Выбрать главу

Vijay siedziała przy malutkim biurku w swojej kwaterze. Nagrywała tę rozmowę, to jasne — jej nieustannie rosnące archiwa psychologiczne.

— I nikt z nich nie składał ci żadnych propozycji?

— Nikt — Hali wydęła usta. — Powinnam być rozczarowana? — I szybko dodała: — Nie mów Tommy’emu, że tak powiedziałam!

Śmiejąc się, Vijay zapewniła, że sesje psychologiczne są absolutnie poufne.

— Oczywiście, dopóki ktoś się nie poskarży. Hali znów potrząsnęła głową.

— Dex i Jamie snują się, jakby mieli na barkach cały ciężar świata. A Mitsuo… cóż, Mitsuo zawsze sprawiał na mnie wrażeniem, jakby nie był do końca człowiekiem.

Subtelna forma rasizmu, pomyślała Vijay. Dość go doświadczyłam od tych wszystkich białych anglosaskich protestantów.

Zachowała jednak swoje refleksje dla siebie. Zakończyła sesję z Hali i przerwała połączenie, a następnie spędziła pół godziny, dyktując własne myśli i wrażenia do archiwum misji.

Te raporty przydadzą się do serii referatów w czasopismach psychologicznych, kiedy wrócimy na Ziemię, pomyślała dyktując. Zrobię na tym karierę. Będę mogła wybierać spośród etatów na najlepszych uniwersytetach na Ziemi.

Postawy i zachowania seksualne w odizolowanej społeczności w okresie osiemnastu miesięcy. Taki może być tytuł głównej pracy. Może nawet napiszę na ten temat popularną książkę: Seks na Marsie. Na pewno stanie się bestsellerem.

Nadając pomysłom ostateczny kształt, Vijay nadal myślała o Jamiem. I Dexie. Oraz sobie. Co ja narobiłam? Bałaganu.

Vijay spędzała całe wieczory na poszukiwaniu literatury na temat stosunków międzyludzkich podczas innych ekspedycji, zwłaszcza zespołów badawczych, które spędzały zimę w stacjach antarktycznych. Było mnóstwo informacji o napięciach interpersonalnych i skutkach samotności oraz nudy w połączeniu z niebezpieczeństwem fizycznym, ale prawie żadne z tych informacji nie były przydatne. Ludzie próbowali mordować innych na antarktycznych stacjach. Ludzie dostawali obłędu w nuklearnych łodziach podwodnych podczas wielomiesięcznej służby patrolowej.

Raporty mówiły jednak niewiele o relacjach między kobietami a mężczyznami i formach, jakie mogły one przybierać. Nic o tym, jak seks potrafi odmienić perspektywę.

Kopuła była strasznie pusta, kiedy był tu tylko Craig i para astronautów. Siedząc w małym przedziale sypialnym, patrząc na ciemny ekran laptopa, Vijay zastanawiała się po raz tysięczny, czy powinna towarzyszyć Rodriguezowi podczas następnej podróży do kanionu i spędzić tam dzień albo dwa z czwórką naukowców.

Chcesz powiedzieć: z Jamiem. Albo Dexem. Czy rzeczywiście zależy ci na Jamiem? — spytała sama siebie. Mimo wszystko, mimo całej tej jego przeklętej pewności siebie, czy rzeczywiście Jamie jest tym, o kogo ci chodzi? Wiesz, że musisz się pogodzić z tym, że nigdy nie będziesz dla niego najważniejsza: on jest zakochany w Marsie.

A Dex? On ma… jakąś moc. Jest dynamiczny. Vijay potrząsnęła głową. Nie chciała myśleć o Dexie. On jest tylko komplikacją. Zbyt kłopotliwy.

Zerwała się z krzesła i zaczęła szybko chodzić po swojej kwaterze. Trzeba trochę pobudzić krew, powiedziała sobie, spacerując po plastykowej wykładzinie na tyle szybko, że słychać było echo stukotu jej kroków pod kopułą.

Stacy była na zewnątrz z Rodriguezem, ładując jeden z łazików na następną jazdę do kanionu. Craig miał wachtę w centrum łączności. Spoglądając na zegarek, Vijay zauważyła, że zaraz będzie musiała zmienić Craiga i pozwolić mu wrócić do swoich prac geologicznych.

