Ale kapitan z orderami to jedno, a generał, Bohater Związku Radzieckiego – coś zupełnie innego! Z Pieti był lotnik pierwsza klasa, jak to mówią, – miał iskrę bożą, ale mimo wszystko wyglądało to jak bajka.
Bożko zmrużył oczy, wpatrując się w twarz nieszczęsnego opoja.
– Jegorek? Jegor Dorin? Nie może być! O, kurka wodna!. Chciał go uściskać, ale poczuł nieprzyjemny zapach i zrezygnował.
– No, ale wyglądasz! W życiu bym nie pomyślał, że nasz „Niemiec” może się tak schlać. Czy może coś się stało?
– Jesteś generałem-majorem? – tępo spytał Jegor, jak zaczarowany patrząc na romby Pieti. – Jak to możliwe?
– A możliwe. – Bożko roześmiał się z zadowoleniem. – Po bitwie nad Chałchyn-goł przeskoczyłem z kapitana od razu o dwa stopnie. Podpułkowników jeszcze wtedy u nas nie było, tak że od razu awansowałem na pułkownika. To się nazywa szczęście! Miałem już dwanaście zestrzeleń na koncie. A na wojnie z Finlandią doszło jeszcze sześć i dali mi Bohatera. A po historii z junkersem, kiedy powsadzali całe nasze naczalstwo, dostałem nominację na zastępcę dowódcy wojsk powietrznych kijowskiego okręgu wojskowego. No i w ślad za tym – romby, akurat teraz mi dali. Znowu miałem szczęście. Jeszcze pół roku temu byłby jeden romb, ale obecnie stopnia kombryga już nie ma, więc dostałem od razu dwa. I co, dwudziestoczteroletni generał? Jak Napoleon, kurka wodna!
– Fajnie! – zachwycił się Dorin. – A co to za historia z junkersem?
Pietia się zdziwił.
– Co, nie słyszałeś? Cała Moskwa o tym szeptała. Chociaż w gazetach oczywiście nie było… – Obejrzał się na milicjantów, na gapiów. – Opowiem ci po drodze. Tylko że ja takiego zasrańca do samochodu nie wpuszczę. Dopiero co mi go wydali, jest nowiutki. Po prostu marzenie, nie auto. Ej, milicja, znajdzie się tu gdzie wychodek?
– Tak jest, towarzyszu generale, na końcu bulwaru jest publiczna toaleta – zameldował posterunkowy.
– Pójdziemy, Jegorka, to się choć umyjesz. Bo tak to ani cię uściskać, ani powąchać. Ej, Stecenko, wiem, że w bagażniku masz i kurtkę, i koszulę, i zapasowe spodnie. Dalej, dalej, nie bądź skąpiradłem!
Pietka wziął od szofera zawiniątko z ubraniem i poprowadził Dorina w dół bulwaru, do szaletu publicznego. Przez cały czas, kiedy Jegor nacierał się kawałkiem mydła i od stóp do głów oblewał zimną wodą, świeżo upieczony generał nawijał bez przerwy:
– Jak to, nic nie wiesz o junkersie? Całe lotnictwo na uszach stanęło. Trzy tygodnie temu, wprost na lotnisku przy stadionie „Dynama”, w biały dzień, nagle ląduje transportowy Ju-52. Wyobrażasz sobie? Nie zauważyła go ani straż graniczna, ani obrona przeciwlotnicza, ani obserwacja naziemna. Pilot, Niemiec, plecie jakieś bzdury, że ponoć chodziło o zakład. Ale nie pilot jest ważny. Tak się zbłaźnić przed Szwabami! I bez tego przewąchują, gdzie u nas jest słaba obrona. Każdego dnia krążymy nad granicą i patrolujemy. A tu wpieprza się junkers, leci przez pół kraju i ląduje prawie że na placu Czerwonym. A gdyby to był bombowiec, to mógłby zrzucić bomby na Kreml! Raban się zaczął, matko jedyna! Cała góra poszła w diabły z wielkim hukiem. Za niedbalstwo, bałagan i osłabienie prestiżu radzieckich sił powietrznych. Wiesz, jak u nas jest – jak zaczynają ciąć, to do samego korzenia. Zdjęli mnóstwo dobrych dowódców, większość absolutnie za nic. Ale za to dali zielone światło dla młodych. Mnie się poszczęściło.
Pietia z zadowoleniem poklepał się po błękitnym lampasie.
Do Specjalnego Kijowskiego Okręgu Wojskowego przypisane jest dziesięć dywizji lotniczych! „Jaki z ciebie, u diabła, zastępca dowódcy?”, chciał mu powiedzieć Dorin. Ale się nie odezwał, bo między nim a Bożka wytworzył się już zbyt duży dystans.
