Выбрать главу

Odrzucił książeczkę.

— Ale i tak nieźle — ocenił pan Tulipan. — Miał przy sobie dwadzieścia dolarów, więc ubiliśmy… ony dobry interes.

— Będę zadowolony, kiedy już stąd wyjedziemy — oświadczył pan Szpila. — Dziwaczne miasto. Chodźmy postraszyć trupa i wynośmy się stąd.

* * *

— Zeeeezuujj… GUT!

Okrzyk dzikiego sprzedawcy azet rozległ się na placu o zmierzchu, kiedy William maszerował w stronę Błyskot — nej. Jak zauważył, wciąż dobrze się sprzedawali.

Jedynie przypadkiem, gdy obok przeszedł jakiś nabywca, zobaczył tytuł:

KOBIETA URODZIŁA KOBRĘ

Przecież Sacharissa nie wypuściła kolejnego wydania samodzielnie… Podbiegł do sprzedawcy.

To nie był „Puls”. Tytuł, wielką i grubą czcionką, chyba lepszą od tej, której używały krasnoludy, brzmiał:

— Co to jest? — zapytał sprzedawcy, który społecznie przewyższał Rona i jego grupę o kilka warstw brudu.

— Co co jest?

— Co to jest to?

Głupia rozmowa z Drumknottem sprawiła, że William był naprawdę zdenerwowany.

— Nie mnie pytaj, szefie. Dostaję pensa od każdej sprzedanej sztuki. Tyle wiem.

— „Deszcz Zupy w Genoi”? „Kwoka trzykrotnie znosi Jajo podczas Huraganu”? Skąd oni to wszystko wzięli?

— Słuchaj pan, szefie, przecież jakbym umiał czytać, tobym nie sprzedawał tych papierów, nie?

— Ktoś jeszcze założył pismo! — domyślił się William. Zerknął na drobny druk u dołu pojedynczej strony — tutaj nawet drobny druk nie był bardzo drobny.

— Na Błyskotnej?

Przypomniał sobie robotników kręcących się przed starym magazynem. Jak mogli… Ale Gildia Grawerów przecież mogła, prawda? Mieli już prasy i z całą pewnością mieli pieniądze. Dwa pensy to śmieszna cena, nawet za tę jedną stronę… śmiecia. Jeśli sprzedawca dostaje pensa, to jakim cudem drukarz zarabia jeszcze jakieś pieniądze?

I wtedy sobie uświadomił: przecież wcale nie o to chodzi… Chodzi o to, żeby załatwić „Puls”.

Wielki czerwono-biały szyld „Super Faktów” był już na miejscu po drugiej stronie ulicy, naprzeciw Kubła.

Jeden z krasnoludów Dobrogóra obserwował magazyn zza muru.

— Mają tam już trzy prasy — powiedział. — Widział pan, co zrobili? Wypuścili druk w pół godziny!

— Tak, ale to tylko jedna strona. I wymyślone nowiny.

— Tak? Nawet ta o wężu?

— Założę się o tysiąc dolarów… — William przypomniał sobie, że mniejsza czcionka informowała, jakoby zdarzenie miało miejsce w Lancre. Zmienił swoją wycenę. — Założę się co najmniej o sto dolarów.

— To jeszcze nie jest najgorsze — stwierdził krasnolud. — Lepiej idź pan do środka.

Wewnątrz prasa zgrzytała przy pracy, jednak krasnoludy w większości stały bezczynnie.

— Podać ci same tytuły? — spytała Sacharissa, gdy tylko wszedł.

— Lepiej tak. — William usiadł przy swoim biurku.

— Grawerzy proponują Krasnoludom Tysiąc Dolarów za Prasę.

— No nie…

— Wampirzy Ikonografik oraz ciężko pracująca Autorka Tekstów kuszeni Pensją wysokości 500 Dolarów — ciągnęła Sacharissa.

— Nie, doprawdy…

— Ktoś chce przelecieć Krasnoludy na Papierze.

— Co?

— To dokładny cytat z pana Dobrogóra — wyjaśniła Sacharissa.

— Nie będę udawać, że wiem, co miał na myśli, ale zrozumiałam, że został im jeszcze zapas tylko na jedno wydanie.

— A jeśli chcemy więcej, cena jest pięć razy wyższa niż ostatnio

— dodał Gunilla, podchodząc do biurka. — Grawerzy go wykupują. Podaż i popyt, mówi Król.

