Выбрать главу

Właśnie to skłoniło go do decyzji. Musi być trzecia wyprawa. Czwarta, piąta i pięćsetna. Mamy całą planetą do zbadania! Nie mogę pozwolić, żeby moje własne ego stanęło na drodze temu zadaniu. Byłbym równie beznadziejny jak Trumball.

Przemierzał całe mile spacerując tam i z powrotem w swojej malutkiej kwaterze, po cztery kroki w jedną stronę, od pryczy do harmonijkowych drzwi, całymi godzinami. Martwiąc się, ważąc wszystko, rozdzierając samego siebie na strzępy, próbując odnaleźć właściwą ścieżkę. W końcu uświadomił sobie, że tak musiało się stać.

To nie jest rywalizacja między Trumballem a mną. To nie jest walka dwóch samców alfa, Dexa i mnie. Tu chodzi o eksplorację Marsa, nic innego.

Decyzja zwróciła mu wolność. Uspokoiła go. Siedział przy biurku, otworzył laptopa i wysłał Trumballowi wiadomość.

Teraz czekał na odpowiedź.

I uświadomił się, gdzieś głęboko, że stracił Vijay. Stracił jej szacunek. Stracił jej miłość.

Na laptopie zapaliło się światełko otrzymanej wiadomości i mrugało, jak patrzące na niego żółte oko.

Jamie dotknął klawisza i zatrzymany obraz Trumballa ożył. Siedział za tym samym biurkiem, tylko pióro w ręce miał inne i patrzył na Jamiego z ponurą miną.

— Dostałem pańską wiadomość — rzekł Trumball szorstkim głosem. — Dopilnuję, żeby rada przyjęła pańską rezygnację. Zakładam, że wyśle pan podobną wiadomość do pozostałych członków rady.

Trumball poprawił się niezręcznie na swoim masywnym, wyściełanym skórą krześle, pobawił się piórem, po czym mówił dalej:

— Nie wiem, co sądzić o pańskiej protegowanej, pani Dezhurovej. Czy inni naukowcy ją zaakceptują, czy też będą woleli, by dowodził nimi naukowiec? Chciałbym poznać ich opinię.

Jamie poczuł zdziwienie, że Trumball nie nalega na mianowanie dyrektorem swego syna.

— Jeżeli chodzi o pańską prośbę dotyczącą wyprawy do domniemanej budowli na klifie, nie mam nic przeciwko, jeśli reszta waszych ludzi się nie sprzeciwi. Macie dodatkowy łazik, dzięki mojemu synowi. Możecie go wykorzystać i rzucić okiem. Jeśli rzeczywiście coś tam jest, będzie największą atrakcją turystyczną po ukrzyżowaniu.

Obraz znikł. Trumball powiedział, co miał do powiedzenia, dostał, czego chciał. Jamie siedział, mając wrażenie, jakby bokser wagi ciężkiej właśnie przyłożył mu w brzuch.

Atrakcja turystyczna. Największe odkrycie w historii całej planety, dwóch planet, a on myśli o tym jak o pieprzonej atrakcji turystycznej!

Jamie miał ochotę skakać i krzyczeć. Będę dla niego pracował, uświadomił sobie. Jeśli wioska na klifie jest prawdziwa, to dzięki mnie zbudują wokół niej Disneyland! Zostałem przynętą! I zdrajcą. Wszystkiego i wszystkich.

Objął głowę dłońmi. Miał ochotę płakać, ale wiedział, że nie potrafi.

Słońce już wstało nad Ares Vallis. Dex prowadził łazik, a Craig jadł śniadanie. Zdecydowali, że będą jadali na zmianę, bez zatrzymywania łazika na posiłki.

Ekran łączności zamrugał i pojawiła się na nim ciemna, poważna twarz Jamiego. Jeden rzut oka pozwolił Dexowi ocenić, że Jamie wygląda okropnie, jakby całą noc nie spał, czerwone oczy, zmięta twarz.

— Chyba was nie obudziłem — zaczął Jamie ze ściśniętym gardłem, prawie chrypiąc.

— Nie, tłuczemy się już od jakiejś godziny — ćwierknął radośnie Dex.

Bez dalszych wstępów Jamie oznajmił:

— Właśnie powiedziałem twojemu ojcu, że chcę zrezygnować z funkcji dyrektora misji. Poleciłem Stacy na to stanowisko.

Dex poczuł zdumienie, po czym wyrwało mu się:

— Co powiedział mój ojciec?

— Powiedział, że nie ma nic przeciwko, jeśli tylko wy się zgodzicie.

