold stał i przyglądał się głównemu ekranowi taktycznemu pomostu flagowego superdreadnoughta Ludowej Marynarki Timoleon. Obok stała towarzyszka komisarz O’Faolain i przyglądała się nie tyle ekranowi, ile jemu, jako że na ekranie niewiele było widać.

Jak każdy w Zespole Wydzielonym 12.3 O’Faolain wiedziała, że system wczesnego ostrzegania rozstawiony przez Royal Manticoran Navy na granicy przejścia w nadprzestrzeń wykrył ich, ledwie pojawili się w normalnej przestrzeni. Platformy systemu miały nadajniki przesyłające wiadomość z prędkością większą od szybkości światła, toteż obrońcy zostali już ostrzeżeni o ataku, a najprawdopodobniej znali też skład Zespołu Wydzielonego 12.3. Ludowa Marynarka nie dysponowała podobną techniką, toteż z tej odległości sensory Timoleona mogły jedynie wykryć aktywne źródła napędu, i to jedynie w przypadku, gdyby okręty przeciwnika leciały szybko i bez maskowania elektronicznego.

Co było dokładnie widać na ekranie taktycznym. Groenewold przyglądał mu się nie dlatego, by spodziewał się zobaczyć coś interesującego, i nie dlatego, by wywrzeć wrażenie na swym aniele stróżu, bo mu to nawet do głowy nie przyszło. O’Faolain zdawała sobie sprawę, że sporo oficerów tak postępuje, ale zbyt dobrze go znała, by nie wiedzieć, że po prostu myślał. Skłonność do wywierania na ludziach wrażenia i obijania sobie tyłka blachą po prostu nie leżała w jego charakterze. I dlatego między innymi trudno go było nie lubić… ostatnio zresztą coraz częściej musiała sobie samej przypominać, że jest tu po to, by obserwować towarzysza admirała, a nie po to, by go lubić.

Groenewold sprawdził szybkość sond zwiadowczych wystrzelonych przez jego okręty. Zakładając, że nic im się nie przytrafi, najbardziej prawdopodobny rejon koncentracji obrońców powinien znaleźć się w zasięgu ich sensorów za mniej więcej dwadzieścia minut. Było mało prawdopodobne, by do tego czasu zobaczył na ekranie taktycznym cokolwiek interesującego. Dlatego potarł nasadę nosa i wrócił na swój fotel.

O’Faolain szła o krok za nim, ale ledwie był tego świadom. Analizował sytuację. Nigdy nawet mu do głowy nie przyszło, by pytać ją o zdanie — to była admiralska robota, a komisarz ludowy powinna była mu nie przeszkadzać w dowodzeniu i dopilnować, by inni jej podlegli postępowali tak samo. W opinii BJ Groenewolda był to jedynie słuszny podział obowiązków i nigdy nawet nie uświadomił sobie, ile miał szczęścia, trafiając na inteligentną towarzyszkę komisarz, która zamiast obrażać się i donosić na niego, zrozumiała, iż powodem takiego zachowania jest konieczność pełnej koncentracji w spokoju, a nie danie jej do zrozumienia, że jest zbędnym dodatkiem na okręcie.

Groenewold usiadł i przywołał gestem towarzyszkę komandor porucznik Bhadressę i towarzysza komandora porucznika Okamurę. Gdy podeszli, powiedział cicho, spoglądając na oficera operacyjnego:

— Nie widać żadnych śladów kutrów, Fugimori.

— Byłbym zaskoczony, gdyby były, towarzyszu admirale — zadudnił basowo błękitnooki olbrzym mierzący prawie dwa metry wzrostu. Szerokie bary i blond broda dopełniały wizerunku Wikinga przeniesionego w czasie.

W przeciwieństwie jednak do nich Okamurę cechował spokój i opanowanie — był to też jeden z głównych powodów, dla których Groenewold wybrał go na oficera operacyjnego. Chodziło mu o kogoś, kto byłby w stanie zrównoważyć jego własną agresywną naturę skłaniającą go do podejmowania nie zawsze przemyślanych akcji. Okamura nie był tchórzem, ale lubił akcje starannie dopracowane.