— Król? — William zmarszczył brwi. — Chodzi ci o pana Króla?

— Tak, o Króla Złotej Rzeki — potwierdził krasnolud. — Owszem, z trudem, ale moglibyśmy tyle zapłacić. Tylko że jeśli ci z przeciwka będą tę swoją kartkę sprzedawać po dwa pensy, zaczniemy pracować właściwie na darmo.

— Otto powiedział człowiekowi z gildii, że jeśli znów go tu zobaczy, złamie swoje ślubowanie — oświadczyła Sacharissa. — Bardzo się rozgniewał, bo ten typ próbował wybadać, w jaki sposób Otto robi drukowalne ikonogramy.

— A co z tobą?

— Ja zostaję — zapewniła Sacharissa. — Nie ufam im, zwłaszcza że są tacy podstępni. Wydawali mi się ludźmi bardzo… bardzo niskiej klasy. Ale co my teraz zrobimy?

William przygryzł kciuk i popatrzył na swoje biurko. Kiedy przesunął nogę, but z pocieszającym stukiem zahaczył o skrzynkę z pieniędzmi.

— Możemy trochę przyciąć objętość — zaproponował Dobrogór.

— Tak, ale wtedy ludzie nas nie kupią — stwierdziła Sacharissa.

— A powinni nas kupować, bo to my drukujemy prawdziwe informacje.

— Muszę przyznać, że nowiny z „SuperFaktów” brzmią ciekawiej.

— Bo oni nie muszą tam opisywać żadnych faktów! — burknęła.

— No więc mnie nie przeszkadza, jeśli wrócę do dolara dziennie, a Otto mówi, że może pracować za pól, jeśli tylko pozwolimy mu mieszkać w piwnicy.

William ciągle wpatrywał się w pustkę.

— Oprócz prawdy — powiedział zamyślony — co mamy takiego, czego nie ma gildia? Możemy drukować szybciej?

— Jedna prasa przeciwko trzem? Nie — stwierdził Dobrogór.

— Ale założę się, że umiemy szybciej składać.

— A to znaczy…

— Prawdopodobnie możemy ich wyprzedzić i pierwsi puścić „Puls” na ulice.

— Nooo… dobrze. To może pomóc. Sacharisso, znasz kogoś, kto szuka pracy?

— Nie przeglądałeś listów?

— No, nie tak dokładnie…

— Mnóstwo ludzi szuka pracy. To jest Ankh-Morpork!

— No dobrze. Znajdź trzy listy, w których jest najmniej błędów ortograficznych, i poślij Rocky’ego, żeby zatrudnił autorów.

— Jeden z nich to pan Bendy — ostrzegła Sacharissa. — Chce więcej pracy. Umiera niedostatecznie wielu interesujących ludzi. Wiedziałeś, że on dla zabawy chodzi na różne spotkania i zapisuje wszystko, co się tam mówi?

— A dokładnie zapisuje?

— Jestem pewna. To właśnie taki typ. Ale chyba nie mamy miejsca…

— Jutro rano przechodzimy na cztery strony. Nie patrzcie tak. Mam kolejne wiadomości o Vetinarim i zostało nam dwanaście godzin, żeby zdobyć papier.

— Mówiłem już, że Król nie sprzeda nam więcej papieru za przyzwoitą cenę — odezwał się Dobrogór.

— Jest w tym niezła historia — stwierdził William.

— To znaczy…

— Tak, wiem. Muszę jeszcze napisać tekst, a potem ty i ja wybierzemy się do niego z wizytą. Aha, i poślij kogoś do wieży semaforowej, dobrze? Chcę przekazać wiadomość królowi Lancre. Mam wrażenie, że kiedyś go poznałem.

— Sekary kosztują. Dużo kosztują.

— Poślij mimo wszystko. Jakoś zdobędziemy pieniądze.

— William pochylił się nad otworem prowadzącym do piwnicy.

— Otto?

Wampir wynurzył się do piersi. W ręku trzymał na pól rozłożony ikonograf.

— Co mogę dla vas zrobić?

— Dasz radę wymyślić coś specjalnego, żeby sprzedawać więcej „Pulsu”?

— A czego teraz chcecie? Obrazkóv, które vyskakują ze strony? Obrazkóv, które móvią? Obrazkóv, v których oczy podążają za człoviekiem dookoła?