Выбрать главу

– Nie spodziewałeś się, że mnie weźmie?

– Wiedziałem, że to duże wyzwanie, ale wiesz, co się mówi: zaczynaj od góry. Maddy, udało ci się.

– Tak. – Aż się zapadła w sobie, gdy to do niej dotarło. – Niech to diabli, naprawdę mi się udało. – Spojrzała na niego, a potem rzuciła mu się na szyję. – Dziękuję!

Odwzajemnił uścisk, nawet się nie zastanawiając. I wtedy świadomość, że znowu ją trzyma w ramionach, uderzyła w jego zmysły oślepiającą falą. Zamknął oczy, gdy uderzenie go zmiotło. Jako drugie uderzyło pożądanie, ścinając go z nóg.

Nim zorientowała się, co się dzieje, jego dłonie były w jej włosach, a wargi na jej ustach. Smak Maddy sprawił, że w jego żyłach zabuzowała radość. Jej imię rozbrzmiewało w rytm bicia jego serca. Po łatach tęsknoty za nią znowu obejmował Maddy, znowu całował Maddy.

Przechylił głowę, całując ją mocniej, żeby poczuć, jak odpowiada na jego pocałunki w typowy dla siebie sposób – z równym jemu zapałem. Całe jego ciało ożyło, gdy ich usta otworzyły się i połączyły. Chciał ją przenieść ponad dźwignią biegów, posadzić sobie na kolanach, wsunąć ręce pod jej sukienkę i poczuć ciepło jej skóry. Znowu jęknęła i wygięła się ku niemu, jakby pragnęła tego samego.

Maddy! Śpiewało jego serce. Całował Maddy!

Dobry Boże!

Jego umysł oprzytomniał, a ciało zamarło.

Całował Maddy!

Szarpnął się do tylu i odsunął ją na odległość ramion. Krew tętniła mu jak fala przyboju uderzająca o skały. Maddy patrzyła na niego. Oddychała ciężko i szybko jak on.

– Co tu się stało? Zamrugała jak ogłuszona.

– Nie wiem.

Odsuwając ją, jakby się okazała żywym ogniem, przywarł plecami do drzwi samochodu.

– My tego nie robiliśmy.

– Właśnie to zrobiliśmy.

– To tylko nawyk. – Położył ręce na kierownicy. – Odruch bezwarunkowy, jak ten z kolanem. Wsadź nas do samochodu i buch, znowu jesteśmy w szkole średniej i obściskujemy się na przednim siedzeniu kombi Pułkownika.

– Zwykle kończyliśmy na tylnym siedzeniu. – Zerknęła na tył półciężarówki. – Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł, zważywszy, gdzie zaparkowaliśmy. Chyba że chcemy zostać aresztowani za nieprzyzwoite zachowanie w miejscu publicznym.

– Nie obchodzi mnie, gdzie zaparkowaliśmy. – Ręka mu się trzęsła, gdy wkładał kluczyki. – To się więcej nie zdarzy.

– Oczywiście, że nie. – Maddy położyła ręce na kolanach i patrzyła prosto przed siebie. – Nie, jeśli tego nie chcesz.

– Nie chcę.

Czy próbowała powiedzieć, że ona wręcz przeciwnie? Ta myśl sprawiła, że prawie spanikował, gdy wyjeżdżał z parkingu. Co sobie myślał, żeby ją tak pocałować? A może to ona pocałowała jego? Szczerze mówiąc, nie pamiętał. Wiedział tylko, że ledwie upłynęło czterdzieści osiem godzin, a ona już ominęła jego linię obrony. Czy niczego się nie nauczył poprzednim razem?

Komandosi pokazali mu, że ciało może znieść bardzo silny ból fizyczny. Jednak zdecydowanie nie zgadzał się, aby tego lata Maddy znowu zakradła się do jego serca, a potem odeszła jesienią. Tego cierpienia już by nie zniósł.

Rozdział 9

Kiedy tylko wróciła do bezpiecznego miejsca w obozie, Maddy rzuciła się, żeby napisać do Christine i Amy.

Temat: Pomocy!

Wiadomość: Coś się dzisiaj wydarzyło i jestem kompletnie przerażona. Boję się, że znowu zakochuję się w Joem. Tyle że tym razem jest inaczej. Jakimś cudem jeszcze straszniej. Nie jestem na to gotowa. Nie jestem gotowa na zakochanie się w kimkolwiek. A już na pewno nie tak szybko. Jak to zatrzymać?

Amy: Ej, czekaj, wróć! Co się stało?