– A ty czego wódę chlejesz? – spytał Piętka. – Wywalili cię z wojska?
Jegor pokręcił przecząco namydloną głową.
– Służysz? To dobrze. W jakim stopniu?
– Lejtnanta.
Nie dodał, że bezpieczeństwa.
– Eeej – zmartwił się Piętka – takiego lotnika marnują? Latasz chociaż czy może w sztabie?…
– Nie latam. Słuchaj, a którego dziś mamy?
– Taak. Nieźle sobie dałeś w szyję. Dwunastego.
– Jakiego miesiąca?
Okrągła twarz majora przybrała poważny wyraz.
– Widzę, Jegor, że jesteś w niezłym korkociągu. Zalewasz robaka, bo nie dopuszczają cię do lotów? Dzisiaj mamy dwunastego czerwca. I na wszelki wypadek dodam, że tysiąc dziewięćset czterdziestego pierwszego roku.
Dopiero dwunastego czerwca? To znaczy, że przesiedział, a raczej przeleżał w piwnicy ledwie cztery tygodnie. Myślał, że o wiele dłużej…
– Wyrzuć to w cholerę. – Bożko z obrzydzeniem pokazał gatki i podkoszulek. – Włóż portki na goły tyłek, zawsze to lepiej… No, teraz się możemy ukochać.
Objęli się i mocno uściskali.
– Przywrócę ci ludzki wygląd – obiecał stary przyjaciel, klepiąc Dorina po ramieniu. – Tylko daj mi słowo, że skończysz z wódą. Dobra?
– Dobra. – Jegor uścisnął wyciągniętą dłoń.
– Ani kropli? Słowo honoru?
– Słowo.
– No i dobrze. Zapiłeś, zdarza się ludziom. Pewnie miałeś powód. Potem mi opowiesz. Wiesz co, chodź do mnie do okręgu. Przeniesienie zorganizuję, to nie problem. Obiecuję: od razu siądziesz za sterami. Dostaliśmy kilka nowych jaków do oblatania. Złoto nie maszyna. Ty przecież fantastycznie latałeś. A jak strzelałeś! Tak, cenne kadry mi się przydadzą – Mrugnął porozumiewawczo. – No i tobie też nie zaszkodzi mieć na górze jakąś pomocną łapę. Jedziemy, uczcimy to. Mam w Moskwie mieszkanie, żebym nie musiał się tułać po hotelach. Należy mi się służbowo.
– Pojedziemy przez Łubiankę? – spytał Dorin, przeglądając się w lustrze.
Czyżby to był on? Zapadnięte policzki, jasna broda, zapadnięte oczy, a skóra sina, porowata.
– Jak chcesz, to pojedziemy. A co, masz tam jakąś sprawę?
Jegor udał, że nie słyszał pytania.
– Mówisz, że Szwaby robią się bezczelne? Jak tam u was w ogóle, na zachodzie?
Wyszli z szaletu. Limuzyna czekała niedaleko, lakier błyszczał w słońcu.
– Fatalnie. Pełno ich się kręci wzdłuż granicy. Ale rozkazu gotowości bojowej nie było. Przeciwnie, jest surowy zakaz prowokowania tamtych. Przejawiać czujność, ale nie zaczepiać. Za strzelanie do samolotu naruszającego przestrzeń powietrzną – trybunał. Ale teraz porozmawiałem w narkomacie i w sztabie generalnym. Zdania są różne. Niektórzy mówią, że dziś albo jutro dostaniemy pierwszy stopień gotowości bojowej. Ale zastępca narkoma szepnął mi w tajemnicy: za cholerę nic z tego nie będzie, za tydzień zacznij puszczać ludzi na urlopy. Polityka, bracie. Ja się na tym nie znam.
Do placu Dzierżyńskiego dojechali w minutę. Naprzeciwko gmachu głównego Jegor poprosił:
– Powiedz szoferowi, żeby się na chwileczkę zatrzymał.
Kiedy samochód stanął, Dorin wygramolił się na chodnik, po czym odwrócił się i powiedział:
– Dzięki, Pietia. Pomyślnych lotów i miękkich lądowań. Na pewno się zobaczymy.
I przebiegł przez ulicę.
Bożko wychylił się i coś krzyczał w ślad za nim, ale Jegor tylko pomachał mu ręką.
Spraw miał całą kupę. Pilnych, arcyważnych.
Dopiero kiedy już znalazł się w głównym wejściu, przy biurze przepustek, uświadomił sobie, że w żaden sposób nie dostanie się do środka. Zadzwonił do gabinetu Październicyna – nikt się nie odezwał.