Выбрать главу

– Nic możesz siebie winić. Decyzja należała do niego.

– Wszystkie decyzje należą do mego – odparła gorzko Maddie.

Tej nocy niewiele spała, leżała wpatrując się w sufit. Nie znalazła odpowiedzi na nękające ją pytania, ale na długo przed wschodem słońca wstała i ubrała się. Przed długim, ceglanym budynkiem było jeszcze ciemno, ale ojciec już na nią czekał.

– Jadę za nim – oświadczyła Maddie. Usta miała zaciśnięte w wąską kreskę. – Nie powinnam i może tego pożałuję, ale jadę do niego.

Ojciec lekko się uśmiechnął.

– Tak myślałem, że to zrobisz. My, Worthowie, zwykle ruszamy na podbój tego, co chcemy. Chciałaś śpiewać i udało ci się.

– A teraz chcę tego mężczyzny.

Jeff błysnął zębami w szerokim uśmiechu.

– Masz to po matce.

Maddie podniosła na niego wzrok. Ring mówił, że Jefferson Worth musi być już stary, ale jej nadal wydawał się dość przystojny i nie wyobrażała sobie bez niego życia. Pod wpływem impulsu, objęła go w pasie i uścisnęła. Jeff pogładził córkę po włosach.

– Tracimy czas. Ruszajmy po niego.

Zanim się przygotowali do drogi, osiodłali konie, spakowali juki, Thomas, Bailey i Link byli już gotowi, by z nimi wyruszyć. A kiedy wsiedli na konie, przyłączyli się do nich Amy, Laurel i Dobre Ucho. Maddie nie śmiała unieść głowy. Jak zwykle, rodzina przychodziła jej z pomocą.

– Ruszajmy ocalić tego twojego chłopca – odezwał się niecierpliwie Bailey. – Brakowało mi rozrywki. Za spokojnie tutaj. Choć, niech mnie kule biją, nie wiem ile uda nam się zdziałać z babami i dzieciakami.

– Strzelam lepiej niż ty – oświadczyła Laurel. – Jesteś taki ślepy, ze nie widzisz dalej niż czubek swego nosa.

– Jeff, ta twoja smarkula nie ma za grosz respektu, wyrzekał Bailey.

Maddie uśmiechnęła się do ojca i ruszyli w dół zbocza.

Drugiego dnia podróży Thomas i Jeff gwałtownie się zatrzymali. Dobre Ucho zsiadł z konia i wsunął się między drzewa, zaś Link i Bailey otoczyli kobiety, żeby je osłonić.

Maddie wstrzymała oddech. Nie pamiętała, kiedy ostatnio tak podróżowała, że każdy ruch mógł oznaczać niebezpieczeństwo. Wszyscy stali jak najciszej, nasłuchując. Maddie niczego nie słyszała i zastanawiała się, jakim cudem jej ojciec i jego towarzysze mogą mieć tak wyostrzony słuch: kiedy jednak dobiegł ją jakiś odgłos, nie była pewna, czy się nie myli. Szeroko otworzyła oczy i wyprostowała się w siodle.

– To on – szepnęła.

Ojciec odwrócił się w jej stronę, marszcząc brwi. Uczył ją, żeby się nie odzywała, kiedy mogą być w niebezpieczeństwie. Jednak Maddie nie zwróciła uwagi na jego minę i popędziła konia, ruszając w dół zbocza, a pozostali pognali za nią.

Od trzech tygodni nie zaśpiewała jednej nuty, ale teraz na grzbiecie galopującego, potykającego się konia zaczęła śpiewać. Nie była pewna co, ale chyba był to fragment z Carmen, kiedy bohaterka śpiewa o swoim oficerze.

Ring jak burza ruszył w dół zbocza, a zbliżywszy się do dziewczyny, porwał ją z konia i zaczął gwałtownie całować.

– Nie mogłem tego zrobić – powiedział. – Nie mogłem cię utracić.

Maddie nie obchodziły żadne słowa, chciała go tylko obejmować, czuć go przy sobie, dotykać. Siedzieli na koniu, całując się, obejmując, podczas gdy wokół gromadzili się ludzie: po jednej stronie stanęła rodzina Maddie, po drugiej Ringa. Po chwili rodziny poczęły się niecierpliwić i Jamie wystąpił do prz- Nazywam się James Montgomery, a to mój brat, Ring – zwrócił się do Thomasa i Jeffa. Jaffa jego głosie brzmiał lekki strach, ponieważ oto rozmawiał z ludźmi, którzy stanowili dla niego legendę.

Ring pierwszy zdał sobie sprawę, że on i Madzie mają widzów, popędził więc Karego w stronę drzew. Oderwał od siebie Madzie.

– Musimy porozmawiać- oświadczył.