Mogłabym pojechać z nimi łazikiem, powiedziała sobie. Nie jestem im potrzebna. Ręka Tommy’ego ładnie się zagoiła i nie za nosi się na jakieś nagłe przypadki, którymi musiałabym się martwić. Uświadomiła sobie, że jej medyczne zadania na Marsie są prawie wyłącznie farmaceutyczne. Rozdawanie pigułek, witamin i suplementów odżywczych — i tworzenie profili psychologicznych. To bardziej psychologia niż medycyna, pomyślała. Tylko że kiedy pojawiają się twoje własne problemy emocjonalne, jesteś zupełnie bezradna. Lekarzu, lecz się sam!

W trzech z dwunastu pomieszczeń znaleziono napisy: w jednym pomieszczeniu na każdym poziomie. Jamiemu przyszło to do głowy, gdy patrzył na wyniki badań ostatnich kamiennych próbek, które przesłali do bazy. Wiley Craig wykonał ładną analizą spektrograficzną odłamków i drobin, jakie Jamie i Dex zdrapali z kamiennych ścian budowli.

Kamień zawierał wystarczającą ilość potasu, żeby dało się uzyskać prawdopodobną datę na podstawie rozpadu promieniotwórczego. Jeśli tylko tempo rozpadu jest takie samo na Marsie i na Ziemi. Niby nie ma powodu, dla którego miałoby być inne, atomy to atomy i w całym wszechświecie powinny zachowywać się tak samo. Mogą jednak działać różne inne czynniki, których nie zauważyliśmy, subtelne czynniki, inne niż na Ziemi.

Po prostu nie wiemy, musiał przyznać Jamie.

W każdym razie kamień miał ponad sto milionów lat. Był taki sam jak kamienna warstwa w tylnej części niszy, skąd Marsjanie wyłupali bloki użyte potem do budowy.

A to nam wiele nie mówi, rozmyślał Jamie. Nie interesuje nas specjalnie wiek kamienia, szukamy wieku budynku. Kiedy Marsjanie wyrąbali te kamienne bloki i użyli ich do budowy swojej… świątyni.

Rozsiadając się wygodnie w wyściełanym krześle, Jamie uświadomił sobie, że nie myśli już o budowli jako o budynki mieszkalnym. Oni tu nie mieszkali. To była jakaś świątynia, miejsce, gdzie odprawiali swoje święte rytuały.

Na przykład pisanie historii na ścianach? Jeśli tym są znaki na ścianie, to jest to strasznie krótka historia. Trzy ściany zapisane skomplikowanymi znakami, niektóre z nich to piktogramy, większość wyglądała jednak na znaki, nie na słowa.

I wszystkie one coraz gorszej jakości, przechodzące w coś, co wyglądało na dziecinne bazgrały. Albo napisy wykonane przez kogoś, komu bardzo się spieszy.

Stuknięcie w drzwi wyrwało Jamiego z zadumy. Zanim odpowiedział, harmonijkowe drzwi stanąły otworem i pojawił się w nich Dex.

— Widzę, że dostałeś analizę Wileya — rzekł Dex bez żadnych wstępów. — Dobra jest.

— Tak, kawał dobrej roboty — przytaknął Jamie. — Ale za wiele nam nie pomoże.

Dex usadowił się na brzegu niepościelonej pryczy Jamiego.

— Masz rację. Musimy wymyślić jakiś sposób datowania saiego budynku.

— Jakieś pomysły? Dex potrząsnął głową.

— Przejrzałem literaturę i pogadałem z archeologami na Ziemi.

— I nic z tego. Podrywając się, Dex rzekł:

— Problem polega na tym, że na Ziemi mamy stratygrafię, datowanie metodą połowicznego rozpadu, nawet zapisy, które potrafimy rozszyfrować. A tutaj nic nie jest pewne.

— Nowe terytorium.

— Ty mi to mówisz. — Dex przeczesał rękami ciemne włosy. Jamie zauważył, że były jakieś luźniejsze, mniej kręcone niż przy ich pierwszym spotkaniu. Na Marsie jest sucho. Kiepska perspektywa dla fryzury.

— Może powinniśmy rozmawiać z astronomami, nie z archeologami — podsunął Jamie.

Dex rzucił mu zdziwione spojrzenie.

— Astronomami, którzy zajmują się datowaniem meteorytów — wyjaśnił Jamie. — Jakoś sobie radzą ze skałami, które mają miliony lat. Może nawet miliardy.

Przysiadając z powrotem na pryczy, Dex rzekł powoli:

— Tak, to może być to. Potrafią określić, kiedy powstał meteoryt i kiedy został rozbity wskutek kolizji z innymi meteoroidami, prawda?

Jamie skinął głową.

— Może nam pomogą.

— Skontaktuj się z DiNardo — rzekł Dex. — On powinien być w stanie znaleźć odpowiednich ludzi.