— Mitsuo uważa, że ktoś celowo uszkodził kopułę — powiedział cicho.
— Co? — odwróciła się w jego stronę z oczami okrągłymi ze zdumienia.
— Ma coś, co uważa za dowody.
— Jest stuknięty.
— Mam nadzieję — rzekł Jamie.
— Porozmawiam z nim — zaproponowała, przynosząc sobie kubek do stołu i siadając obok Jamiego.
— Nie, zaczekaj. Zobaczymy, co jeszcze wymyśli.
Vijay rzuciła mu spojrzenie spode łba, niezbyt przekonana, ale skinęła głową:
— Jak wolisz.
— Ojciec Dexa chce mnie wylać — wyrwało się Jamiemu. Zaskoczyły go te słowa. Kilka razy przekonywał sam siebie, że nie powinien jej obarczać tym problemem.
— Zastanawiałam się, kiedy się przełamiesz i zaczniesz o tym rozmawiać.
Zaszokowały go te słowa; uświadomił sobie, że w szklarni, w której żyją, nie ma żadnych tajemnic.
— Więc wszyscy o tym wiedzą — rzekł.
— Jasne — odparła, siadając przy nim. — Zastanawialiśmy się, jak można ci pomóc. Wiesz, wysłać petycję do rady MKU, zagrozić jakąś akcją, cokolwiek.
— Jaką akcją?
— Zastrajkować — wyjaśniła. — Siedzieć na tyłku i nie robić nic, aż Trumball przestanie cię napadać.
Pociągnęła łyk parującej herbaty i czekała na odpowiedź. Patrząc w jej błyszczące oczy Jamie po raz kolejny uświadomił sobie, jaka jest piękna.
— Mamy całą planetę do zbadania — rzekł. — Nie możemy strajkować. To nic nie pomoże.
— A masz lepsze pomysły?
— Zastanawiałem się nad tym. — No i?
— Trumball grozi, że wstrzyma fundusze na następną wyprawę.
— Szantaż, wiem.
— Nie pozwolę mu wstrzymać następnej wyprawy. To zbrodnia.
— Więc jak go powstrzymasz?
Odchylił się do tyłu i zapatrzył się w ciemność. Przez długą chwilę nie rozlegał się żaden dźwięk poza syczeniem pomp systemu podtrzymywania życia i szumem elektrycznej aparatury. I wysokim, ledwo słyszalnym szumem wiatru na zewnątrz, oddechem wołającego go świata.
Wtedy usłyszał, jak Vijay wypuszcza powietrze i zrozumiał, że ona też wstrzymywała oddech, czekając na jego odpowiedź.
— Mogę podać się do dymisji. — Co?
— Zrezygnować z funkcji dyrektora misji. W końcu jestem na Marsie, nie odwołają mnie na Ziemię. Będę tu przez cały czas trwania ekspedycji. Co za różnica, czy jestem dyrektorem misji, czy czyścicielem butelek?
Vijay odstawiła kubek tak gwałtownie, że rozlała herbatę.
— Nie możesz tego zrobić! Nie wolno ci!
— Czemu nie? Co znaczy stanowisko? Ważne jest to, co robimy na Marsie.
— Ale on powoła na twoje miejsce Dexa!
— Nie sądzę. Pewnie wszyscy będziecie mogli wyrazić opinię. Może będzie jakieś głosowanie.
Potrząsnęła gwałtownie głową.
— To spowoduje rozłam w zespole, Jamie. Niektórzy zagłosują za Dexem, a ci, którzy zagłosują inaczej, zastaną uznani za jego przeciwników.
— Tak — przyznał. — Pewnie tak.
— Nie możesz się poddać! Wszystko byś zniszczył.
— Nie sądzę, żeby…
— Chcesz zbadać wioskę na klifie, tak? Sądzisz, że Dex się na to zgodzi?
— Nie sądzę, aby Dex został dyrektorem.
— A kto?
— Ja głosowałbym na Stacy.
— Ona nie jest naukowcem.
— No to Craig.
— Wiley? Sądzisz, że on cieszy się takim szacunkiem jak ty? Wyobrażasz sobie Fuchidę wypełniającego rozkazy Craiga?
— To nie jest kwestia wypełniania rozkazów — rzekł.
— Oczywiście, że jest! Na tym polega bycie dyrektorem misji. Jamie potrząsnął głową.
— Daj spokój, Vijay. Nie wydaję ludziom rozkazów. Pracujemy wspólnie.