— Zgodnie z raportem kapitana Diamato zauważyli je w Hancock wtedy, gdy otworzyły ogień, będąc już w zasięgu graserów — dodał Okamura spokojnie. — Podkręciliśmy sensory, na ile się dało, wachtę trzymają nasi najlepsi operatorzy, ale nie ma się co oszukiwać: jeśli te kutry zdołały tak zaskoczyć admirał Kellet, to wątpię, byśmy wykryli je dużo wcześniej, jakiej czujności byśmy nie zachowali. Naturalnie zakładając, że Diamato dobrze wszystko pamięta.

— Naturalnie — mruknął Groenewold, nie mając co do tego żadnych wątpliwości.

Lester podesłał mu nieoficjalnie kopię raportu Diamato, który Groenewold puścił w obieg, by zapoznali się z nim wszyscy członkowie jego sztabu i dowódcy podległych mu okrętów. I omawiając planowaną operację, postarał się, by wszyscy pojęli, że wierzy w to, co w nim napisano. Co prawda on również nie miał pojęcia, jak udało się zmieścić to wszystko w kadłubie kutra, ale nie miał zamiaru łamać sobie tym głowy. Żywił zdrowy szacunek dla naukowców i inżynierów z Królestwa Manticore i wolał zostać uznany za zbyt ostrożnego, niż stracić mnóstwo okrętów przez zlekceważenie przeciwnika. Nie uważał ludzi opracowujących broń i sprzęt dla Królewskiej Marynarki za chodzących po wodzie cudotwórców rutynowo dokonujących niemożliwego, ale zbyt często miał okazję zetknąć się z ich wynalazkami, by na własnej skórze nie przekonać się o ich skuteczności. Dodatkową zaś motywację stanowiła świadomość, że oficerowie flagowi Ludowej Marynarki, którzy nie docenili pomysłowości przeciwnika, nader rzadko wracali z zadań bojowych.

— Nie dostaliśmy żadnej informacji o przetransportowaniu kutrów do któregoś z okolicznych systemów, towarzyszu admirale — przypomniała Ellen Bhadressa, kasztanowłosa i smukła szef sztabu. — Nie twierdzę, że przeciwnik nie mógł tego zrobić w tajemnicy, ale otrzymaliśmy tym razem naprawdę dokładne dane wywiadu. A kutry rakietowe to nie pinasy: gdyby pojawił się tu frachtowiec wystarczająco duży, by dostarczyć jakąś sensowną ich grupę, nasi przyjaciele powinni byli go zauważyć.

— Hm… — Groenewold kiwnął głową, ale na znak, że usłyszał jej słowa, a nie że się z nią zgadza.

Fakt, wywiad tym razem się postarał i ilość informacji otrzymanych przed operacją była imponująca. Ale czy szła z tym w parze ich jakość, przekonają się dopiero, gdy zrobi się gorąco. Doświadczenie nauczyło go nie wierzyć zbytnio informacjom wywiadu i nie spodziewać się po nich zbyt wiele. W tym wypadku najbardziej podejrzane było to, że większość danych pochodziła od kapitanów i załóg neutralnych statków przelatujących tędy z zaopatrzeniem dla Floty Erewhon i sprzedających informacje agentom UB na tej planecie. Każdy chciał zarobić, więc motywy informatorów były oczywiste, ale to wcale nie świadczyło o tym, że kupione od nich informacje są dokładne czy kompletne.

Wiedział, że podobnie traktowali je Lester i Giscard, a nawet O’Faolain, choć przysłano ją z sekcji wywiadu Urzędu Bezpieczeństwa, któremu podlegał od dawna wywiad floty. Co prawda nie powiedziała tego wyraźnie, ale całkiem jednoznacznie dała do zrozumienia. A równocześnie były to jedyne w miarę aktualne informacje, jakimi dysponowali.

— Dobra — odezwał się po chwili. — Masz słuszność co do tego, kiedy najprawdopodobniej je zauważymy, Fugimori. A ci, którzy nie wierzą w istnienie superkutrów, mogą mimo wszystko mieć rację… Natomiast będziemy postępowali zgodnie z założeniem, że one jednak istnieją i są tutaj. Jasne?