Maddy: Joe mnie pocałował. Albo ja jego. Trochę mi się to zamazało. Zabrał mnie dziś do kilku galerii i wszystko szło znakomicie. Mało tego: jedna z galerii przyjęła moje prace. (O szczegółach później, obiecuję. Będziecie zachwycone). Kiedy wróciliśmy do jego wozu, oboje byliśmy podekscytowani i potem nagle się całowaliśmy. I to jak! Nie wiem, czy kiedykolwiek w życiu tak się całowałam. Nawet z nim.

I wtedy nagle się rozłościł. Nie wiem, czy na siebie, czy na mnie. I dał mi jasno do zrozumienia, że nie zamierza się znowu angażować. Więc teraz sytuacja jest jeszcze bardziej niezręczna niż wczoraj. Pomocy! Co mam zrobić?

Amy: Dobra, więc po pierwsze GRATULACJE z powodu galerii!!! Nie mogę się doczekać szczegółowej opowieści. A teraz wracam do Joego. Czy kiedy powiedziałaś, że on nie chce się znowu angażować, sugerowałaś, że ty tak?

Maddy usiadła wygodniej i wypuściła głośno powietrze. Przypomniała sobie tamtą chwilę w Ore House, kiedy opuścił tarczę na tyle nisko, by zobaczyła, jakim cudownym człowiekiem się stał. Pod pewnymi względami nadal był zranionym buntownikiem, ale był też silny, współczujący, ujmujący i pełen entuzjazmu, nawet jeśli starał się to ukryć. Potem jednak natychmiast zatrzasnął za sobą wszystkie bramy.

Drżącymi rękami napisała odpowiedź: Nie wiem. Pociąga mnie pod wieloma względami. Zdecydowanie temu nie zaprzeczam. Gdyby był kimś obcym, w jednej chwili zaczęłabym się z nim spotykać. Nigel zmarł niemal dwa łata temu. Muszę kiedyś znowu zacząć się umawiać, a Joe – ten nowy Joe – to naprawdę świetny facet. Ale nie jest obcy i nie chce mieć ze mną nic wspólnego. Przeraża mnie myśl, że mamy znowu spotkać się na kolacji. Katastrofa.

Amy: Może do tego czasu trochę się uspokoi i wrócicie do miejsca sprzed pocałunku.

Maddy miała taką nadzieję. Mimo to potwornie się denerwowała, czekając na kolację.

Niestety wróciła tego wieczoru z jadalni jeszcze bardziej roztrzęsiona i zmieszana. Znalazła e-mail od Christine, która dopytywała się o szczegóły w związku z galerią. List kończył się słowami: A co do Joego, który wściekł się z powodu pocałunku – nawiasem mówiąc, całus musiał być bardzo gorący! – może przeraził się tak samo jak ty. I stąd jego gniew. To powszechnie znany fakt, że mężczyźni źle sobie radzą ze strachem. O wiele bardziej wolą się wściekać. Będzie się tak zachowywał, dopóki się nie uspokoi.

Maddy: Myślę, że możemy bezpiecznie stwierdzić, że się uspokoił. Całkowicie. Teraz zachowuje się tak, jakby nic się nie stało, i traktuje mnie jak pozostałe koordynatorki. Nie wiem, wściekać się czy przyjąć to Z ulgą.

Christine: Cóż, wiem, co ja bym czuła, gdyby mężczyzna pocałował mnie tak gorąco, a potem udawał, że nic się nie stało. Ale daj mu trochę czasu, Maddy. Może wcale nie uspokoił się tak bardzo, jak ci się wydaje.

Mijały dni, a zachowanie Joego nie zmieniało się. Był aż do bólu uprzejmy, ale zachowywał dystans. Siódmego ranka Maddy siedziała podczas śniadania na przeciwległym końcu ławki. Od tygodnia jadali wspólne posiłki, a jakoś zawsze udawało im się siadać tak daleko od siebie, jak tylko się dało. Mimo to za każdym razem robiło jej się gorąco i zimno przez sam fakt przebywania z nim w jednym pomieszczeniu. Kości dosłownie bolały ją od zakłopotania, żalu i tęsknoty za tym, żeby sytuacja wyglądała inaczej.

Kiedy zdała sobie z tego sprawę, zmarszczyła czoło. Może rozkładała ją grypa. I to by znaczyło, że rewolucje żołądkowe nie miały nic wspólnego z Joem.

A może to wina lekko niedosmażonych jajek, które jedli co rano. W ramach testowania tej teorii szturchnęła jajecznicę, a potem rozejrzała się po siedzących przy stole, żeby sprawdzić, czy ktoś jeszcze źle się czuje.