Выбрать главу

Z bijącym sercem Polly wyszła do środka i zobaczyła Paula. Był też myszołów na żerdzi przy otwartym oknie. A na ścianie, gdzie Paul pracował tak skoncentrowany, że wystawił język z kącika ust i w ogóle nie zauważył, że otworzyła drzwi, drugi myszołów odlatywał ku wschodzącemu słońcu.

W tej chwili Polly była skłonna wybaczyć Ankh-Morpork niemal wszystko. Ktoś przyniósł Paulowi pudełko kolorowej kredy.

Długi dzień wydłużał się jeszcze bardziej. Miała coś jakby władzę. Wszystkie miały. Ludzie się przed nimi rozstępowali. Walki ustały, one były tego przyczyną, a nikt nie wiedział dlaczego.

Były też zabawniejsze momenty. Może i miały władzę, ale rozkazy wydawał generał Froc. A generał Froc może i wydawał rozkazy, ale można było przypuszczać, że sierżant sztabowy Jackrum je uprzedza.

Może właśnie dlatego Kukuła poprosiła Polly i Stukacz, by z nią poszły. Wprowadzono je do pokoju, gdzie dwóch strażników stało po bokach zbaraniałego młodego człowieka o imieniu Johnny, który miał jasne włosy i niebieskie oczy, złoty kolczyk w uchu i spodnie spuszczone do kolan, gdyby Kukuła chciała sprawdzić jego kolejną wyróżniającą cechę.

Miał też podbite oko.

— Czy to ten? — zapytała major Clogston, która stała oparta o ścianę i gryzła jabłko. — Generał kazał ci przekazać, że dostaniesz wiano w wysokości pięciuset koron w złocie, z najlepszymi życzeniami od armii.

Johnny poweselał trochę, słysząc tę obietnicę. Kukuła zmierzyła go długim, uważnym spojrzeniem.

— Nie — uznała w końcu i odwróciła się. — To nie on. Johnny otworzył usta, ale Polly krzyknęła:

— Nikt was nie pytał o zdanie, szeregowy!

A taka była natura owego dnia, że się zamknął.

— Obawiam się, że to jedyny kandydat — stwierdziła Clogston. — Mamy dowolną liczbę kolczyków, jasnowłosych głów, niebieskich oczu i Johnnych. Oraz sporo różnych pieprzyków. Ale ten jedyny ma wszystko. Jesteś pewna?

— Całkowicie. — Kukuła raz jeszcze przyjrzała się chłopcu. — Mój Johnny musiał zginąć.

Clogston podeszła i zniżyła głos.

— W takim razie generał kazał nieoficjalnie przekazać, że może zorganizować świadectwo ślubu, obrączkę i wdowią rentę.

— Może to zrobić? — szepnęła Polly.

— Dla jednej z was? Dzisiaj? Zdziwiłabyś się, co jest możliwe — zapewniła Clogston. — Nie myślcie o niej źle. Chciała jak najlepiej. Jest bardzo praktycznym oficerem.

— Nie — odparła Kukuła. — Ja… To jest… Nie. Dziękuję, ale nie.

— Jesteś pewna? — spytała Polly.

— Całkowicie.

Kukuła zrobiła wyzywającą minę. A że nie była z natury osobą wyzywającą, efekt nie był dokładnie taki, jak sądziła i jaki być powinien; budził natomiast pewne skojarzenia z osobą cierpiącą na hemoroidy. Ale robił wrażenie.

— Jeśli jesteście pewna, szeregowy… — powiedziała Clogston. — No to w porządku. Odprowadźcie tego człowieka, sierżancie.

— Jedną chwileczkę — poprosiła jeszcze Kukuła. Stanęła przed Johnnym i wyciągnęła rękę. — Zanim cię stąd wyprowadzą, oddaj mi sześć pensów, ty sukinsynu!

Polly wyciągnęła rękę do Clogston, a major uścisnęła ją z uśmiechem. To było kolejne drobne zwycięstwo. Jeśli lawina jest dostatecznie potężna, potoczą się nawet kwadratowe kamienie.

Polly skierowała się do sporej celi przeznaczonej na kobiece koszary, a raczej koszary dla oficjalnych kobiet. Mężczyźni prześcigali się w wysiłkach, żeby dostarczyć tam poduszki albo drewno na opał. Wszystko to było bardzo dziwne. Polly odnosiła wrażenie, że są traktowane jak coś niebezpiecznego i delikatnego, powiedzmy na przykład, jak wielka i piękna waza pełna trucizny.