Skurwiel, pomyślał Dex. Staruszek nie zaproteguje mnie na to stanowisko, o nie, nie on. Sądzi, że sobie nie poradzę.

— A co myślą o tym pozostali?

— O niczym jeszcze nie wiedzą. Jest za wcześnie, jeszcze nie wstali.

Craig wszedł do kokpitu, przeżuwając gotowy omlet i opadł na fotel po prawej stronie.

— Nie powinni mieć nic przeciwko Stacy — rzekł Dex, próbując nie pokazywać, że jest wściekły.

— A ty? — zapytał Jamie.

— Ona nie jest naukowcem — rzekł Craig. Jamie ponuro pokiwał głową.

— Ale wie, co robi i rozumie, po co tu jesteśmy. Moim zdaniem jest najlepsza do tej roboty.

— Jasne — warknął Dex.

— Nie mam nic przeciwko niej — wtrącił Craig. — Ma głowę na karku.

— Chciałbym, żeby ta opinia była jednomyślna — rzekł Jamie.

— Jasne. Czemu nie?

— Zgadzasz się?

— Przecież powiedziałem, że tak, nie?

— Dobrze, dobrze. Dzięki!

— Nie ma za co.

Obraz Jamiego zniknął. Craig pochylił się i złapał Dexa za ramię.

— Myślisz, że to ty powinieneś dostać tę robotę?

Dex uśmiechnął się do swojego brodatego partnera.

— Prawdę mówiąc, Wiley, Stacy nadaje się do tego znacznie lepiej ode mnie.

— Serio tak myślisz?

— Serio! Ale to nie znaczy, że nie chciałbym dostać tej roboty.

— Jesteś wkurzony na Jamiego, że nie zaproponował ciebie?

— Nie — odparł Dex, potrząsając głową. I doszedł do wniosku, że to prawda. Nie czuł złości. Czerwonoskóry robił to, co jego zdaniem jest najlepsze dla misji.

Kochany stary tatuś, myślał Dex, czując, jak coś mu gra w środku. Skurwiel nie kiwnąłby palcem dla mnie. Sądzi, że sobie nie poradzę. Nie obarczy mnie żadną odpowiedzialnością.

Dex przycisnął mocniej pedał gazu. Ja mu jeszcze pokażę. Ja im wszystkim pokażę.

Nie wiedział tylko jak. Czuł jednak, jak narasta w nim determinacja. Nie miało znaczenia, czy szefem będzie Jamie, Stacy czy pieprzony Człowiek z Księżyca. To ja będę tu szefem, tak czy inaczej.

Jamie dostrzegł dziwny, prawie szalony wyraz twarzy Dexa, zanim zamknął połączenie z łazikiem. Jest zły; wkurzony jak wszyscy diabli. Chciał być dyrektorem misji, a teraz jest wściekły, że nie dostał tej roboty.

Wstał od swojego małego biurka i przeciągnął się, czując, jak trzeszczą mu ścięgna i strzelają kręgi.

Jestem wolny, pomyślał Jamie. Teraz mogę skupić się na wyprawie do Tithonium i sprawdzeniu, czym jest naprawdę budowla na klifie.

Stacy nie będzie lekko, tego był pewien. Dex zacznie się nad nią znęcać zaraz po powrocie.

Potrząsnął głową. To już nie twój problem. Teraz możesz robić to, po co tu przyjechałeś. Jeszcze jedno zadanie i jesteś wolny. Jeszcze tylko musisz przekazać Stacy radosne nowiny. I pozostałym. Wszyscy się zgodzą co do tego, że Stacy jest odpowiednią osobą na to stanowisko. Przejdzie jednogłośnie, bez obaw.

Musisz im tylko o tym powiedzieć.

Im i Vijay.

KSIĘGA III

Wioska na klifie

Bogowie nieba umieścili czerwony świat dalej od Ojca Słońce niż świat niebieski i bliżej malutkich światków, które roiły się w ciemnej pustce, resztek i pozostałości początków czasu. Często spadały one na czerwony świat, wyjąc jak dzikie potwory, gdy znaczyły swój szlak demonów ogniem na bladym niebie.

Istoty z czerwonego świata, małego, zimnego, bombardowanego przez demony, tracącego bezpowrotnie wodę i powietrze, musiały walczyć, by podtrzymać w sobie iskrę życia.

Ale i tak śmierć uderzała szybko i bez cienia miłosierdzia.

Soi 99: Proces decyzyjny

— Nie możesz tam jechać sam — rzekła Stacy Dezhurova.