Gdy wyszedł ze szklarni i w ponurym nastroju ruszył do mesy, trójka mężczyzn nadal siedziała przy stole. Jamie poczuł lekki smród spalenizny w powietrzu. Wyobraźnia, powiedział sobie. Może zresztą nie.
— Stacy jest w gabinecie i pomaga Vijay zmienić opatrunki Trudy — rzekł Dex niepytany.
— I jak to wygląda? — spytał Jamie. Craig machnął ręką…
— Trudy ma oparzenia drugiego stopnia na całej górnej połowie ciała. Kiepsko.
— Twarz też?
— Też.
— A Tomas?
— Głównie ręce i nogi. Ramiona. Wygląda, jakby próbował wywlec Trudy i wtedy dopadł go dym.
— Nauczka za spanie w pracy — mruknął Dex.
— Tomas? Spał?
— Chrapał na konsoli gdzieś koło trzeciej nad ranem — rzekł Dex ze złością. — Widziałem.
— Niemożliwe, nie on — rzekł Fuchida, potrząsając głową.
— Widziałem.
— W takim razie musiała go czymś uśpić — upierał się biolog. — Znam Toma. Nie ma szans, żeby spał na służbie.
— Zatem to Trudy podłożyła ogień? — zadał retoryczne pytanie Jamie.
— I przebiła powłokę podczas burzy — rzekł stanowczo Fuchida. — Jej też zawdzięczamy inne „wypadki”.
Jamie ruszył do zamrażarki po śniadanie, ale uświadomił sobie, że nie ma ochoty na jedzenie.
Zwracając się do pozostałych, rzekł:
— Dobrze, bierzmy kamery wideo i zróbmy dokumentację zniszczeń. Tarawa będzie się domagać zdjęć.
Craig i Fuchida wstali od stołu i poszli. Dex także wstał, ale nie wyszedł z pomieszczenia.
— O co chodzi, Dex?
— Zwijamy się? Jamie skinął głową.
— Jak tylko oszacujemy zniszczenia, ruszamy do kopuły jeden i wracamy na Ziemię.
— Wracamy do domu z podkulonym ogonem.
— Nie mamy wyjścia — rzekł Jamie. — Dwie osoby ciężko ranne, jedna z nich psychiczna. To już koniec wyprawy.
Dex wyglądał równie ponuro jak Connors, a może jeszcze gorzej.
— Problem w tym — rzekł powoli — że jeśli odlecimy, całe roszczenia Nawahów wobec terytorium nie będą miały sensu.
Jamie poczuł, jak oblewa go strach.
— Co masz na myśli?
Bardzo łagodnie, jak lekarz przekazujący wiadomość o śmierci najbliższej osoby, Dex wyjaśnił:
— Żeby podtrzymać roszczenia do uznania prawa użytkowania, musisz być w danym miejscu. Jeśli cię tam nie ma, każdy może rościć sobie prawo do niego.
Jamie poczuł skurcz w żołądku.
— Ale my zostaliśmy zmuszeni do odlotu. Wypadek…
— Bez znaczenia — odparł Dex. — Studiowałem prawo, traktaty i umowy międzynarodowe. Jeśli porzucisz dane terytorium, wniosek możesz wywalić do kosza.
Jamie opadł na najbliższe krzesło.
— Przykro mi — rzekł Dex.
— Twojemu ojcu nie będzie przykro — mruknął Jamie.
— Nie, do cholery. Będzie szczęśliwy.
Ręce, ramiona, twarz, cała górna część ciała Trudy Hali były pokryte natryskiwanym aseptycznym bandażem. Oczy miała zakryte, z nozdrzy wystawała jej rurka wspomagająca oddychanie. W miejscu, gdzie powinny być jej usta, była mała szczelina. To, co zostało z jej włosów, wyglądało jak przypalone pierze mocno przypieczonego kurczaka.
Monitory medyczne po jednej stronie zagraconego gabinetu szumiały cicho. Ciśnienie krwi, puls, większość innych wskaźników była stabilna. Miała kłopoty z oddychaniem, ale należało się tego spodziewać po wdychaniu rozpalonego powietrza.
— Odzyskała przytomność? — spytał szeptem Jamie.
Vijay stała po drugiej stronie łóżka, wymieniając worek roztworu soli fizjologicznej w kroplówce.
— Na chwilę — odparła nieco głośniej. — Dostaje silne środki nasenne, inaczej bardzo by cierpiała.
— Muszę z nią porozmawiać.
— Nie ma szans, chłopie.