Kiedy skręciła za rogiem na wielki dziedziniec, zobaczyła tam de Worde’a i pana Chrieka. Nie było przed nimi ucieczki. Wyraźnie kogoś szukali.

De Worde rzucił jej spojrzenie pełne wyrzutu, ale i nadziei.

— Ehm… Czyli jesteście kobietami, tak? — zapytał.

— No… tak — przyznała Polly.

De Worde wyjął notes.

— To niezwykła historia — powiedział. — Naprawdę przebiłyście się aż tutaj i weszłyście do środka przebrane za praczki?

— Wie pan, jesteśmy kobietami i zdarzało nam się prać. Wydaje mi się, że było to bardzo chytre przebranie. Można nawet powiedzieć, że weszłyśmy do środka, w ogóle się nie przebierając.

— Generał Froc i kapitan Bluza mówią, że są z was bardzo dumni.

— Och, czyli dostał awans…

— Tak. A Froc mówi, że sprawiłyście się wspaniale jak na kobiety.

— No, chyba rzeczywiście — zgodziła się Polly. — Tak. Bardzo dobrze jak na kobiety.

— Generał oświadczył także… — De Worde sprawdził w notesie. — Oświadczył, że przynosicie chwałę kobietom tego kraju. Czy chciałabyś to jakoś skomentować?

Miał niewinną minę i może nie rozumiał zaciętego sporu, jaki właśnie wybuchł w głowie Polly. „Chwała dla kobiet tego kraju. Jesteśmy z was dumni” — te słowa jakoś usuwały je na bok, wskazywały właściwe miejsce, głaskały po głowie i odsyłały z cukierkiem. No ale od czegoś trzeba zacząć.

— To bardzo miło z jego strony — stwierdziła. — Chciałyśmy tylko wykonać swoje zadanie i wrócić do domu. Tego pragnie każdy żołnierz. — Zastanowiła się. — I jeszcze gorącej, słodkiej herbaty.

Ku jej zdumieniu starannie to zanotował.

— Ostatnie pytanie, panienko. Czy sądzisz, że świat bardzo by się zmienił, gdyby więcej kobiet było żołnierzami?

Zauważyła, że de Worde znów się uśmiecha, więc było to zapewne pytanie żartobliwe.

— Och, chyba powinien pan spytać generała Froca — odpowiedziała Polly.

I pomyślała: Chciałabym widzieć wtedy jej minę…

— Ale co ty o tym myślisz, panienko?

— Kapralu, jeśli można…

— Przepraszam, kapralu… I…?

Ołówek zawisł nad kartką. Wokół niego obracał się świat. Zapisywał wszystko, a potem jego słowa docierały wszędzie. Pióro niekoniecznie jest potężniejsze od miecza, ale prasa drukarska jest chyba cięższa od machin oblężniczych. Kilka słów może zmienić wszystko…

— No więc — zaczęła Polly — ja…

Jakieś zamieszanie wybuchło nagle przy bramie na drugim końcu dziedzińca. Wjechało przez nią kilku oficerów kawalerii. Byli chyba oczekiwani, bo Zlobeńcy ruszyli tam z wielkim pośpiechem.

— Aha… Widzę, że wrócił książę — stwierdził de Worde. — Chyba nie będzie zachwycony rozejmem. Wysłali mu na spotkanie kurierów.

— Czy może coś zmienić?

De Worde wzruszył ramionami.

— Zostawił tu kilku najwyższych rangą oficerów. Gdyby spróbował, byłoby to naprawdę szokujące.

Wysoki mężczyzna zeskoczył z siodła i teraz kroczył w stronę Polly, a raczej, jak sobie uświadomiła, do szerokich drzwi obok. Za nim sunęli rozgorączkowani urzędnicy i oficerowie, których ignorował. Ale kiedy przed twarzą ktoś pomachał mu białym prostokątem papieru, porwał go i zatrzymał się tak gwałtownie, że kilku oficerów wpadło na niego z tyłu.

— Hm… — mruknął de Worde. — To pewnie wydanie z rysunkiem. Hm…

Azeta została ciśnięta na ziemię.

— Tak, to chyba to.

Heinrich się zbliżał. Już widać było jego twarz jak burzowa chmura. De Worde przewrócił kartkę w notesie i odchrząknął.

— Będzie pan z nim rozmawiał? — zdziwiła się Polly. — W takim nastroju? Zabije pana!

— Muszę — wyjaśnił de Worde. A kiedy książę z asystą dotarli do drzwi, zrobił krok naprzód i odezwał łamiącym się nieco głosem: — Wasza wysokość? Czy zechciałby pan powiedzieć kilka słów?