Выбрать главу

— To nadal nie jest tanie — rzekła kobieta, podnosząc głos, by przekrzyczeć szum wiatru i fal. Wiatr i krople wody zburzyły jej fryzurę. Miała na sobie luźne spodnie i bluzkę z długim rękawem, mimo upału.

Connors obdarzył ją szerokim uśmiechem.

— Istotnie nie jest. Ale jest znacznie lepiej niż było. Rzędy wielkości lepiej.

Mężczyzna, młody, ale już przysadzisty i łysiejący, przybrał poważny wyraz twarzy.

— Tak, ale bez względu na to, jak pan to ujmie, misja dodatkowa nie wystartuje zgodnie z planem. Kiedy nastąpi start?

Nie zastanawiając się nawet sekundy, Connors odparł:

— Planujemy, że w następny poniedziałek. Start prawdopodobnie nastąpi nocą, nic wiemy jeszcze na pewno.

— Ale okno startowe…

— Tutaj możliwa jest znaczna elastyczność. Dzięki dodatkowym dopalaczom napędu nuklearnego możemy znacząco poszerzyć okno startowe.

Kobieta poprosiła ich, żeby się na moment zatrzymali. Zdjęła buty, wytrząsnęła z nich piasek, a następnie upchała je w wielkiej torbie przewieszonej przez ramię.

Mężczyzna zwrócił się do Craiga:

— Czy tydzień wystarczy na uzupełnienie ładunku wszystkim, co jest potrzebne?

— Ma pan na myśli zapasowy generator? — Connors z zapałem pokiwał głową. — I tu widać, jak popłaca dobra strategia logistyczna. Trzymamy zapasowe elementy w magazynie od chwili pierwszego startu, ponad rok temu. Zapasowy reaktor jest już w drodze ze Stanów, a zamówiliśmy kolejny egzemplarz tylko po to, by mieć zapasowy egzemplarz w magazynie.

— Spodziewają się państwo kolejnej awarii generatora? — zapytała kobieta.

Connors obdarzył ją najszerszym ze swoich uśmiechów.

— Nie. Ale w tym przypadku też nie spodziewaliśmy się awarii. — Z kilkuset kobiet i mężczyzn pracujących na Tarawie przy obsłudze drugiej wyprawy na Marsa, Connors był jedną z pięciu osób, która wiedziała, że awaria reaktora była spowodowana sabotażem. Nie miał zamiaru zwiększać tej liczby do sześciu.

— Zatem start nastąpi w poniedziałek?

— Najprawdopodobniej — rzekł, kiwając głową. — A jeśli nawet będzie to kilka dni później, to żaden problem.

— A lot na Marsa zajmie pięć miesięcy.

— Zgadza się. Wylądują jakieś trzy tygodnie przed odlotem pierwszej ósemki.

— A naukowcy? — spytała kobieta. — Jaka jest ich opinia o tym opóźnieniu?

— Oczywiście bardzo się niecierpliwią — przyznał Connors. Następnie rozłożył ręce, jakby chciał objąć plażę, lagunę, zapierające oddech w piersiach niebo, i rzekł: — Ale czekanie tutaj jakoś niespecjalnie psuje im humor.

Para dziennikarzy roześmiała się.

Soi 375: Noc

— Hej — rzekł Rodriguez. — Zespół A zgłasza się gotów do przejęcia wachty.

Nie odwracając się w jego stronę Stacy Dezhurova wskazała na zegar cyfrowy na głównym pulpicie łączności.

— Przyszliście za wcześnie. Na zegarze jest 01:58.

— Nie mogłam spać — wyjaśniła Trudy. Dezhurova uniosła wzrok i mrugnęła do niej.

— Chcesz powiedzieć, że ten napaleniec nie pozwolił ci spać? Rodriguez uniósł ręce.

— Proszę bez oskarżeń. To naprawdę nie moja wina. Wiley Craig wstał powoli z fotela obok Stacy.

— Ja raczej nie będę miał problemów z zaśnięciem. Oczy same mi się zamykają.

— Idź sobie — rzekł Rodriguez. — Przejmujemy wachtę.

Pomysł Jamiego, żeby pracować dwójkami, został chętnie podchwycony przez Dezhurovą, gdy tylko ona i Craig przybyli do kopuły dwa. Powodowało to, że prace przebiegały wolniej, ale przez ostatnie pięć soli nie zdarzyły się żadne „wypadki”.

Dezhurova wstała z fotela. Zatrzeszczał.

— Mam nadzieję, że to fotel, a nie ty — natrząsał się Craig.

Chciała spiorunować go wzrokiem, ale skończyło się na cynicznym uśmieszku do całej reszty. Ona i Craig ruszyli do swoich kwater, zaś Rodriguez usiadł przy konsoli łączności.

— Nie spuszczaj ich z oka — rzekł cicho do Trudy. — Sprawdź, czy każde poszło do swojej kwatery.

Jamie leżał na swojej pryczy z rękami pod głową, całkowicie rozbudzony. Ekspedycja zaczyna przekształcać się w katastrofę, pomyślał. Prace przebiegają bardzo wolno z powodu sabotażysty, bez względu na to, kim jest. Przez ostatni miesiąc czy dwa osiągnęliśmy niewiele.

Cóż, kiedy przybędą archeolodzy, zajmą się grzebaniem wokół budynku, a my będziemy mogli wrócić do swoich zadań. Jest cała planeta do zbadania. Bóg raczy wiedzieć, ile jeszcze budynków na klifie można znaleźć, jeśli tylko weźmiemy się za szukanie.

Usłyszał kroki przemierzające wolno kopułę. Jamie w ciszy wstał z pryczy i podszedł do drzwi swojej kwatery. Zostawił je niedomknięte; zasunięte prawie całkiem, ale nie zatrzaśnięte, więc mógł je bezszelestnie otworzyć.

Zobaczył Wileya Craiga, powłóczącego nogami, udającego się do własnej kwatery. Stacy pewnie już poszła do siebie, pomyślał.

Wracając na swoją pryczę, Jamie po raz milionowy żałował, że Vijay nie jest z nim. Nie teraz, nakazał sobie. Nie ma czasu na takie rzeczy. Muszę znaleźć szaleńca. On kogoś zabije, jeśli go nie złapiemy!

Cyfrowy zegar wskazywał 03:09, gdy Rodriguez odchylił się w małym fotelu na kółkach i zamknął program magazynowy.

— Poradzimy sobie do chwili przybycia misji z zapasami — powiedział, myśląc głośno.

— Czy oni będą lądować przy kopule jeden? — spytała Trudy. Przeglądała mikrofotografie jakichś bakterii.

— Powinni wylądować tutaj — rzekł. — Nie ma sensu lądować przy jedynce, nikogo tam nie ma.

— Ciekawe, jak tam ogród — zastanawiała się Trudy, nadal patrząc na ekran.

Rodriguez wzruszył ramionami.

— Przez ten czas nic nie powinno mu się stać. Nie ma chwastów, nie ma szkodników, nic mu nie będzie. Stacy powiedziała, że jest zasilanie z akumulatorów, więc ogrzewanie działa. Jeśli wrócimy przed padnięciem akumulatorów, rośliny powinny przeżyć.

Trudy skinęła głową. Widziała własne odbicie w monitorze. Blada, zasmucona, wystraszona.

— A pompy nawozów? — Słyszała, jak jej własny głos brzmi słabo i cicho. Bała się.

— Tak, pompy też. Musimy tam jednak dotrzeć i podłączyć zasilanie z ładownika z generatorem paliwa.

Spojrzała na niego i uśmiechnęła się.

— Zgłaszasz się na ochotnika? Rodriguez wyszczerzył się.

— Jasne, czemu nie? Praca fizyczna to w naszej rodzinie tradycja.

Odwracając się z powrotem w stronę ekranu, Trudy pomyślała: Nie, nie pozwolę ci. To nie będzie dobre.

Prawie pół godziny później wstała i przeciągnęła się.

— Zrobię kawy. Chcesz?

— Pewnie. Może uda mi się nie zasnąć.

Trudy poszła szybkim krokiem do mesy. Nalała dwa kubki kawy. Do jednego z nich wrzuciła kilka pigułek nasennych, które dała jej Vijay, gdy poskarżyła się jej na kłopoty ze snem.

— Są dość łagodne — rzekła Vijay. — Jeśli nie rozwiążą problemu, przyjdź, wymyślimy coś innego.

Trudy wypróbowała pigułki i działały fantastycznie. Jedna pigułka gwarantowała sen bez koszmarów. Ile ich trzeba, by uśpić Tommy’ego? Trzy powinny starczyć.

Nic dziwnego, że pół godziny później Rodriguez spojrzał na nią szklanymi oczami.