Madzie bała się słów. Kiedy się całowali, kochali, wszystko było dobrze. Kłopoty zaczynały się dopiero, kiedy rozmawiali.

– Później – szepnęła, znowu go całując.

– Nie – powiedział zdecydowanie.

Zsiadł z konia i wyciągnął po Madzie ręce. Kiedy znalazła się na ziemi, przytrzymał ją na odległość ramienia.

– Chcę to powiedzieć teraz, póki jeszcze mogę, bo nie jestem pewien, czy później znajdę dość odwagi, by to zrobić.

– Odwagi? – Serce Madzie zaczęło łomotać. – Odwagi, żeby co mi powiedzieć?

Odsunął się od niej, stając do niej plecami.

– Odwagi, by przyznać, że miałaś rację – odparł cicho.

Madzie zamrugała oczami, potem obeszła go, stając z nim twarzą w twarz.

– Rację w czym?

– Może miałaś rację w wielu sprawach.

Spojrza na nią. Pod jego oczami dostrzegła ciemne kręgi. On widocznie też sypiał równie mało jak ona.

– Ruszyłem do desperate. Zamierzałem postawić Yovingtona przed sądem polowym, ale ciągle słyszałem twoje słowa, że chodzi mi wyłącznie o zemstę.

Odwrócił wzrok.

– Przypuszczam, że zbyt dużą część życia spędziłem samotnie. – Uśmiechnął się. – Samotny z ośmiorgiem rodzeństwa. Nie wiem, jak mi się to udało, ale jednak.

Znowu popatrzył na Madzie.

– Miałaś rację, mówiąc, że zawsze robiłem to, co chciałem. Rodzina nigdy mnie nie powstrzymywała, cokolwiek bym chciał zrobić. Nie przypuszczam, żebym się nauczył znaczenia kompromisu.

Podeszła do niego, kładąc mu ręce na piersi.

– Co się zdarzyło w drodze do Desperate?

– Uświadomiłem sobie, że pierwszy raz w życiu mogę nie dostać tego, czego chcę. Toby twierdzi, że jestem rozpuszczony, że dzięki pieniądzom Montgomerych zawsze mogłem sobie wszystko kupić i bez pieniędzy nie umiałbym Sobie poradzić. Wydawało mi się, że stary nie wiedział, co mówi. Pieniądze na nic się nie zdają, kiedy jest się otoczonym przez zgraję Indian.

Popatrzył na Maddie i pogładził jej policzek.

– Kiedy cię zostawiłem, uważałem, że masz humory. Wydawało się to rozsądnym wytłumaczeniem, biorąc pod uwagę takt, że jesteś kobietą, a do tego śpiewaczką.

Myślałem, że dorwę Yovingtona, potem zabiorę cię do Warbrooke i Wszystko będzie tak, jak to sobie zaplanowałem.

Przerwał i zaczerpnął tchu.

– Dopiero Jamie uświadomił mi, że wcale tak się nie musi stać,

– Co takiego zrobił?

– Powiedział, że będzie mu brakowało twojego śpiewu. Wtedy Toby dodał, że on też będzie tęsknił za tą kocią muzyką. Roześmiałem się i powiedziałem, że kiedy wrócimy do domu, nasłuchają się ciebie do woli. – Umilkł. – Na to Jamie odparł: „Nie tym razem, braciszku. Tym razem przegrałeś". Przypuszczam, że do tamtej chwili uważałem to, co powiedziałaś, za zwykłe dziewczęce fochy.

Ujął jej dłonie i uścisnął je mocno, aż do bólu, ale nie protestowała.

– Tamtej nocy nie mogłem zasnąć. Leżałem bezsennie, myśląc o życiu bez ciebie. Nie potrafiłem go sobie wyobrazić- Próbowałem sobie wytłumaczyć, że jeśli nie zgodzisz się ze mną zamieszkać, to tylko ty stracisz. Ja znajdę sobie inną kobietę – ale na próżno. Potrzebowałem wielu lat żeby cię znaleźć, i nie zamierzam cię wypuścić.

Pociągnął ją ku sobie, ale wysunęła się z jego uścisku.

– Opowiedz mi wszystko. Co zrobiłeś z Yovingtonem?

Uśmiechnął się do niej i przeciągnął palcami po włosach.

– Nie sądzę, żeby moja rodzina kiedykolwiek dowiedziała się prawdy, ale zrobiłem, jak powiedziałaś.

– Jak ja powiedziałam?

– Zostawiłem Yovingtona wojsku. Jamie, Toby i ja pognaliśmy do Fort Breck, powiedzieliśmy wszystko pułkownikowi Harrisonowi, a on z żołnierzami ruszył na Yovintgona. Nalegałem, żeby moje nazwisko nie pojawiło się w raporcie, więc cała chwała spłynęła na pułkownika, tak że może dostanie jakiś medal czy awans.