Выбрать главу

— Nikt tutaj się niczego nie domyśli z ruchów naszych ciał — powiedziała Fafnepto. — Słusznie zwróciłaś się do mnie, bo żadna inna nie ośmieliłaby się ci o tym powiedzieć. Czy wiesz dużo o Córach?

— Aż za wiele. Powodują nieskończone kłopoty-męki. Wolałabym, by wszystkie umarły.

— Tak samo jak Eistaą. Było ich tu wiele, zamkniętych w sadzie owocowym dla zapobieżenia rozchodzeniu się ich jadów. Potem przybyły nowe spoza miasta i również zostały uwięzione. Ujęła się za nimi uczona imieniem Ambalasei. Jej krew pragnie poczuć Eistaą na swych zębach. Ambalasei uwolniła je wszystkie i zabrała stąd.

— To musiało być trudne.

— Miała uruketo. Wzięła je bez zgody Eistai, załadowała wszystkie uwięzione i odtąd przepadły bez wieści.

— Odpłynęły? Jak?

— Tego nie wiem. Innym nie wolno o tym wspominać, ale ze mną Eistaą nadal o nich rozmawia. Mam wypytywać we wszystkich odwiedzanych przeze mnie miastach o uruketo i jego ładunek. Nigdzie się nie pojawiło. Zniknęło bez śladu.

Vaintè zatopiła się na jakiś czas w myślach, nim ponownie zwróciła się do Fafnepto.

— Uważam, że mówiąc o tym ze mną, kierujesz się jakimś głębszym powodem. Czy jest tak, Fafnepto?

— Jest.

— Pytałaś o ustuzou z Gendasi*. Szukasz też uruketo. Czy uważasz za możliwe, że uruketo popłynęło do Gendasi*?

— Szukałam w wielu miejscach. Sądzę, że uruketo opuściło Entoban*. Jeśli tak — to gdzie może być?

Vaintè odpowiedziała po starannym namyśle.

— Wypytujemy się nawzajem. Opływamy sedno, lecz nie zbliżamy się do niego. Powiem jasno. Uważam, że uruketo przepłynęło ocean. Pozostaje tylko jedna kwestia — czy powiesz o tym Saagakel? A może ja mam to zrobić?

— Zakazała mi wspominać o tej sprawie.

— Mnie nie zabroniła, więc się tym zajmę. Czy byłaś w mieście, gdy to się stało?

— Nie.

— Muszę dowiedzieć się czegoś więcej, nim ośmielę się zwrócić do Eistai. Kto zgodzi się pomówić o tym ze mną?

— Porozmawiaj z Ostuku. Choć gruba, jest inteligentna. Pomoże ci.

Rozstały się w przyjaźni. Vaintè miała teraz wiele do myślenia. Wiedziała, że w tak delikatnej sprawie nie ma się co spieszyć. Nie dopuszczała, by nowe wiadomości odbijały się w sposobie jej mówienia. Śledziła jednak Ostuku i pewnego ranka wypatrzyła sposobność do rozmowy. Eistaa przemawiała do swych doradczyń. Po naradzie Ostuku wyszła z ambesed. Vaintè poszła za nią i zwróciła się bardziej przyjaźnie.

— Ostuku, najbliższa Saagakel. Czy mogę z tobą porozmawiać, czy też zajmują cię bardzo pilne sprawy?

— Ważne, lecz nie takie pilne.

— W takim razie proszę o wiedzę od kogoś bardzo mądrego. Na osobności.

Ostuku zastanawiała się przed odpowiedzią.

— Z przyjemnością. Bardzo lubię pewien zagajnik pełen słońca i cienia.

— Wdzięczność-zwielokrotniona.

Do wspomnianego przez Ostuku zagajnika doszły w milczeniu. Rozgrzane słońcem, pięknie wyrzeźbione ławy zachęcały do siedzenia czy leżenia. Wokół wysokich drzew rosły kwiaty i zielona trawa. Spoczęły w cieniu, bo słońce stało wysoko. Vaintè od razu przystąpiła do rzeczy.

— Potrzebuję porady. Zwróciłam się do Fafnepto, a ta mi powiedziała, że najmądrzejszą uzyskam od ciebie — nie licząc oczywiście Eistai. To bardzo delikatna sprawa. Rozumiem, że żadna nie może jej poruszać w obecności Eistai. Mam do przekazania specjalne wiadomości. Czy mogę z tobą porozmawiać?

Ostuku cały czas słuchała w milczeniu. Potem rozejrzała się po pustym gaju i zwróciła do Vaintè.

— Czy to dotyczy Cór Życia?

— Tak.

Ostuku wyraziła wielkie zmartwienie i wielki wstręt.