— A Tomas?
— On jest w znacznie lepszym stanie — rzekła Vijay, pozwalając sobie na niewyraźny uśmieszek. — Możesz z nim pogadać, jeśli chcesz.
Rodriguez leżał na pryczy na brzuchu, z głową i ramionami opartymi na stercie poduszek. Jamie rozpoznał je: były to materace z łazików, ciasno zwinięte i obwiązane taśmą.
— Oczy same mi się zamykały — opowiadał Jamiemu, zakłopotany i zdumiony. — Nigdy mi się to nie zdarzyło, po prostu nie mogłem otworzyć oczu.
— Trudy wsypała ci środki nasenne do kawy — wyjaśnił Jamie. Przysunął sobie krzesło do wezgłowia pryczy. — Vijay powiedziała mi, że dawała jej pigułki.
— Nigdy nie widziałem, żeby jakieś brała — zaprotestował Rodriguez.
Jamie wzruszył ramionami.
— Oszczędzała je dla ciebie.
— Nadal nie mogę uwierzyć, że to zrobiła.
— Jest emocjonalnie niezrównoważona — rzekł Jamie. — Nie ma innego wyjścia.
— Tak, pewnie tak.
— Obudził cię alarm przeciwpożarowy?
Rodriguez pokiwał głową i zamrugał. Plecy muszą go nieźle boleć, uświadomił sobie Jamie.
— Tak. Wiesz, czułem się jak po narkotykach. Nie mogłem się szybko poruszać, wszystko wydawało mi się jak w zwolnionym tempie, zamglone.
— Trudy nie było w centrum łączności?
— Nie. Zobaczyłem dym wydostający się ze szklarni. Nie było jej nigdzie w pobliżu, więc poszedłem zobaczyć, czy nie utkwiła w szklarni. I rzeczywiście tam była.
Tam była, pomyślał Jamie. Wystraszony mały wróbelek, który posunął się za daleko. Czemu? Co się stało w jej głowie, że wycięła taki numer?
Jakiś inny głos w jego głowie zaśmiał się szyderczo: a co za różnica? Unicestwiła wyprawę i oddała Marsa w ręce Trumballa i jego niszczycieli planet.
Soi 388: Noc
Powrócili do kopuły jeden, zniechęceni, załamani, procesja pokonanych kobiet i mężczyzn. Hali trzeba było nieść, Rodriguez ledwo trzymał się na nogach i Jamie z Dexem musieli go prowadzić.
Uruchomili ogniwa paliwowe ładownika, by zasilały kopułę, a Craig i Dezhurova udali się do generatora paliwa, by podłączyć go do ogniw.
Fuchida potrząsnął głową, stojąc pośrodku kopuły.
— Mars nas pokonał — rzekł cicho.
Jamie z trudem powstrzymał się, żeby go nie uderzyć.
— To nie Mars — warknął. — Sami się pokonaliśmy.
Parę godzin później Jamie pomagał Vijay sprawdzać zapasy środków medycznych, porównując to, co rzeczywiście było na półkach, z zapisami w bazie danych. Misja uzupełniająca przywiezie świeżą dostawę, ale przed odlotem musieli się upewnić, że zapisy w bazie odpowiadają rzeczywistości.
— Pamiętasz pierwszą noc tutaj? — spytał Jamie. — Imprezę?
— Pamiętam, jak się chowałeś po kątach, a my się bawiliśmy — rzekła Vijay.
— Inne noce też pamiętam — odpadł Jamie. Siedział przy jej malutkim biurku, przeglądając listę zapasów.
Odwróciła się od otwartej szafki i spojrzała na niego.
— Ja też — rzekła cicho.
— Dobre były.
Skinęła głową i wróciła do pracy.
Jamie stwierdził, że nie jest w stanie skupić się na pracy. Miał głowę pełną myśli o Trumballu i narodzie Nawahów i o tym, jak wyprawa skończyła się katastrofą, choć znaleźli marsjanską budowlę i na Marsie musi być mnóstwo podobnych, muszą być ruiny miast rozrzucone po całej planecie, nie może być tak, że został tylko jeden budynek z całego świata niegdyś zaludnionego rozumnymi istotami, i o tym, jak bardzo pragnął Vijay, stojącej tak blisko niego, że mógłby wziąć ją w ramiona, ajednak tak odległej, lata świetlne od niego, bo wypchnął ja ze swego życia i nie miał prawa, nie miał nadziei, nie miał cienia szans na sprowadzenie jej z powrotem.