Выбрать главу

— W doskonałym świecie tak może by się stało — odparł Dcx cicho. Ale wtedy ciebie i mnie by tu nie było, prawda?

— Nie, pewnie nie.

— Widzisz, a ja chcę być na Marsie. Teraz. Ja. Bez względu na to, ile to kosztuje. I ty czujesz to samo, prawda? Bo inaczej by cię tu nie było.

Jamie spojrzał w oczy młodszego mężczyzny. Cyniczny uśmieszek znikł, błękitne oczy były głębokie i poważne.

— Może masz rację — przyznał Jamie, ruszając znów w stronę kuchni. — Ale czuję się jak przynęta.

— Albo jak Kit Carson?

Jamie cofnął się i zobaczył, że Dex znów głupio się szczerzy. On wie o Długim Marszu i o tym, jak wojsko usunęło Lud z jego własnej ziemi.

— Właśnie — odparł twardo. — Kit Carson to ja.

Soi 101: Popołudnie

Jamie wisiał pół mili od brzegu klifu, huśtając się w uprzęży. Warstwowa, czerwona skała była na wyciągnięcie ręki od niego. Dotknął jej obutą stopą, potem odepchnął się. Zaczął kołysać się tam i z powrotem jak dziecko na huśtawce.

— No, prawic — mruknął. Uświadomił sobie, że dyszy i jest spocony, choć większość pracy wykonywał za niego silnik wyciągarki.

— Teraz spokojnie — głos Dexa w słuchawkach zabrzmiał ostro i szorstko. Dwaj mężczyźni prawic nie odzywali się do siebie od kłótni z poprzedniego wieczora; wymieniali tylko słowa niezbędne do pracy.

Jamie uświadomił sobie, że zawierza swoje życie Dcxowi, który obsługiwał wyciągarkę utrzymującą jego linę. Omal się nie roześmiał. Nasz spór jest wyłącznie filozoficzny, nie fizyczny. Kiedy jednak pomyślał o Vijay, doszedł do wniosku, że szybko może stać sią fizyczny, kiedy wrócą do kopuły.

Dotknął ostrożnie przełącznika. Skała przesunęła się obok niego, za szybko, prawie rozmazana. Zdjął palec z przełącznika i uprząż zatrzymała się gwałtownie, kołysząc się jeszcze bardziej. Uderzy! o skałę ramieniem, wyrzucając powietrze z płuc, po czym wystawił nogi, by zamortyzować następne uderzenie.

— Wszystko w porządku?

— Tak, w porządku — odparł.

— Już mi się mdło robi od oglądania twojego obrazu — poskarżył się Dex.

Sterczące kamery przyczepione do hełmu Jamiego rejestrowały wszystko, nie tyle dla celów rozrywkowych, co w celu otrzymania zapisu zejścia. Dex ustawił przenośny monitor obok wyciągarki na brzegu kanionu.

Jamie spojrzał z ociąganiem w dół. Nisza w skale znajdowała się kilkaset metrów poniżej. Zaś dno kanionu wydawało się leżeć tysiące kilometów w dole i rytmicznie się kołysało, więc dla Jamiego wyglądało, jak ocean czerwonej krwi, który tylko czeka, by do niego wpaść.

Jak to wygląda, cwaniaczku? — spytał Dexa w duchu.

I wtedy jego własny żołądek podskoczył. Jamie pochwycił linę obiema rękami. Zamykając oczy, powiedział sobie, że lina może utrzymać ponad tonę, a on sam na Marsie waży jedną trzecią tego, co na Ziemi, że uprząż bezpiecznie go utrzyma i nigdy dotąd nie słyszano, by pękła.

Nadal jednak czekała go daleka droga w dół. Długa droga. Odchylił się do tyłu, ile tylko mógł i spojrzał w górę, na ile pozwalał mu hełm, po czym uświadomił sobie, że droga powrotna na skraj kanionu także będzie długa.

Oblizując wargi, rzekł do mikrofonu:

— Dobrze, jeszcze jeden raz i powinno starczyć.

— Uważaj — odparł Dex.

— Jasne — rzekł Jamie, dodając w duchu: świetna rada. Jakby rzeczywiście się tym przejmował.