— Eistaa nie pozwala o nich mówić w swej obecności. Możemy jednak o nich porozmawiać, jeśli zapewnisz mnie, że to ważne.

— Zapewniam. Fafnepto wie o nich coś, co chce przekazać Saagakel. Ponieważ jednak ma zakaz mówienia w tej sprawie, zrobię to za nią. By jednak mówić jasno, muszę wpierw dowiedzieć się czegoś więcej. Czy mi pomożesz?

— Pomogę ze względu na Eistaę. Ta sprawa bardzo złości nas wszystkie.

— Wiem, że niejaka Ambalasei pomogła uciec trzymanym tu więźniarkom. W uruketo.

— Tak. Nigdy nie podejrzewałam tej starej o taką bezczelność i przebiegłość. Nabrała mnie i nas wszystkich. Eistaa nigdy jej nie wybaczy.

— Wracając do sprawy. Czy wśród więzionych były przybyłe niedawno do miasta?

— Były.

— Muszę zapytać, choć upłynęło wiele czasu. Czy pamiętasz ich imiona?

— Tylko jedno. Rozumnej, silnej Yilanè, która ośmieliła się spierać z Eistaa. Odważna, lecz nieroztropna. Nazywała się Enge.

Vaintè tak bardzo wykrzywiła się z gniewu i innych silnych uczuć, że Ostuku aż się odsunęła. Vaintè przeprosiła ją szybko.

— Najniższa do najwyższej, nic z tego nie czuję wobec ciebie. Znam tą Enge, znam ją aż za dobrze, bo byłyśmy efenselè. Wraz z tym, co powiedziała mi Fafnepto, wszystko zaczyna się układać w możliwą odpowiedź. Wiedza-prawdopodobieństwo, dotąd Ambalasei odpłynęła na uruketo.

Ostuku wyraziła wdzięczność. — Fafnepto za skierowanie cię do mnie, tobie za wyrażenie myśli. Jeśli masz taką wiedzę, to musisz ją natychmiast zdradzić Saagakel, bez względu na zakaz. Tylko ty możesz to uczynić. Czy zrobisz to, narażając się na gniew Eistai?

— Gotowa jestem na śmierć za gościnę, jakiej udzieliła mi ona i to miasto.

— Dobrze powiedziane. Podziękowania od wszystkich. Ta sprawa już zbyt długo dręczy Eistaę. Wdzięczność po wielokroć większa, jeśli zdołasz jej pomóc.

— Zrobię to jeszcze dziś. Prośba o wskazanie kogoś potrafiącego malować, bo nim przemówię, muszę ozdobić ramiona wzorami największej wagi.

— Poślę po kogoś. Zrobię to jeszcze dziś.

Załatwiwszy wszystkie pilne sprawy miasta, Saagakel siedziała zmęczona, opierając się o nagrzane drewno. Odpowiedzialność to nie przelewki. Zauważyła, jak odsuwają się stojące blisko i dostrzegła powoli nadchodzącą Vaintè. Miała ona ramiona pomalowane we wzory ważności-konieczności rozmowy na osobności. Saagakel bardzo to zainteresowało, bo męczyły ją już błahe problemy miasta. Poruszyła się i wstała.

— Idę do sadzawki, gdzie nikt mi nie przeszkodzi. Chodź ze mną, Vaintè, porozmawiamy.

Gdy znalazły się same, wzięła kawałek zimnego mięsa, leżącego tam zawsze na wypadek nagłego głodu, ugryzła i oddała resztę Vaintè. Ta wzięła go uroczyście, pożuła powoli i przełknęła, nim zaczęła mówić.

— Ja, która byłam eistaą, zwracam się do ciebie jako do Eistai. Obie cierpiałyśmy z tego samego powodu. Poruszę bolesne sprawy, lecz tylko dlatego, że widzę przyszły kres kłopotów. Chcę mówić o Córach Życia, które nazywam Córami Śmierci. Czy mnie wysłuchasz?

Ciało Saagakel wykręcił gniew, natychmiast podzielony przez Vaintè. Czuły też nienawiść, a nic tak nie łączy, jak ona.

— Mów — nakazała Saagakel — bo widzę, że myślimy o tym tak samo. Powiedz mi, co wiesz — i co możesz zrobić. Pomóż mi zrzucić brzemię przygniatające me dni, a chwycisz moje prawe kciuki jako najwyższa we wszystkim. Mów!

Vaintè wyraziła wdzięczność i uległość.

— Muszę powiedzieć ci o rzeczach dawnych, które wpływają na sprawy obecne. Rodzimy się w efenburu. Nie wybieramy go. Miałam efenselè, której się wyrzekłam. Pragnę jej śmierci. Nazywa się Enge, przewodzi innym Córom Śmierci.