Выбрать главу

Jackrum patrzył na kufel piwa, jakby w pianie usiłował zobaczyć własną przyszłość. Zdawało się, że w końcu podjął decyzję. Spod brudnej koszuli wyciągnął złoty łańcuszek, odpiął medalion i otworzył go delikatnie.

— Masz — powiedział i podał jej. — Ale niewiele ci z tego przyjdzie.

Po obu stronach medalionu były miniaturowe portrety — ciemnowłosej dziewczyny i młodzieńca o jasnych włosach, w mundurze Piersi i Tyłków.

— Dobrze pan wyszedł — stwierdziła Polly.

— Spróbuj powiedzieć coś innego, nie dam się nabrać.

— Nie, poważnie. Patrzę na ten obrazek, patrzę na pana… I widzę pańską twarz w jej twarzy. Bledsza, oczywiście. Nie tak… pełna. A kim był ten chłopak?

— William. Tak miał na imię — powiedziała Jackrum.

— Pański ukochany?

— Tak.

— I za nim poszedł pan do wojska?

— Tak. Ta sama stara historia. Byłam dużą, silną dziewczyną i… no, widzisz na portrecie. Artysta bardzo się starał, ale nigdy nie nadawałam się na obraz olejny. Najwyżej na akwarelę. Tam, skąd pochodzę, mężczyzna szukał sobie na żonę dziewczyny, która pod każdą pachą potrafi unieść prosiaka. I parę dni później niosłam prosiaki pod pachami, bo pomagałam ojcu, chodak utknął mi w gnoju i mój staruszek zaczął na mnie wrzeszczeć. Do demona z tym, pomyślałam. Willie nigdy nie wrzeszczał. No więc zdobyłam męskie łachy, mniejsza o to, w jaki sposób, obcięłam włosy, pocałowałam księżną i po miesiącu byłam już Wybrańcem.

— Kto to taki?

— Tak wtedy nazywaliśmy kaprala. Wybraniec. Tak, też mnie to bawiło. I zaczęła się moja kariera. Armia to łatwizna w porównaniu z prowadzeniem świńskiej farmy i opiekowaniem się trójką leniwych braci.

— Jak dawno to było, sierżancie?

— Prawdę mówiąc, trudno określić. Przysięgam, że nie wiem, ile mam lat. To szczera prawda — zapewniła Jackrum. — Tyle razy kłamałam co do swojego wieku, że w końcu sobie uwierzyłam.

Zaczęła bardzo starannie przekładać tytoń do nowego kapciucha.

— A ten młody człowiek? — spytała Polly cicho.

— Och, przeżyliśmy piękne, cudowne chwile. — Jackrum umilkła na chwilę, wpatrzona w pustkę. — Nigdy nie dostał awansu, bo się jąkał. A ja miałam dobry, mocny głos, a oficerowie to lubią. Williemu to nie przeszkadzało, nawet kiedy zostałam sierżantem. A potem zginął pod Sepple, tuż obok mnie.

— Tak mi przykro…

— Nie musi ci być przykro, nie ty go zabiłaś — odparła spokojnie Jackrum. — Ale przekroczyłam jego ciało i przebiłam drania, który to zrobił. Nie jego wina. Nie moja. Byliśmy żołnierzami. Parę miesięcy później przeżyłam sporą niespodziankę. Dałam mu na imię William, po ojcu. Dobrze się złożyło, że miałam trochę urlopu, co? Moja babcia go wychowała i zadbała, żeby miał fach w ręku. Został płatnerzem w Scritzu. Dobry zawód, nie ma co. Nikt nie zabije dobrego płatnerza. Podobno wygląda całkiem jak jego ojciec. Kapitan, którego kiedyś spotkałam, kupił od niego wściekle dobrą szablę. Pokazał mi, nie znając tej historii. Piekielnie dobra szabla. Miała zdobienia na głowni i wszystko. Broń z klasą. Ożenił się i ma już czwórkę dzieciaków, jak słyszałam. Ma też powóz z zaprzęgiem, służbę, wielki dom… Tak, widzę, że uważnie słuchasz…

— Łazer… no, raczej Łazer i księżna mówiły…

— Tak, tak. Mówiły o Scritzu i mieczu. To właśnie wtedy zrozumiałam, że nie tylko ja dbam o was, chłopaczki. Wiedziałam, że przeżyjecie. Staruszka was potrzebowała.

— Czyli musi pani tam pojechać, sierżancie!

— Muszę? A kto mi każe? Służyłam staruszce przez całe życie i teraz nic jej do mnie. Jestem wolnym człowiekiem, zawsze byłam.

— Na pewno, sierżancie? — spytała Polly.

— Ty płaczesz, Perks?

— No… To raczej smutna historia, sierżancie.

— Przyznam, że i ja szlocham raz na jakiś czas. — Jackrum wciąż pakowała tytoń do kapciucha. — Ale kiedy trochę się zastanowić, to miałam dobre życie. Widziałam, jak łamie się szarża kawalerii w bitwie pod Slomp. Stałam w Cienkiej Czerwonej Linii, która odparła ciężką brygadę w Baranim Dryfie. Pod Raladan uratowałam imperialny sztandar przed czterema prawdziwymi sukinsynami. Widziałam wiele obcych krajów i poznałam sporo ciekawych ludzi, których w większości później zabiłam, zanim oni zdążyli załatwić mnie na dobre. Straciłam kochanka, lecz mam syna. Wiele jest kobiet, które spotkał gorszy los. Możesz mi wierzyć.

— I… wypatrywała pani innych dziewcząt…

— Tak. To się stało takim jakby hobby. Większość z nich to były przerażone dzieciaki uciekające od bóg wie czego. Szybko je wykrywali. Sporo było takich jak Kukuła, idących za swoim chłopakiem. Ale niektóre miały to, co nazywam błyskiem. Trochę ognia. Trzeba było tylko wskazać im właściwy kierunek. Lekko je popychałam, można powiedzieć. Sierżant ma czasem sporo możliwości. Tu słowo, tam skinienie, czasem nawet jakieś poprawki w dokumentach, szept w ciemności…

— …para skarpet — dokończyła Polly.

— Właśnie. — Jackrum uśmiechnęła się szeroko. — Zawsze strasznie się przejmowały tym latrynowym interesem. To najmniejsze z waszych zmartwień, powtarzałam zawsze. W czasie pokoju nikogo to nie obchodzi, w czasie bitwy wszyscy sikają tak samo i szybko. Jasne, pomagałam im. Byłam dla nich, jak to się nazywa, taką szarą eminencją, która szarą maścią smaruje im drogę na szczyt. Chłopaczki Jackruma… tak je nazywałam.

— Niczego nie podejrzewały?

— Jak mogły podejrzewać Wesołego Jacka Jackruma, pełnego rumu i octu? — Drwiący uśmieszek sierżanta wrócił na miejsce. — Jacka Jackruma, który beknięciem umie przerwać bijatykę w barze? O nie. Mam wrażenie, że niektóre coś podejrzewały. Niektóre może doszły nawet do tego, że coś gdzieś się dzieje. Ale ja byłam tylko wielkim i grubym sierżantem, który znał wszystkich i pił wszystko.

Polly przetarła oczy.

— A co pani teraz zrobi, jeśli nie chce pani jechać do Scritzu?

— Och, odłożyłam sobie trochę — odparła Jackrum. — Prawdę mówiąc, nawet więcej niż trochę. Rabunek, plądrowanie, grabież… I nie wysikałam tego pod ścianą, jak inne chłopaki. Chyba pamiętam większość tych piekielnych miejsc, gdzie je zakopałam. Zawsze myślałam, że założę sobie gospodę albo mały zamtuzik. Porządny lokal z klasą, nic takiego jak tamten cuchnący namiot. Nie, chodzi mi o taki z szefem kuchni i kandelabrami, mnóstwem czerwonego aksamitu… bardzo ekskluzywny. Znalazłabym jakąś elegancką damę na szefową, a sama byłabym wykidajłą i barmanem. Dam ci wskazówkę, mały, która pomoże w karierze; niektórzy z moich chłopaczków sami to odkryli: czasem pomaga, jeśli odwiedzasz te grzeszne miejsca, bo inaczej ludzie zaczną się zastanawiać. Zawsze zabierałam tam książkę do czytania i sugerowałam młodej damie, że powinna się przespać, bo nie ma łatwej pracy. Polly zostawiła tę kwestię.

— Czyli nie chce pani zobaczyć wnuków?

— Nie chcę mu się pakować na głowę, mały — odparła Jackrum stanowczo. — Nie śmiałabym. Mój syn jest szanowanym obywatelem miasta. Co mu mogę zaproponować? Nie chciałby, żeby tłusta starucha pukała do kuchennych drzwi, pluła wszędzie tytoniem i tłumaczyła, że jest jego matką.

Przez chwilę Polly wpatrywała się w ogień. Nagle poczuła, że nowa myśl wkrada się jej do głowy.

— A gdyby tak zasłużony sierżant sztabowy, błyszczący od galonów, brzęczący medalami, podjechał wspaniałą karocą przed drzwi frontowe i wytłumaczył mu, że jest jego ojcem?

Jackrum milczała.