Выбрать главу

— Jasne, towarzyszu admirale.

— Doskonale. W takim razie skontaktuj się z kapitan Polanco i uprzedź ją, by w razie zauważenia kutrów tak jak uzgodniliśmy: najpierw reagowała, a nie czekała, aż ja coś zdecyduję.

— Rozumiem. Zaraz się tym zajmę.

Okamura wrócił na swoje stanowisko, a Groenewold ponownie zamyślił się głęboko. Diamato twierdził, że kutry były niezwykle trudne do wykrycia z większej niż bezpośrednia odległości, co powodowało niewielką skuteczność graserów czy dział laserowych jako obrony przeciwko nim. Działa te były bowiem bronią precyzyjną w przeciwieństwie do głowic laserowych w momencie detonacji pokrywających ogniem sporą przestrzeń i wymagały precyzyjnego namiaru celu, by w niego trafić. Dlatego po głębokim zastanowieniu uznał, że najskuteczniejszą bronią będą rakiety, nawet użyte na tak niewielką odległość jak zasięg skutecznego ognia dział. Gdyby miał okazję, gotów był opróżnić zasobniki, ale wątpił, by zdołał wykryć kutry wystarczająco wcześnie, aby taka salwa była możliwa. Znacznie bardziej prawdopodobne było starcie na niewielką odległość — na naprawdę niewielką, biorąc pod uwagę te, w jakich toczono normalne pojedynki, nawet artyleryjskie. I to starcie, w którym każdy okręt będzie strzelał indywidualnie, korzystając z okazji. I do tego właśnie wyszkolił swoich podkomendnych przy wydatnej pomocy kapitan Bianki Polanco, którą mianował taktycznym dowódcą obrony przeciwlotniczej całego Zespołu Wydzielonego 12.3. Było to nietypowe posunięcie, a zadaniem wyżej wymienionej była taka koordynacja ostrzału rakietowego, by zniszczyć jak najwięcej kutrów. Nawet gdyby miało to oznaczać ignorowanie większych jednostek przeciwnika z wyjątkiem okrętów liniowych. Te bowiem zawsze były najważniejszym celem.

Okamura i Bhadressa pomogli mu wprowadzić te pomysły w czyn, i to pomimo faktu, iż Ellen należała do tych, których raport Diamato nie przekonał. Środki obronne podjęte przeciwko normalnym kutrom rakietowym, nawet tak zmodyfikowanym jak te, których Royal Manticoran Navy użyła na obszarze Konfederacji, były przesadne — zdawał sobie z tego sprawę. Ale był też świadom, że jeśli Diamato się nie pomylił i w niczym nie przesadził, Ludowa Marynarka będzie potrzebowała zupełnie nowej doktryny obronnej, i nie widział powodu, by nie zacząć jej tworzyć już teraz.

Nie wątpił, że spora część oficerów flagowych uzna to za objaw paranoi i obawę przed nie istniejącym zagrożeniem, ale nie przejmował się tym. Co prawda nie sądził, by nawet opisane przez Diamato superkutry były w stanie zniszczyć właściwie przygotowany i dobrze dowodzony okręt liniowy, nie ponosząc przy tym olbrzymich strat, ale nie miał co do tego pewności. A jeśli ceną za uratowanie ludzi i okrętów przed zagrożeniem, którego dokładnych parametrów nie znali, miały być złośliwe docinki i śmiechy za plecami, był gotów ją zapłacić. Nie był jednak w stanie przewidzieć pecha — mianowicie tego, że przygotował się do obrony przed niewłaściwym zagrożeniem.

Rozdział XXVI

— Nie wyglądają na zainteresowanych braniem udziału w zasadzce, nie sądzisz? — spytał z chłodnym uśmiechem wiceadmirał Eskadry Czerwonej Frederick Malone.

— Nie, sir, nie wyglądają — przyznał Trikoupis.

Dowódca napastników najwyraźniej czegoś się spodziewał i to coś go niepokoiło. Trikoupis wątpił, by tym czymś były jego dwa okręty, ponieważ przeciwnik nie miał prawa wiedzieć choćby o ich obecności w systemie, nie mówiąc już o możliwościach. Natomiast nie miał pojęcia, czego tamten się obawia.

— Sądzę, iż mogą przypuszczać, że spróbujemy czegoś podobnego jak admirał Harrington w systemie Cerberus — zasugerował. Malone prychnął radośnie.

— Z przyjemnością się z tobą założę, jeśli mówisz poważnie — zaproponował. — A może przypadkiem sugerujesz, że wywiad Ludowej Marynarki ma jakiś powód, by kwestionować moją poczytalność?