Dotknął przełącznika najlżej, jak tylko mógł, lekko go muskając i tym razem ściana przesunęła się powoli. Może zaczynam łapać, o co chodzi, pomyślał Jamie. Jazda była równiejsza, on nie zdejmował palca z przycisku, a skały przesuwały mu się przed oczami, warstwa po warstwie, czerwień, brąz, róż i wyblakły beż, tutaj pa srno białawej żółci, tam chlapnięcie połyskliwym srebrem. Wyglądało na to, że to warstwy osadzające się miliony lat temu, kiedy Mars był młody, a ocean pokrywał wszystko, co teraz było martwą, bezwodną pustynią.

I nagle ląd rozpadł się, rozdarł na długości tysięcy kilometrów, poszarpana rana, która zostawiła bliznę głęboką na osiem kilometrów; Wielki Kanion z Arizony wyglądał przy nim jak zmarszczka. Co spowodowało takie rozdarcie gruntu, co wydarło kanion tak szeroki, że z jednego brzegu nie widać drugiego, bo jest za horyzontem?

To nie mogły być płyty tektoniczne jak na Ziemi. Jądro Marsa nie było na tyle gorące, żeby spowodować powstanie takiej szczeliny.

Rozpadlina przesuwała się przed jego oczami i Jamie zatrzymał wyciągarkę. Była to jednak tylko szczelina w ścianie kanionu, długa, wąska jaskinia, ciemna i pusta. Nie ma w niej żadnych Nawahów ukrywających się przed Carsonem i jego zwiadowcami, zdrajcami Ute.

Ruszył znowu w dół. Cisza, jeśli nie liczyć jego własnego oddechu. Wyciągarka była ponad kilometr od niego, daleko w górze na brzegu Wielkiego Kanionu.

Skała zaczęła się znów rozmazywać. Za szybko. Jamie zwolnił nacisk ściśniętego rękawicą palca i opadanie stało się wolniejsze.

Spojrzał w dół między swoimi dyndającymi butami i zobaczył ciemny brzeg niszy. Jeszcze parę metrów. Powoli, boleśnie powoli opuścił się w dół.

Była to duża szczelina w ścianie kanionu, wielka jak zagłębienie w Mesa Verde, może nawet większa. Wielka skała osłaniała ją przed niekorzystną pogodą, tylko że przez ostatnie tysiąc mileniów na Marsie prawie nie było takiej pogody.

— Jestem przy niszy — zameldował do mikrofonu. — Przechodzę na ręczne.

Przez sekundę nie było odpowiedzi, a potem rozległ się szorstki głos Dexa:

— Mam obraz z kamery. Wygląda dobrze.

Jamie skinął głową. Jeśli coś mi się stanie, będą to mieli na wideo. Atrakcja turystyczna.

Kołysząc się w powietrzu, odczepił zasilanie wyciągarki i zaczął opuszczać się sam, powoli, ostrożnie, wpatrując się w zacienioną niszę w ścianie klifu.

Coś tam było! Jamie zobaczy! gładką ścianę z szaroróżowego kamienia, przypominającego piaskowiec, wznoszącą się od dna wielkiej jaskini. Wyglądała na tak doskonale prostą, że nie mogła być naturalną formacją. Została zbudowana, wytworzona przez rozum.

Wydawało mu się, że wisi w uprzęży całą wieczność, kołysząc się lekko i patrzy! na ścianę sterczącą w mroku jaskini, prawie tak wysoko, jak pozwalało na to sklepienie. Czuł, jak serce łomocze mu pod żebrami.

— Wszystko w porządku? — głos Dexa wyrwał go z zadumy.

— Widzisz to? — krzyknął Jamie, głosem łamiącym się z przejęcia.

— Tak, mam to na monitorze — odparł. — To naprawdę wygląda jak ściana.

— To jest ściana! Ściana, którą ktoś zbudował!

— Nie wyciągaj wniosków zbyt pochopnie — głos Dexa brzmiał szorstko, pełen napięcia.

Powoli, ostrożnie, Jamie obrócił głowę, by kamera zamontowana na jego hełmie, śledząca ruch jego oczu, mogła objąć całą długość ściany.

— Prawie sto metrów — oznajmił. — Jakieś dziesięć, dwanaście metrów wysokości, jak mi się wydaje.

— Wygląda, jakby góra ściany się zawaliła — powiedział Dex. — Trudno to określić, bo jest w cieniu.

— Zgadza się, jest tam gruz — potwierdził Jamie. — Materiał musi być dość miękki. Wygląda jak piaskowiec albo coś podobnego.

— Możesz określić grubość?

— Stąd nie.

Żadnej odpowiedzi. Wie, co dalej nastąpi, pomyślał Jamie.

— Wchodzę — powiedział. Dex odpowiedział natychmiast: