— Tak? — spytała sierżant Angua.
— Skończyłem rozmawiać z tym panem — oznajmił Drumknott.
— I jestem zmęczony.
William westchnął i schował notes.
— Dziękuję — powiedział. — Był pan niezwykle… pomocny.
Ruszyli z Anguą korytarzem.
— On chyba nie chce uwierzyć, że Patrycjusz mógł go zaatakować.
— Doprawdy? — odpowiedziała sierżant.
— Wygląda na to, że porządnie oberwał w głowę — ciągnął William.
— Tak wygląda?
— Proszę posłuchać, przecież nawet ja czuję, że coś tu brzydko pachnie.
— Czuje pan?
— Rozumiem — rzekł William. — Skończyła pani Szkołę Komunikacji Pana Vimesa, tak?
— Skończyłam? — spytała sierżant Angua.
— Lojalność to wspaniała cecha.
— Tak? Do wyjścia tędy…
Angua wyprowadziła Williama aż na ulicę. Wróciła na górę, do gabinetu Vimesa, i cicho zamknęła za sobą drzwi.
— Czyli zauważył tylko gargulce? — odezwał się Vimes, który obserwował przez okno, jak William oddala się ulicą.
— Najwyraźniej. Ale ostrzegam przed niedocenianiem go, sir. Jest spostrzegawczy. Bezbłędnie trafił z tą bombą miętową. A ilu funkcjonariuszy by zwróciło uwagę na to, jak głęboko strzała wbiła się w podłogę?
— To niestety prawda.
— Zauważył też drugi kciuk Igora. No i mało kto zwraca uwagę na pływające ziemniaki.
— Igor jeszcze się ich nie pozbył?
— Nie, sir. Wierzy, że od błyskawicznej ryby z frytkami dzieli nas tylko jedno pokolenie.
Vimes westchnął.
— No dobrze, sierżancie. Dajmy spokój ziemniakom. Jak stoją jego szanse?
— Sir?
— Wiem, co się dzieje w pokoju służbowym. Nie byliby strażnikami, gdyby nie robili zakładów.
— Co do pana de Worde?
— Tak.
— No więc… dziesięć do sześciu, że nie dożyje przyszłego poniedziałku, sir.
— Możesz rozpuścić wiadomość, że nie podobają mi się takie zabawy?
— Tak jest, sir.
— Zbadaj, kto prowadzi listę, a kiedy już odkryjesz, że to Nobby, zabierz mu ją.
— Oczywiście, sir. A pan de Worde?
Vimes wbił spojrzenie w sufit.
— Ilu funkcjonariuszy go pilnuje?
— Dwóch.
— Nobby zwykle trafnie ocenia szansę. Myślisz, że to wystarczy?
— Nie.
— Ja też nie. Ale brakuje nam ludzi. Będzie musiał się nauczyć trudniejszym sposobem. Jednak problem z trudniejszym sposobem polega na tym, że dostaje się tylko jedną lekcję.
Pan Tulipan wyłonił się z zaułka, gdzie negocjował kupno bardzo małej torebki czegoś, co wkrótce miało się okazać trucizną na szczury zmieszaną ze sproszkowanymi kryształkami wybielacza.
Pan Szpila czytał duży arkusz papieru.
— Co to takiego? — zainteresował się pan Tulipan.
— Kłopoty, jak sądzę. — Pan Szpila złożył papier i wsunął go do kieszeni.
— To miasto działa mi na …one nerwy — stwierdził pan Tulipan, kiedy ruszyli ulicą dalej. — Dostałem …onego bólu głowy. I noga mnie rwie.
— I co? Mnie też ugryzł. Popełnił pan wielki błąd z tym psem, panie Tulipanie.
— Chce pan powiedzieć, że nie powinienem do niego strzelać, panie Szpilo?
— Nie. Chcę powiedzieć, że nie powinien pan chybiać. Uciekł.
— To tylko pies — burknął pan Tulipan. — Czy pies to aż taki problem? Przecież nie jest …onym wiarygodnym świadkiem. W ogóle nas nie uprzedzili o tym …onym psie. — W kostce budziło się to gorące, mroczne wrażenie, że ktoś ostatnio nie mył zębów. — Spróbowałby pan nieść gościa, kiedy …ony pies gryzie pana po nogach! A właściwie czemu ten …ony zombi w ogóle nas nie uprzedził, że ten …ony typ jest taki szybki? Gdyby nie zagapił się na tego …onego ćwoka, toby mnie dorwał!
Pan Szpila wzruszył ramionami. Ale zanotował w pamięci, że pan Slant zapomniał poinformować Nową Firmę o licznych faktach. A jednym z nich było to, że Vetinari poruszał się jak kobra.
To będzie prawnika kosztować dużo pieniędzy. Niewiele brakowało, a pan Szpila zostałby zraniony.
Odczuwał jednak dumę, że poczęstował tego urzędnika nożem i wypchnął Charliego na podest, żeby paplał coś do głupich służących. Tego nie było w scenariuszu. Taką właśnie obsługę zapewnia Nowa Firma. Pstryknął palcami. Tak! Potrafią reagować, potrafią improwizować, potrafią być kreatywni…
— Przepraszam na chwilkę, panowie…
Jakiś typ wyskoczył zza rogu, z nożami w obu rękach.
— Gildia Złodziei — powiedział. — Jeśli można… To oficjalny rabunek.
Ku zaskoczeniu złodzieja pan Szpila i pan Tulipan nie wydawali się ani zaskoczeni, ani przestraszeni, mimo wielkości obu noży. Przypominali raczej parę lepidopterologów, którzy natrafili na motyla zupełnie nowego gatunku i zobaczyli, że próbuje wymachiwać malutką siatką.
— Oficjalny rabunek? — powtórzył wolno pan Tulipan.
— Ach, panowie są gośćmi w naszym pięknym mieście? — ucieszył się złodziej. — A zatem to szczęśliwy dzień dla pana i… pana. Kradzież kwoty dwudziestu pięciu dolarów gwarantuje immunitet wobec jakichkolwiek napadów ulicznych przez okres sześciu miesięcy oraz… tylko w tym tygodniu… do wyboru ten wspaniały komplet kryształowych kieliszków do wina albo użyteczny zestaw narzędzi grillowych, które wzbudzą zazdrość u wszystkich przyjaciół.
— Znaczy… jesteś legalny? — zdziwił się pan Szpila. — Jakich …onych przyjaciół? — zapytał pan Tulipan.
— Tak jest, drogi panie. Lord Vetinari uważa, że ponieważ w mieście zawsze występuje jakaś przestępczość, to lepiej, żeby była zorganizowana.
Pan Tulipan i pan Szpila spojrzeli po sobie.
— No cóż, Legalność to moje drugie imię — oświadczył pan Szpila i wzruszył ramionami. — W pańskie ręce, panie Tulipanie.
— A skoro jesteście nowo przybyłymi, mogę wam zaproponować promocyjną kradzież stu dolarów, która w efekcie da wam immunitet na pełne dwadzieścia sześć miesięcy, plus tę książeczkę talonów restauracyjnych, kuponów zniżkowych przy wynajmie koni oraz voucherów rozrywkowych, wartą całe dwadzieścia pięć dolarów według dzisiejszych cen. Wasi sąsiedzi będą podziwiali…
Ręka pana Tulipana poruszyła się błyskawicznie. Dłoń niczym kiść bananów chwyciła złodzieja za szyję i walnęła jego głową o mur.
— Niestety, drugim imieniem pana Tulipana jest Drań.
Pan Szpila zapalił papierosa. Głuche odgłosy nieustającej wściekłości pana Tulipana wciąż rozlegały się za nim, kiedy sięgnął po kieliszki i przyjrzał im się krytycznie.
— Phi… Tanie szkło, nie żaden kryształ — stwierdził. — Nikomu dzisiaj nie można wierzyć. Rozpacz człowieka ogarnia…
Ciało złodzieja osunęło się na ziemię.
— Myślę, że wybiorę raczej …ony zestaw do grilla. — Pan Tulipan przestąpił nad byłym napastnikiem. — Widzę, że zawiera kilka bardzo użytecznych szpikulców i łopatek, które nadadzą nowy …ony wymiar elegancji wszystkim posiłkom al fresco na patio.
Rozerwał pudełko i wyciągnął niebiesko — biały fartuch. Obejrzał go z zainteresowaniem.
— „Zabić kucharza!!!” — przeczytał i wsunął go przez głowę. — Poważnie, zestaw wysokiej klasy. Muszę zdobyć jakichś …onych przyjaciół, żeby mogli mi zazdrościć, kiedy będziemy się posilać na tym …onym al fresco. Jak te …one talony?
— Nigdy nie ma w nich niczego sensownego — stwierdził pan Szpila. — To tylko sposób na pozbycie się towaru, którego nikt nie chce kupić. O, proszę popatrzeć: „25% zniżki w Kapuścianym Zamku Furby’ego”.