— Nie będę się zakładał i nie sądzę tak, sir. — Trikoupis uśmiechnął się, po czym spoważniał i wzruszył ramionami. — Ostrożność jest w ich sytuacji wskazana nawet przy takiej przewadze. Raczej nie wiedzą, co ich czeka, ale faktem jest, że utrudniają nam obliczenia tymi nagłymi zmianami kursu.

— Hm… — brwi Malone’a, którego twarz była widoczna na ekranie łączności fotela, zmarszczyły się. — Masz rację, ale całe to tańczenie i tak im nie pomoże przy spotkaniu z poważniejszymi siłami, a muszą zbliżyć się do Zeldy na odległość strzału… Chyba że mają zamiar pałętać się po zewnętrznej części systemu, pozwalając nam robić, co chcemy, w wewnętrznej. A to bez sensu. Wychodzi na to, że wystarczyłoby czekać na orbicie, dopóki nie obiorą ostatecznego kursu zbliżeniowego do planety, potem doprowadzić do boju spotkaniowego i przechwycić ich, nim baza znajdzie się w zasięgu ich rakiet.

— Ale tylko przy założeniu, że mielibyśmy odpowiednie siły do klasycznego boju spotkaniowego, sir — zwrócił uwagę Trikoupis. — Nie mogliśmy przewidzieć ich sposobu podejścia, więc czekanie na orbicie nie byłoby sensownym posunięciem. A w ten sposób już wymusili na nas kilka zmian kursów, co spowodowało spowolnienie naszej szybkości, a to oznacza mniejszą prędkość początkową, gdy będziemy chcieli się od nich oderwać. No i wystrzelili sondy zwiadowcze: każda zmiana kursu i każde zwłoka w przechwyceniu zwiększają szansę wykrycia nas, sir.

— Wiem — westchnął Malone. — Naprawdę lubiłem tę robotę, gdy wszystko było jasne i proste. Jestem pewien, że te nowe zabawki, które nam wpychają, są potrzebne, ale dziwnym trafem każda z nich bardziej komplikuje sytuację, i to w postępie geometrycznym. A co gorsza, wygląda na to, że przeciwnik też się tego domyślił.

— Fakt, na to wygląda, sir.

Trikoupis spojrzał na ekran taktyczny fotela i musiał przyznać, że wywiad tym razem miał rację — formacja napastników bardziej przypominała sojuszniczą: okręty znajdowały się blisko siebie i utrzymywały miejsca w szyku. Tego jednak nie powiedział, gdyż było to oczywiste. Zamiast tego zauważył:

— Ale przynajmniej zdaje się, że w końcu wzięli ostateczny kurs.

— Prędzej czy później musieli — ocenił Malone energiczniej i dodał: — Mój oficer taktyczny proponuje, żebyśmy obrali kurs 0-0-9 na 0-3-1 przy dwustu g. Co o tym sądzisz?

— Moment, sir.

Raczej rzadko się zdarzało, aby wiceadmirał RMN pytał o radę kogoś, kto nie był nawet kapitanem z listy w tejże Królewskiej Marynarce, ale Malone miał tylko pięć superdreadnoughtów z jednostkami osłony. A trzy z nich: Izzie, Esterhaus i HMS Belisarius należący do klasy Medusa znajdowały się pod komendą Trikoupisa. I tylko ich obecność powodowała, że Malone nie opuszczał właśnie systemu z maksymalną możliwą prędkością. Adler, Basilisk i Alizon nauczyły Sojusz, by nie lekceważyć zasobników holowanych Ludowej Marynarki, a sądząc po małych przyspieszeniach rozwijanych przez nadlatujące okręty, nie ulegało wątpliwości, że miały ze sobą spory ich zapas.

Jednakże obecność okrętów Trikoupisa zmieniała sytuację — a przynajmniej taką on sam i Malone mieli nadzieję. Praktycznie rzecz biorąc, oba klasyczne superdreadnoughty były tu tylko po to, aby zwiększyć skuteczność obrony antyrakietowej, podczas gdy na trzech pozostałych miał spocząć prawdziwy ciężar walki.

— 0-0-9 na 0-3-1 wygląda sensownie, sir — oświadczył Trikoupis, gdy na ekranie taktycznym fotela wyświetlił się proponowany kurs i przewidywane jego konsekwencje. — Zakładając, że ani oni, ani my nie zmienimy przyspieszenia, za siedemdziesiąt pięć minut znajdziemy się w odległości skutecznego ostrzału rakietowego.