Wyprostowała się gwałtownie i postukała w blat stołu wypielęgnowanym paznokciem.
— Nie wydajesz rozkazów, bo nie musisz. Wszyscy bardzo cię szanują. Nie rozumiesz? Jesteś dla nich wzorem. Jesteś naturalnym przywódcą.
— Jak twierdziłaś, Dex też.
— Dex chce być tym, kim ty już jesteś. Jeszcze tam nie dotarł.
— A jeśli podam się do dymisji, zrezygnuję — Jamie z trudem wymawiał poszczególne słowa — a Dex zostanie dyrektorem misji… co zrobisz?
Nabrała gwałtownie powietrza, jakby ją uderzył. Przez nieznośnie długą chwilę milczała.
— Co zrobię? — powtórzyła, tak cicho, że prawie jej nie słyszał.
— Mam na myśli nas. Patrzyła na niego.
— To znaczy…
— Mój Boże, Jamie — powiedziała drżącym głosem — jeśli sądzisz, że sypiam z tobą tylko dlatego, że jesteś tu szefem… jeśli sądzisz, że wskoczą Dexowi do łóżka, jak tylko dostanie nominację.
— Ale… przecież powiedziałaś…
— Jesteś idiotą! — warknęła. — Pieprzonym, cholernym idiotą!
Pobiegła do swojej kwatery, zostawiając kubek na stole w kałuży herbaty. Jamie patrzył, jak odchodzi i powtarzał sobie, że miała rację: jest idiotą.
Soi 64: Przed świtem
Jamie wiedział, że powinien być senny, ale był całkowicie obudzony. I w ponurym nastroju.
Siedział w kombinezonie przy biurku w swojej kwaterze, a poświata z laptopa wydobywała z mroku rysy jego twarzy i rzucała nieregularne cienie na ścianę naprzeciwko. Ciekawe, która godzina jest w Bostonie, zastanawiał się.
Zatrzymany na ekranie obraz ukazywał Darryla C. Trumballa przy jego biurku, patrzącego do kamery z gniewnym grymasem, z drogocennym piórem w dłoni. Jamie badał ten obraz, próbując znaleźć duszę pod twardą powłoką. Czego on chce? Czemu próbuje się mnie pozbyć?
Ponad godzinę wcześniej Jamie wysłał Trumballowi krótką wiadomość:
— Mając na uwadze utrzymanie harmonii między członkami rady MKU, wyrażam chęć rezygnacji ze stanowiska dyrektora misji — powiedział — pod warunkiem, że moje stanowisko zajmie Stacy Dezhurova i do planu misji zostanie wprowadzona wyprawa do Tithonium Chasma.
Wzmianka o „harmonii między członkami rady MKU” była swoistym kodem, a celem jej użycia było zabezpieczenie funduszy dla następnej ekspedycji. Trumball zagroził wstrzymaniem funduszy — chyba, że Jamie zostanie usunięty ze stanowiska. Nie używając zbyt wielu słów. Jamie zaproponował swoją głowę w zamian za gwarancją funduszy. I obietnicę, że będzie mógł zbadać wioskę na klifie.
A teraz siedział i czekał na odpowiedź Trumballa, patrząc na zatrzymany obraz starszego mężczyzny, z którejś z wcześniejszych wiadomości. Otworzył okienko na ekranie i sprawdził, która godzina jest w Bostonie. Czternasta dwanaście. Trumball powinien tam być. Jeśli go nie ma, ktoś powinien odpowiedzieć.
Nie, on się zastanawia. Albo chce, żebym się trochę podenerwował. To do niego podobne: demonstracja siły, pokaz ego i całkowity brak troski o innych ludzi.
Może próbuje skonsultować się z Dexem, pomyślał Jamie. Patrząc na zatrzymany obraz zrozumiał jednak, że ten człowiek niczego z nikim nie konsultuje. Podejmuje decyzje na podstawie własnych przesłanek i ściera z powierzchni ziemi wszystkich, którzy mu się sprzeciwiają. A przynajmniej próbuje.
Po kłótni z Vijay spędził u siebie nieprzyjemną godzinę. Zastanawiał się, co inni powiedzą o jego rezygnacji, a zwłaszcza zastanawiał się, co zrobi Dex. Nie robię Stacy przysługi, pomyślał, pakując ją na to stanowisko.
Ale tak trzeba, pomyślał. Trumball narobi tyle kłopotu następnej wyprawie, że nigdy nie dojdzie ona do skutku.